Film opowiada pięć różnych, acz podobnych historii/przypowieści mających miejsce w różnych epokach, a których głównym bohaterem jest zawsze Hector (Robin Williams). Tak więc zaczynamy podróż w epoce brązu, kontynuujemy ją przez starożytność, wczesne średniowiecze, czasy nowożytne i kończymy w czasach najnowszych. Każdą przypowieść łączy jeden temat: uniwersalność istoty człowieczeństwa.
Jest to dosyć osobliwe kino, nie powiem, z rzadka spotykane, które mnie akurat zdołało oczarować. Muszę przyznać, że cechuje się dosyć niecodziennym spojrzeniem na miłość i rodzinę. Najlepszym był ten moment, w którym zdajesz sobie sprawę ze wspólnego mianownika łączącego wszystkie opowieści. No i Williams.