o micha579 który dołączył do sporej grupy nie ubliżając nikomu mało rozgarniętych. Nie twierdze ze film nie ma minusów ale nie stosowne jest pisać w prostacki sposób: beznadzieja. dla mnie przede wszystkim to scenariusz to po prostu arcydzieło. aktorzy też niczego sobie ale pomysł i dialogi sa świetne dzieki czemu ja go zaliczaqm do ulubionych. inni nie musza zwócic na to uwagi ale nie można poweidzieć że jest to chała.
Mi osobiście podobają sie dialogi..szczegolnie profesora ktory tak pięknie mowi o milosci, o swojej żonie, o tym co w zyciu jest najwazniesze i na co trzeba zwracac uwage. Mysle ze jego slowa mogo trafic do wszystkich zimnych intelekutalistow, ktoryz mierza ludzi przez wiedze i slowa jakimi sie poslugują. Zreszta kazdy z nas jest inny i ma do tego zupelne prawo, szkoda tylko ze tych prawdziwie pięknych ludzi jest tak mało.
Trzeba pochwalić przede wszystkim grę aktorską Robina Williamsa. Scenariusz również wspaniały- film nie pokazuje kolejnej historii ułożonego, wybitnie zdolnego chłopaka, a emocjonalnie niedojrzałego geniusza. Polecam każdemu, który lubi filmy o życiu-moja ocena 8/10
Wiesz - ludzie tacy jak micha579, to raczej złośliwcy jakich ostatnio pełno na forach. Jego post to, moim zdaniem jedna wielka prowokacja - niestety coraz częściej różni pajace wchodzą na fora wysoko ocenianych filmów i piszą bzdety typu: "dno! nuda! 1/10!" i liczą na odzew fanów filmu czerpiąc z tego chyba jakąś perwersyjną przyjemność... Nie mówię, że każdy film, który jest wysoko oceniany nie może zostać skrytykowany - ja sam chętnie podyskutuję z osobami, którym nie podobają sie moje ulubione filmy - jestem otwarty na ich krytykę - ale podkreślam: rzeczową. Czy to tak dużo? Jeśli nie podoba się film - trzeba znaleźć argumenty przemawiające za tym, by podjąć dyskusję - niestety takim ludziom zależy na tym by pod swoim postem znaleźć: odpowiedzi-30. Gdy osiągną powyżej pięćdziesiątki dostają orgazmu :P
A apropo filmu - zachwycił mnie - tak jak większość filmów z Robinem Williamsem. Ten aktor, am jednak specyficzną aurę - ktokolwiek nie pisałby scenariusza i odpowiadał za reżyserię i tak w filmie będzie czuć ten magiczny "łiliamsowski" klimat.
Pozdrawiam
Popieram twoją wypowiedź ;)
A co do Robina Williamsa też muszę się zgodzić. Rewelacyjnie odtworzył tą rolę pomimo, że jest prze ze mnie kojarzony raczej z komediami, ale tutaj był po prostu fenomenalny.
Gra Robina I Matta Damona była znakomita. Moja ulubiona scena z tego filmu to ta, kiedy doktorek (Willians) mówi do Willa: "To nie Twoja wina" po czym padają sobie w ramiona. Prawdziwe, naturalne, pełne emocji. Co do scenariusza: uważam, że ten Oscar był zasłużony:)
Dokładnie. Scena którą wymieniłaś również jest moją ulubioną:D i Oscar na pewno się należał za scenariusz jak i dla Robina:)
Moja ulubiona scena natomiast to: "Zastanawiałem się nad tym, co wtedy mówiłeś. O moim obrazku. Przez pół nocy o tym myślałem. Wreszcie coś pojąłem. Zapadłem w długi, spokojny sen. Przestałem się nad tym zastanawiać. Wiesz, co zrozumiałem? Po prostu dzieciak z ciebie. Nie wiesz, o czym mówisz. Nie byłeś nigdy poza Bostonem? Zapytany o sztukę, przytoczysz każdą napisaną na ten temat książkę. Michał Anioł. Dużo o nim wiesz: dzieło życia, poglądy polityczne, relacje z papieżem, orientacja seksualna. Ale nie możesz mi opisać zapachu Kaplicy Sykstyńskiej. Nigdy nie stałeś tam i nie patrzyłeś na to piękne sklepienie. Nie widziałeś go. Gdybym cię spytał o kobiety, prawdopodobnie podałbyś mi całą listę upodobań. Może nawet parę razy kogoś przeleciałeś. Ale nie opowiesz mi, jak to jest budzić się obok kobiety i czuć się naprawdę szczęśliwym. Twardziel z ciebie. Jeśli spytam cię o wojnę, zacytujesz mi Shakespeare'a: "Znów bitwa przed nami, przyjaciele moi." Ale nigdy nie byłeś na wojnie. Twój najlepszy kumpel nie umierał na twoich kolanach, prosząc cię o pomoc. Zapytany o miłość, zacytujesz sonet. Ale nigdy, patrząc na kobietę, nie czułeś się kompletnie bezbronny, ale równocześnie nieskończenie szczęśliwy. Jakby Bóg właśnie dla ciebie zesłał anioła, który potrafi uratować cię przed całym złem. I nie wiesz, jak to jest być jej aniołem... Kochać ją, być dla niej zawsze, w każdej chwili, gdy umiera na raka. Nie wiesz, jak to jest spędzić dwa miesiące przy szpitalnym łóżku, trzymając jej rękę i kiedy lekarze widzą w twoim spojrzeniu, że ciebie godziny odwiedzin nie dotyczą. Nic nie wiesz o prawdziwej stracie, bo to się zdarza tylko, jeśli kochasz kogoś bardziej niż samego siebie. Wątpię, że pozwoliłeś sobie kogoś tak kochać. Patrzę na ciebie i nie widzę inteligentnego, pewnego siebie mężczyzny. Widzę zarozumiałego, przerażonego chłopca. Ale jesteś geniuszem, Will. Nikt nie zaprzeczy. Prawdopodobnie nikt nie pojmie twojej głębi. Jednak uważasz, że wiesz o mnie wszystko, bo widziałeś mój obrazek. Jesteś sierotą, prawda? Myślisz, że ja od razu wiem, jak trudne było twoje życie, jak się czujesz, kim jesteś, bo przeczytałem "Oliviera Twista"? Wystarczająco cię to określa? Gówno mnie to obchodzi, ponieważ nie dajesz mi niczego, czego nie mógłbym znaleźć w jakiejś pieprzonej książce. Chyba, że pogadamy o tobie. Kim jesteś. To mnie fascynuje. Tego chcę. Ale ty tego nie chcesz, prawda? Przeraża cię to, co mógłbyś powiedzieć. Twój ruch, wodzu."
Powaliło mnie to na kolana i chyba Willa też ;)
Macie rację co do "łiliamowskiej" aury, jest cudowny, jego twarz zawsze tak promienieje dobrem :)
Szkoda tylko, że cierpi na depresję :(