(prawie jak stół Durczoka)
vanitas, vanitatum et omnia vanitas. Niezły film, czasem może odrobinę sztampowo przegięty, przegadany i nielogiczny, ale to drobiazgi.
Choć na początku budzi odrazę, ma jednak w sobie głębię tej bezdennej marności. A przynajmniej ja ją odczułam.
Może to też zasługa mojego ulubieńca McAvoya, jego śmiesznego akcentu i dobrze dobranej, kontrastującej muzyki.
7/10 spokojnie.