Choć fascynują mnie filmy o geniuszu, zwłaszcza te z wątkiem "genialnego idioty"-osoby, która zachowuje się w taki sposób, że już na wstępie mamy ochotę zapytać jak KTOŚ TAKI może mieć TAKI talent !? to "Buntownik..." zdecydowanie mi się nie spodobał.
Czegoś brakuje. W Ramanujanowy geniusz głównego bohatera muszę wierzyć na słowo, gdyż mimo skomplikowanych wzorów pisanych z taką łatwością nie wyczuwa się go wcale. Mamy za to ordynarnego młodziana wyrażającego się jak przysłowiowy (bez urazy dla osób wykonujących ten zawód) budowlaniec. I tyle. Ta połowa istoty głównego bohatera przesłania drugą, a twórcy zbyt skupiający się na rzucaniu mięchem zapomnieli chyba, że ów "genialny idiota" składa się nie tylko z idiotyzmu (rozumianego tu przeze mnie jako zachowanie powodujące reakcję otoczenia podobną do wstrząsu jaką przeżył Salieri z "Amadeusza"- "TO był Mozart!") ale i z geniuszu właśnie.
Zamysł na film-sam w sobie-dobry, wykonanie, no cóż...
Doskonały wzorzec negatywny.
Zatem gdyby adepci filmówki chcieli zmierzyć się z tego rodzaju tematami to radzę obejrzeć "Buntownika...", "Amadeusza" i "Piękny umysł"
Tytuł pierwszy to wzorcowy przykład : tak nie możesz!
dwa pozostałe: tak powinieneś
Poćwicz czytanie ze zrozumieniem, bo widze, ze szwankuje i to mocno:
-wiesz do czego czasem bywa używany cudzysłów?
-zresztą w tej samej linijce wyjaśniam o co mi chodzi-o geniusz (u Buntownika-matematyka, u Mozarta z "Amadeusza"-muzyka) którym cechuje się osoba, której nijak na pierwszy rzut oka o ten geniusz byśmy nie podejrzewali, bo zachowuje się, zwyczajnie, nie przejawia swej niezwykłej inteligencji, a czasem jej zachowanie jest...głupie (Jak Mozarta w filmie Formana, co zaszokowało Salierego, który geniusza wyobrażał sobie zupełnie inaczej)
Maniera przysłowiowego budowlańca i rzucanie mięchem też sprawiają, że osoby, która się nimi charakteryzuje nie podejrzewamy i geniusz. I sam/sama na widok takowego nie myślisz-koleś/panna jest geniuszem, matematycznym, muzycznym, informatycznym itd.
Bohaterowi brak kultury osobistej i nikt by nie podejrzewał, że jest diablo inteligentny. Zgoda. Za chwilę piszesz, że z Mozartem było tak samo. Zgoda. Tylko dlaczego jedna postawa jest "doskonałym wzorcem negatywnym", a druga pozytywnym?
Ach, no i jaki cudzysłów? W zdaniu, na którym się oparłam nie zastosowałaś go w tym zwrocie, który wskazałam.
Dlatego, że w "Amadeuszu" mamy zarówno (cudzysłów ;) ) "idiotyzm" (bohater często zachowuje się jak pacan) jak i geniusz podczas gdy w "Buntowniku..." tego geniuszu nie ma, a w najlepszym razie jest on przytłoczony (zmiażdżony) mało inteligentnym "ja" głównego bohatera. Te dwa elementy powinny być w większej równowadze.
W "Buntowniku..." mamy tylko strzępy; jakieś tam równania, bodajże raz w całym filmie pada nazwisko Ramanujan, który jest pierwowzorem tytułowej postaci. Ja po raz pierwszy dowiedziałam się o nim właśnie z tego filmu, a cała masa komentarzy z opinią, że bohater-chłopak od prostych prac fizycznych z wiedzą taką, że zagina nie tylko prymusów uniwersyteckich, ale i profesorów-jest po prostu mało wiarygodny wskazuje, że nie jestem jedyna.
I tu pojawia się pole do popisu (albo spaprania) dla reżysera; albo skupienie na tajemnicy geniuszu, może pomocne okażą się tu wyraźniejsze, choć siłą rzeczy w wersji uwspółcześnionej (Ramanujan żył na przełomie XIX i XX w) odniesienia do biografii Hindusa, albo misz-masz typu przeklinanie-jakieś tam prace w stylu woźnego-mina marudera i skrzywienie na cały świat-piwko z kolegami i dalsze dialogi typu budowlaniec-brak chęci wyjścia poza funkcjonowanie w stylu „koleś co to zna 30 słów i żłopie browarka”-od czasu do czasu jakby od niechcenia jakieś równanie. I reżyserowi niestety wyszło to drugie.
To nie jest kwestia postawy. Tylko kwestia jej ukazania przez reżysera. Forman wypośrodkował. Ordynarność Mozarta nie razi, czuje się tematy, jakie ten film porusza, m. in. tajemnicę geniuszu. W "Buntowniku..." nie czuć tego ani trochę. W geniusz bohatera wpleciony w film troszkę na zasadzie ni przypiął ni przyłatał musimy uwierzyć na słowo. Być może jest to trudniejsze niż w przypadku Mozarta, który jest postacią niezwykle znaną, wszyscy wiedzą, że Mozart był geniuszem, ale nie wszyscy wiedzą, że geniuszem był Ramanujan (zdaje się, że wyjątkowym, nawet jak na geniusza), ale właśnie dlatego i tym bardziej zachowanie tego złotego środka jest tak ważne.
Powyżej w cudzysłowie umieściłam określenie „genialny idiota”- człowiek, który posiada nieprawdopodobny dar, geniusz, a jednocześnie zachowuje się w taki sposób, że dla ludzi jest szokujące, że ktoś taki może taki dar mieć, bo często zachowuje się jak głupek.
Różnica taka, bo to są dwa zupełnie inne filmy. W "Amadeuszu" mamy geniusza-artystę (to jest ważne, bo łatwiej jest pokazać genialnego pianistę, który swą grą chwyta nas za serce, niż faceta rozwiązującego zadania w mgnieniu oka - ten raczej swą bystrością nie wzbudzi porywających emocji), ale widzimy go z perspektywy innej osoby. Główny bohater skupia się na własnych rozterkach związanych z niecodziennym talentem kolegi po fachu, nie roztrząsa psychiki i osobowości Mozarta, prędzej zwraca uwagę na jego ekscentryczne zachowanie i niespotykany dar. To film o artyście-geniuszu. Buntownik jest zupełnie o czym innym - wątek diabelskiej inteligencji nie jest tym głównym wątkiem, autorzy skupiają się na przyczynie buntu Willa, dlaczego nie wykorzystuje swych niezwykłych umiejętności, dlaczego zamyka się w hermetycznej klatce i ucieka przed ludźmi i zaangażowaniem. Widzimy zwykłego chłopca, który równie dobrze mógłby być niesamowitym pianistą - nie zaważyłoby to na fabule, bo nie o to tu chodzi. To historia o każdym z nas - pyta, dlaczego nie wykorzystujemy swych szans. A dlaczego zachowuje się tak "idiotycznie"? No cóż, mi to odpowiada. Widzimy Willa "od kuchni", jaki jest naprawdę - geniusz to nie osoba, która wali na prawo i lewo mądrymi frazesami. To zwykły człowiek, dość ekscentryczny, często chamski, prawda, ale na zewnątrz całkiem normalny, jak każdy z nas. Geniusz tkwi wewnątrz.
Niekoniecznie...genialnego matematyka trudniej pokazać niż geniusza muzycznego, ale jest to wykonalne (doskonałym przykładem jest "Piękny umysł").
Dar Willa nawet jeśli ten ma opory przed korzystaniem z niego trzeba przedstawić tak, aby widz w niego wierzył. Tymczasem masa komentarzy, że film jest nierealistyczny i że coś takiego się nie zdarza pokazuje, że w wielu przypadkach nie wyszło.
Co do widzenia od kuchni-ja nigdzie nie napisałam i nie myślę, że geniusz musi (tylko? niemal wyłącznie?) walić mądrymi frazesami. Zresztą gdyby tak było to "Amadeusz" raczej nie byłby moim ulubionym filmem. Bardzo wysoko cenię też "Piękny umysł" gdzie Nash też często zachowuję się jak pacan. Problemem nie jest pewna postawa czy styl bycia tylko sposob ukazania jej w filmie. O ile w "Amadeuszu" i "Pięknym umyśle" to, że główny bohater bywa wulgarny nie razi, to w "Buntowniku..." już tak i właśnie to pewnie sprawia, że różnicę w pułapach "Amadeusza" i "Pięknego umysłu" a "Buntownika z wyboru" czuję wyraźnie, co przekłada się na ocenę tych filmów.
Brakuje swoistego ducha geniuszu, który w takim filmie jest potrzebny. Nash z "Pięknego umysłu" piszący równania całkowicie absorbuje uwagę, a film jest bardzo sugestywny. U Formana głupie zachowania Mozarta i geniusz pozostają w pewnej równowadze. w "Buntowniku..." tego nie czuję. Wiadomo, że Will marnuje geniusz, że nie wykorzustuje szans, ale na poziomie fabuły. Tego nie czuć.Mówiąc trywialnie (kocham to określenie ;p) brakuje tego czegoś. Nash walczy, choć nieco inaczej (nie żeby nie chciał, ale przez sporą część życia nie może korzystać ze swojego geniuszu w pełni)
i jest to pozane rewelacyjnie. A tutaj...rozterki Willa bardziej by do mnie przemawiały gdyby reżyser nieco bardziej ukazał samego Willa i przeczynę tych rozterek-jego geniusz.
Okej, szanuję twoje subiektywne odczucia, choć ja mam inne. Porównujesz Buntownika do filmów, które opowiadają właśnie o geniuszu - w Buntowniku sam geniusz jest na dalszym planie. Takie problemy - separacja od społeczeństwa, nieufność i poczucie winy mógłby mieć każdy z nas. Sam geniusz jest miłym dodatkiem do fabuły, ale nie stanowi jej meritum.
Ja akurat niesamowicie polubiłam głównego bohatera. Skojarzył mi się (chyba słusznie ;) z Einsteinem, który jak głosi historia, odkąd odkrył, że skarpetki się brudzą, postanowił ich nie nosić - nawet do garnituru ;) Obaj byli takimi ekscentrykami i nie liczyli się z opinią ogółu. Lubię takich ludzi.
też szanuję twoją opinię o filmie. Dylematy głównego bohatera /szanse/ to jego temat nr 1, choć temat ten nie straciłby na wyeksponowaniu ich źródła (geniuszu) czy pokazaniu nam walki bohatera (skoro gryzmolił na ścianach równania, to coś go tam ciągnęło, z pewnością zgłębiał przy różnych okazjach, ile razy wybierał między główkowaniem nad wyższą matematyką zamiast piwka z kumplami itp...)
Pozdrawiam.
po takiej wymianie zdań i opinii zaczynam wierzyć w kulturę polskiego internetu :)
Film mi się podobał, nawet bardzo jednak czegoś mi brakowało (tutaj zgadzam się z @vivi86), ale z drugiej strony przekonuje mnie też @bunnylune w kwestii ogólnej koncepcji twórców. Ciesze się, ze po przeczytaniu Waszych postów mogę go sobie na nowo przemyśleć. pozdrawiam
Tak jak geniusz Nasha w "Pięknym umysle".
To film o walce z chorobą,o sile woli i o sile miłości.
Pozdrawiam.
Nash był cięzko chory.Nash był schizofrenikiem.Nie rozumiem jak mozna porównywać oba filmy.Nash nie był geniuszem.Był niezwykle zdolnym naukowcem,chorym na schizofrenię."Piękny umysł" to film o walce z choroba,o niewiarygodnej wręcz sile woli .""Buntownik",jak wspomniał/a bunnylune,traktuje o przyczynach buntu bohatera.
Czytałam opinie,owszem,piszą ,ze sytuacja jest niewiarygodna,że niemozliwe ,że są tacy ludzie.
Mnie osobiście bardzo odpowiada postać Willa,ma niesłychaną zdolność szybkiego uczenia się,pamięć fotograficzną,jest inteligentny i błyskotliwy. A wiarygodność?Cóż,może matematyk mógłby mieć coś do zarzucenia wzorom wypisywanym przez Willa ,ja niestety nie jestem znawcą.
Film doskonały,gorąco polecam.
Pozatym jak już kilka osób tu napisało sam geniusz bohatera nie jest w tym filmie najważniejszy. Chociaż koncepcja bohatera rezygnującego z korzystania ze zdolności, które otrzymało może kilka osób na świecie bardzo mi się podoba. Bo to trochę jak nosić w kieszenie kupon z wygraną na milion dolarów i go nie spieniężyć. Film skupia się raczej na pytaniu dlaczego Will boi się kupon z kieszeni wyciągnąć. Dla mnie film jest genialny i sam nie wiem czy większe wrażenie zrobiła na mnie postać Willa czy
Sean'a.
"bohater-chłopak od prostych prac fizycznych z wiedzą taką, że zagina nie tylko prymusów uniwersyteckich, ale i profesorów-jest po prostu mało wiarygodny wskazuje, że nie jestem jedyna.
To, że zwykły szwajcarski urzędnik państwowy dokona odkryć najwspanialszych teori w dziejach też wydaje się mało prawdopodobne a jednak... Na tym polega dar bycia geniuszem. Tego nie da sie nauczyć z tym trzeba się urodzić.
Każdy film dzieli się na Ekspozycje, Konfrontacje i Zakończenie. W tym konkretnym przypadku (Buntownik z wyboru) podczas konfrontacji - czyli głównej części filmu, zwykle stanowiącej około 80% czasu - widzimy konflikt między profesorem (Stellan Skarsgard), który pomimo, że daleko zaszedł w świecie nauki, nie spełnił swoich ambicji, a tytułowym buntownikiem (Will Hunting). Nie bez przyczyny pojawia się wątek rodzeństwa Matta. Jest on sierotą, natomiast profesor Gerald wchodzi z nim w relacje, jakie zachodzą między ojcem, a synem. Nie spełnił własnych marzeń, więc chce by je spełnił jego "syn", któremu je narzuca. Tutaj pojawia się pytanie, dlaczego padło akurat na Matta? W końcu nawet się nie znają, a Matt nie wykazuje predyspozycji do kariery naukowej. Jego świat jest zupełnie inny. Aby to wytłumaczyć, konfrontację poprzedza ekspozycja ukazująca pretekst. Dowiadujemy się, że jest on niesamowicie inteligentny (jako jedyny rozwiązał zadanie, którego nie rozwiązali studenci jednego z najlepszych uniwersytetów na świecie), pomimo, że pracuje jako sprzątaczka, nieprzypadkowo sprząta akurat tam. Jego natura wdała go w liczne konflikty z prawem, jednak jego inteligencja pozwoliła mu się z nich wywinąć - pamiętacie scenę w sądzie, gdzie dowiadujemy się, w jaki sposób? Majstersztyk. Jego inteligencję wystarczy pokazać w ekspozycji filmu i widz będzie wiedział, kim jest Matt.
Jednak w konflikt wchodzi trzecia osoba, stary przyjaciel Geralda, Profesor Sean Maguire (Robin Williams). Na pierwszy rzut oka jest to konflikt dwóch na jednego, jednak nie jest to prawdą. Ma to raczej wymiar trójkątny, gdzie Gerald reprezentuje poświęcenie życia na rzecz nauki, natomiast Sean o wiele bardziej przyziemne wartości, jak rodzina, miłość. Powstaje pytanie, co wybierze Matt, które wartości? To pytanie jest z nami przez cały drugi akt, a odpowiedź na nie kończy film,
Jak widzimy wszystko jest na swoim miejscu. Nie jest to film o geniuszu. Jest to film o buntowniku. Wystarczy w ekspozycji ukazać, że jest on geniuszem, aby widz widz znał powód, przez który Gerald decyduje się walczyć o Matta.
(Głupotą jest to co pisałeś, że "idiotyzm" przyćmiewa inteligencję, ponieważ sceny ukazujące ją pojawiają się podczas całego filmu).
Jeden z najlepszych filmów wszechczasów.
Przeczytałam twoje wypowiedzi i mam wrażenie, że posiadasz swoistą "idee fix" na temat jak objawia się geniusz ;) Dwa sposoby Ci podchodzą, ten nie.
Dla mnie każda wymienionych przez ciebie produkcji przedstawia inną osobę w inny sposób. Jakbym nie wiedziała, że dwie z nich to biografie, to najbardziej racjonalna wydałaby mi się fikcja... (abstrahuję tu od oceny samych filmów). "Buntownik" to nie film o geniuszu. To film o blokadach w naszych umysłach, stojących na drodze do realizacji talentów i możliwości. O tym jak kształtuje się osobowość i że wielki talent podatny jest na wielkie zranieni. A że w stylu Holywood... cóż. To już raczej sposób narracji.
"To film o blokadach w naszych umysłach, stojących na drodze do realizacji talentów i możliwości."
a tym talentem jest tu...geniusz matematyczny. O kształtowaniu osobowości też
dostać w dupę to pojęcie względne...to, że nie mam akurat takich problemów nie oznacza, że nie mam żadnych
Nie zgadzam się. Dla mnie postać "geniusza" została idealnie wyważona. Nie było żadnej przesady.
Amadeusza nie widziałem, natomiast jak już ktoś wspomniał, zarówno Amadeusz jak i Piękny umysł, to poniekąd filmy biograficzne. Natomiast Butnownik, to fikcja. Nie wrzucałbym tych filmów do jednego worka, bo to w przypadku takich filmów nie wypada. Cóż je łączy, poza osobami niezwykle uzdolnionymi/geniuszami? W zasadzie nic. Każdy z nich opowiada inne historie, na czym innym się skupia.
Nie ma sensu głębszego analiza, czy geniusz Willa został dobrze pokazany. Nie jest on tu najważniejszy. Mnie urzekła relacja Williams -Damon. To, jak relacja między nimi się rozwija, jak Seanowi udaje się dotrzeć do Willa, jak relacja przeradza się w przyjaźń. Przy okazji film obnaża tzw. autorytey psychologii, pokazuje, że nie zawsze liczą się tylko nagrody, że nie zawsze ważne są tzw. laurki. Widać to też na przykładzie relacji prof. Lambeu z Seanem. (Przy okazji mogę polecić inny film z Sarskardem - "Przełamując fale").
Will jest oczywiście samoukiem, jego zainteresowanie nie ogranicza się tylko do matematyki. Ma fotograficzną pamięć.
Genialna dla mnie jest scena, jak w barze wygłasza monolog na temat historii amerykańskiej ekonomii, jak obala mity, pokazując przy okazji, że warto mieć własne myśli, a nie tylko wyuczone fragmenty "mądrych" książek.
Nie można też nie wspomnieć o dzieciństwie Willa. Jest to kluczowe dla zrozumienia postaci, dla zrozumienia zamknięcia, dla zrozumienia tej wrogości do otoczenia. Można zapytać, ilu takich geniuszy ludzkość traci przez różnego rodzaju "zawiłości" życiowe.
Powala mnie również scena, kiedy Will jest na rozmowie o prace dla rządu USA. I jak miażdży argumentami swoich rozmówców. Jaka szkoda, że Amerykanie zdają sobie sprawę jak fałszywa jest polityka kraju, a jednak wciąż niewiele się robi z tym całym demokratycznym zakłamaniem... ale to jakby inna historia.
Oczywiście jest i miłość. I chyba wątek miłosny jest tutaj najbardziej wyidealizowany. Bo z jednej strony Will otwiera się niejako do ludzi, może wykorzystywać swój talent, a świat może mieć z niego pożytek, a z drugiej strony jest tak, że Sean pomógł Williowi tylko po to, by ten dla miłości wszystko zostawił. Ona najważniejsza. I może właśnie potrzeba było tego idealizmu. I może nawet taki dar, jak Willa, nie powiniem nam przesłonić pewnych wartości i celów w życiu.
Wracając do meritum - sam geniusz nie jest tutaj najważniejszy. Film pokazuje, jak wiele zależy od wychowania, od rodziny. Że każdego człowieka można zmarnować. Ale i każdemu można pomóc. Że można zrozumieć przemoc, zrozumieć ludzkie wybory.
Geniusz jest jakby tłem, powoduje, że Willem zajmują się najwięksi. Że nasze zainteresowanie postacią wzrasta. I oczywiście, ciekawość ludzka powoduje, że chcielibyśmy jak najwięcej tych jego matematycznych sztuczek, zwielokrotnienia tej magii liczb, najlepiej byśmy mogli dotknąć tego geniuszu! My niewierni...
A kluczową sceną w filmie jest scena pomiędzy Seanem i Willem, kiedy obejmują się we wspólnym zrozumieniu. Kiedy jeden drugiemu pomaga. Kiedy nasycenie emocji sięga zenitu. Ta scena po prostu poraża, a łzy same cisną się do oczu....
"Amadeusza nie widziałem, natomiast jak już ktoś wspomniał, zarówno Amadeusz jak i Piękny umysł, to poniekąd filmy biograficzne. Natomiast Butnownik, to fikcja"
No właśnie „Buntownik…” też coś z tą biografią ma. Pierwowzorem głównego bohatera jest autentyczna postać-geniusz matematyczny Srinivasa Ramanujan
Wszystko o czym mówisz film mógł pokazać nie na niewiarygodnej dla wielu historii Willa tylko na autentycznym życiorysie Ramanujana. Film wiele by zyskał, a i scenariusz napisany przez życie (ewentualnie reżyserski, jednak bliższy życiu Ramanujana) byłby bardziej autentyczny
Zgadza się, tylko, czy gdyby to był życiorys Ramanujana, byłby film bardziej wiarygodny. Nie o wiarę tutaj chodzi myślę...
O matko, masz pretensje, że film jest o fikcyjnej postaci WIlla, a nie biograficznym obrazem o Ramanujanie? Nie rozumiem. Nie rozumiem też jak można nie uwierzyć w prawdopodobieństwo pojawienia się takiego geniuszu (nie tylko matematycznego, jak cały czas sugerujesz) skoro już raz coś takiego się zdarzyło i to w okolicznościach jeszcze bardziej niewiarygodnych niż w filmie?? Produkcje o Nashu i Mozarcie to biografie, stanowiące studium ich geniuszu, co jest zupełnie oczywiste, bo na czym innym miałby się, do jasnej cholery, skupiać film o nich? Na faktach z ich życia?? Kolejny dokument? "Amadeusz" i "Piękny umysł" to wspaniałe filmy, ale skupiają się one na jednym tylko aspekcie rzeczywistości. Natomiast "Buntownik" jest filmem WIELOPŁASZCZYZNOWYM, jest filmem o życiu, o tym co w nim najważniejsze, w dodatku zagranym genialnie, zwłaszcza przez Williamsa.
Nigdy nie zrozumiesz całości, mając przed oczami tylko fragment. Patrz szerzej.
Pozdrawiam.
Mam pretensje, bo oparty silniej na swym pierwowzorze miałby szansę stać się bardziej wiarygodnym. Wymienione przez Ciebie filmy (szczególnie "Amadeusz") również nie są wielopłaszczyznowe.
Zrobienie tak jak jest to u "Buntownika..." misz-maszu nie jest wielopłaszczyznowe. Nawet z jedną płaszczyzną przy takim ujęciu może być problem
Jeszcze raz i do znudzenia: to nie był i nie miał być film o geniuszu, geniusz był tylko pretekstem i ubarwieniem całej historii, więc nie wiem po jaką cholerę miałby mocniej nawiązywać do tzw. pierwowzoru. A co do wiarygodności, jak już pisałem, w tym przypadku rzeczywistość okazała się jeszcze bardziej nieprawdopodobna niż przedstawiona w filmie fikcja, więc zupełnie nie rozumiem dlaczego by odmawiać temu obrazowi wiarygodności.
Podobne odczucia, niby wszystko jest na swoim miejscu, aktorzy są dobrzy, z pomysłu można wiele wyciągnąć, ale czegoś brakuje. O! Duszy. Bo niby oglądam film i niby jest o geniuszu, ale właściwie to twórcy się zgubili i tylko od czasu do czasu w dość nachalny sposób wskazują palcem nieszczęsnego Einsteina, mówiąc "patrz, ale gość ma mózg". Film nie jest zły, ale nie wykorzystał potencjału
wlasnie obejrzalam i zgadzam sie z Wami, potencjal byl ale gdzies po drodze sie rozplyneli, faktycznie duszy zabraklo, szczerze to znudzil mnie i jestem szczerze zawiedziona, a szkoda bo bardzo lubie duet bena i mata
Mi sie film podoba. Przeciez widac, ze glowny bohater wyraznie ucieka od zycia, dystansuje sie. Wedlug Ciebie powinien wymachiwac rekami w powietrzu, kreslic wzory matematyczne na scianie w kiblu lub wytatuowac sobie na rece wzor na pole trojkata? Wtedy byloby cacy? On mial po prostu doskonala pamiec.
Po przeczytaniu większości postów zawiedzionych filmem ludzi z powodu słabego ukazania geniuszu Willa uznałem, ze muszę odpisać.
Jak sporo osób tutaj, ja również uważam, że "geniusz" nie był tu tak istotny i powiem więcej twórcy pokazali go w ten a nie inny sposób z premedytacją aby nie odrywał nas od rzeczy ważniejszych. Geniusz jest jedynie pretekstem do tego abyśmy go tak naprawdę poznali.
Najważniejszą rzeczą jaką moim zdaniem należy zauważyć to autodestruktywna postawa jaką prezentuje z powodu emocjonalnego konfliktu, który przeżywa. Ma genialny umysł ale serce niekochanego dziecka, które uważa, że na miłość nie zasługuje chociaż rozpaczliwie jej pragnie. Chłopak przez to, że "marnuje" swój geniusz robiąc to wszystko i zostając cały czas z przyjaciółmi chce pokazać "Hej możecie mi ufać. Ja was nigdy nie zostawię, nigdy się nie zmienię, możecie na mnie liczyć", chce dać im oparcie jakiego sam UWAŻA, że nie ma. Odcina się od swojego geniuszu, świata itd. ponieważ kara się za to, że go nie pokochano . Jednak ciągle krzyczy (mniej lub bardzie subtelnie) "Niech ktoś mi kur** pomoże bo dłużej tego nie zniosę". Konflikty z prawem, napisanie dowodu matematycznego, udowadnianie ważniakom ich głupoty, niszczenie psychiczne ludzi, którzy próbują jakoś mu pomóc lub pokochać(dziewczyna). Robi to wszystko bo pragnie pomocy ale uważa, że na nią nie zasługuje. Chce ją otrzymać ale nie chce po nią sięgać bo zawiódłby samego siebie.
Gdy ktoś wyciągnie do niego rękę żeby pomóc lub się zbliżyć to "gryzie" ją i robi wszystko żeby pokazać, że jej nie potrzebuje a co ważniejsze, że ona mu się NIE NALEŻY(bo to skuteczniejsze). Pokazuje ludziom, którzy go oceniają, że jest od nich lepszy, mądrzejszy i mógłby mieć to co oni ale nie chce bo to nie ma dla niego żadnej wartości, że on jest "ponad tym". Sean'owi udaje się dotrzeć do chłopaka ponieważ rozgryzł jego mechanizm obronny i pokonał monologiem na ławce. Ostatecznie chłopak otwiera się, pozwala sobie pomóc, zrzuca swój ciężar i obdarza Sean'a zaufaniem. Nie jest to tylko zasługa Seana. Chuckie i słowa, które wypowiedział na budowie były czymś o czym Will w głębi duszy marzył ale nigdy nie ośmieliłby się poprosić. Przez Seana zaufał w to co powiedział Chuckie przez Chuckie'go zrobił kolejny krok w stronę Sean'a i ostatecznie przez Sean'a pojechał do Skylar i dał sobie szansę.
Uważam, że o tym głównie mówi ten film a sam geniusz Will'a był narzędziem wykorzystanym przez twórców aby uzasadnić tak duże zainteresowanie chłopakiem oraz trud i wysiłek włożony w udzieloną mu pomoc.
Pozdrawiam