Prześwietna komedia. Najbardziej podobała mi się w niej scena z martwą kaczką i strażnikiem którego kołuje Will. Fajnie wyszedł na ekranie dwugłos narracyjny o którym mi się wcześniej nawet nie śniło. A jednak to możliwe. W filmie znalazłem tylko jedną nieścisłość. Chodzi mi mianowicie o podkreślaną przez cały film pustkę Willa. Czy Will w wykonaniu Granta naprawdę jest pusty przez większość czasu? Nie zgadzam z tą teorią mimo że Will nie interesuje się problemami świata i poza własną wyspą nie widzi nic. "Był sobie chłopiec" zabija swoimi piosenkami.