jo, nawet bardzo. do polowy wgniatal w fotel, koncowka z deka na minus, ale chyba tak musialo byc.
Końcówka zmusiła mnie do ciągłego wypowiadania "o ...rwa" przez całe napisy. Film obejrzałem wczoraj a zakończenie przypomina mi się co 5 minut i ciągle do niego wracam.
Ojj tak, a szok jest chyba jeszcze większy, że nie pozwalają Ci się nim napawać, bo od razu wjeżdża wesoła muzyczka z bajkowymi postaciami, i nie wiem jak inni, ale ja miałam w myśli tylko jak po takim zakończeniu można dać coś takiego...pamiętam, że zastopowałam wówczas film i siedziałam w szoku dobrą chwilę.
Miazga.
Muzyczka idealnie podsumowuje absurd i szaleństwo całego filmu...
To taki koszmarny dodatek po tym zakończeniu, który dalej bawi się z widzem, zbierającym szczękę z podłogi.
Według mnie zabieg doskonały, jeszcze bardziej mącący w głowie.
Jak nigdy, siedziałam wmurowana do końca napisów.
Hmmm w sumie jak tak rozmyślam nad tym co napisałaś..to muszę przyznać ci rację.
Takiej reakcji nie miałam po żadnym filmie. Zawsze dawano człowiekowi posiedzieć w spokoju i ciszy, a tu nie.
Dla mnie zakończenie było genialne. Kilka razy oglądałam samą końcówkę i mimo, że nie robi aż takiego wrażenia jak za pierwszym razem, to i tak jest fenomenalna (ta chwila zawahania z krzesłem i ostatnie zdanie Bruce'a - mistrzostwo - chyba nawet wygląda lepiej niż w książce, którą notabene polecam).
A co do muzyczki na końcu to uważam, że jej tekst i melodia są świetnym ironicznym podsumowaniem przyczyny samobójstwa Robertsona "Love really hurts without you"...
bardzo dobry - teksty mnie rozwalały - super gra Jamesa, w sumie skusiłem się na niego z uwagi na występ Imogen Poots ale warto było ^^
''Brud'' przywodzil mi na mysl ''Doma Hemingway'' z Judem Law - swoja droga - produkcji w moim odczuciu o wiele lepszej.