Kto w ogóle wymyślił, żeby z luźnej komedii ze śmiesznymi hasełkami w połowie zrobić kiepski dramat okraszony wiecznie przepitą mordą głównego bohatera, której zwyczajnie ma się w pewnym momencie dość?
Jak dla mnie albo jedno, albo drugie, bo potem wychodzi gniot.