PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=22}

Całkowite zaćmienie

Total Eclipse
7,2 29 098
ocen
7,2 10 1 29098
6,9 22
oceny krytyków
Całkowite zaćmienie
powrót do forum filmu Całkowite zaćmienie

Nie podobało mi się w tym filmie, że na samym początku widz dostaje encyklopedyczne zapewnienie, że Rimbaud wielkim poetą był i zmienił oblicze poezji na całym świecie. I po takiej deklaracji widz wie już, że będzie oglądał film o kimś wybitnym i chyba, oczekuje, że taka deklaracja zostanie jakoś uzasadniona. Nie chodzi mi o to, że w filmie ma być analiza jego twórczości i dumania krytyków, ale film pokazuje nam zbuntowanego, zapewne dobrego w tym, co robi, dzieciaka i przez cały seans oglądamy jego mniej lub bardziej nas szokujące wybryki, choć jego przyjaciel nie ustępuje mu kroku. I gdzie jego wybitność? W tym, że potrafił przeciwstawić się mieszczańskiej mentalności? Nie miał wyjścia, po prostu był biedny i nie chciał pracować, a my nazywamy to buntem. To Verlaine miał więcej okazji do buntu, bo miał z czego rezygnować.
Verlaine przeczyta od czasu do czasu z dwie linijki poezji Rimbauda i duma: "...hmm, tak, to coś nowego..." I oglądamy tak cały film, w którym ludzie ranią się w imię buntu, poznania wszystkiego czy sztuki, której w tym filmie w ogóle nie ma i myślimy: "to artysta, coś w tym musi być". A myślimy tak tylko dlatego, że na początku zapewniono nas, że to, co Rimbaud skrobie sobie na karteczkach jest wybitne. Jest to zatem tylko film biograficzny z dobrymi kreacjami aktorskimi, tym trudniejszymi, bo to film o homoseksualistach, a homoseksualista, a co dopiero dwóch, każdemu filmowi świetnie się przyda.
Dlaczego robi się filmy o wybitnych artystach, w których nie ma nic wybitnego, a cały ich sens polega właśnie na tym, że to filmy o wybitnych artystach? Nie dowiadujemy się zbyt wiele o ich czasach, mamy tylko ich portrety, mniej lub bardziej ciekawe. Chodzi jednak o to, że gdyby to była całkowita fikcja, ten film nie byłby "o artystach" tylko o "zwykłych ludziach" traktowalibyśmy go inaczej i nie szukalibyśmy usprawiedliwień dla bohaterów. Teraz każdemu, kto powie, że nie rozumie tego filmu albo mu się on nie podoba, można powiedzieć: "nie rozumiesz...to byli artyści". A ten film pokazuje Rimbauda raczej jako prekursora happeningu, a nie rewolucyjnego poetę - sikanie na innych poetów nie zalicza się do literatury.

ocenił(a) film na 6
aannkkaa00

Co prawda nie oglądałam tego filmu i dopiero się do tego przymierzam i moją opinię będę wyrażać na podstawie swoich przemyśleń, a nie po oglądnięciu całkowitego zaćmienia, ale mam nadzieję, że nie zostanę za to zjedzona. Zresztą, jak zmienię zdanie po seansie to najwyżej będę prostować. Uważam, że informowanie widza o tym, że Rimbaud zmienił oblicze poezji jest faktem. Nie zmienił każdego, nie każdy go lubił, ale jego twórczość wpłynęła na innych ludzi. I bez względu na to czy uważam, że jego twórczość to chała czy nie zapisał się na kartach historii. A więc biorąc pod uwagę całokształt można go za wielkiego poetę uznać. Słowackiego też. I wcale nie muszę dostawać ekstatycznych spazmów przy jego wierszach by tak uważać. Rimbaud był zbuntowany i to ludziom imponowało i na tym właśnie polegała jego wybitność patrząc okiem ludzi tamtych czasów. Zresztą wybitność nie wyklucza głupoty czy infantylności (polecam oglądnąć Amadeusza) Zresztą wybitność to coś bardzo względnego. I dla zwykłych ludzi też się szuka usprawiedliwień - trzeba tylko poznać ich historię..."tylko film biograficzny'' może Ty po prostu takich filmów nie lubisz? mnie często (choć nie zawsze) drażnią przegadane filmy, w których akcja koncentruje się na jakimś jednym wydarzeniu i odbywa się w jednym miejscu, są długie, ciche przerwy pozwalające na zastanowienie. I dlatego na przykład nie lubię za bardzo Kieślowskiego - szanuję go jako twórcę, widać, że jest mądrym człowiekiem ale nie mogę znieść jego sposobu kręcenia bo często brakuje mi muzyki, dynamiki.

ocenił(a) film na 6
SanchoPansa

Boże, jaki chaos wypowiedzi, mam nadzieję, że udało mi się jednak przekazać przynajmniej w pewnym stopniu to co miałam na myśli (:

ocenił(a) film na 6
SanchoPansa

Nie mam pretensji o to, że film jest o wybitnym artyście, tylko o to, jak jest on zrobiony. Nie podważam faktu, że Rimbaud zapisał się na kartach historii literatury. Tak, zrobił to. Ale mi chodzi tylko o film, w którym nie ma w ogóle tego, co uczyniło go sławnym - poezji. Bo bez tego Rimbaud to durny, choć wrażliwy dzieciak, który miota się po świecie bez celu.
Przede wszystkim chodzi mi o to, że gdyby ten film był nie o wybitnym poecie, ale był fikcyjny, traktowanoby go inaczej. Bohatera oceniałoby się inaczej, na pewno surowiej i nie szukanoby na siłę sensu w jego poczynaniach. Ale na początku filmu zapewnia się nas, że to, co za chwilę zobaczymy, to życie wybitnego artysty i od razu cały obraz nabiera drugiego dna, które przypomina się przy jego ocenie. W takiej sytuacji szukamy w filmie o życiu poetów-włóczęgów głębszego sensu, którego w ich życiu wcale mogło nie być. Mogli być samolubnymi alkoholikami i samo ich życie nie przedstawia żadnej ciekawej treści. Ale robi się o nich film przez ich poezję. To ich poezja była wybitna i ciekawa a nie ich życie. Ich życie, patrząc na film, było moim zdaniem, smutne i niespełnione, choć nonkonformistyczne i do pewnego stopnia wolne.
Może się czepiam i nie jest to takie istotne. Może Holland chciała pokazać takie "rynsztokowe" życie wybitnego, jak się okazało, człowieka. Może właśnie o to jej chodziło, że talent rodzi się na ulicy i takiego artystę chciała pokazać - brudnego, pijanego, ale też kochającego i poszukującego. Ale dla mnie za dużo jest w tym filmie tego pierwszego, za dużo naturalizmu i brutalności. Gdyby ci bohaterowie nie mieli nazwisk albo inne, może połowa ogladających to ludzi powiedziałaby, że to nieuzasadniona perwersja. Ale to wielcy poeci, więc oglądamy brutalność i często bezsensowne miotanie się bohaterów po świecie, bo wiemy, że to bezsensowne miotanie się poskutkowało stworzeniem wybitnej poezji.
Uważam, że kiedy robi się film o życiu ludzi, nie powinno być na początku: uwaga, uwaga, a teraz życie wybitnego poety! Bo taki film ocenia się inaczej, nabiera się dystansu i szuka w nim czegoś, czego wcale może nie być. Chociaż może właśnie o to chodziło reżyserce, a ja to źle odebrałam. Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 6
aannkkaa00

Film jak dla mnie też na 6. Zwykły romans. Z nieszczęśliwą miłością na czele.Za dużo tego jak na film biograficzny. Wiadomo jesteśmy zawsze skazani na selekcję faktów, ale przy tym zachować względną wszechstronność to chyba cel do którego się powinno dążyć. Jedyne co czyni ten film w ogóle biograficznym to chyba te daty wyskakujące klika razy na ekranie. Daty które odsyłają nas zawsze do tego samego- kłótni bądź czułostek między dwu poetami. I tyle. Poezja gdzieś na uboczu.
Zaś za przejaw nowatorstwa poezji Rimbaud'a dostrzegam jedynie bunt.

ocenił(a) film na 8
aannkkaa00

A ja właśnie to "bezsensowne miotanie się bohaterów po świecie" w całkowitym zaćmieniu cenię. Przez przypadek ujęłaś jego kwintesencję, z niesmakiem, bo nie jesteś po prostu odbiorczynią, dla której takie filmy się kręci. To nie jest film o wierszach Rimbouda, tylko o jego duszy- wiecznie głodnej, nienasyconej, skazanej na niespełnienie na każdej płaszczyźnie. I o miłości, która się w to wpisuje. I jest piękna. Jeśli chodzi o adnotację dot. zasług Rimbouda dla poezji, nie rozumiem, czemu aż tak Ci przeszkadza, one naprawdę są nieprzecenione, a poinformowanie nas o tym na samym początku najzwyczajniej w świecie się mu należy :) (w kazdym razie Holland raczej nie miała na celu żadnego usprawiedliwiania w stylu "to aryści!", film też nie jest moralizatorski, by potrzebowała kogokolwiek rozgrzeszać poezją.)
Pozdrawiam

aannkkaa00

100 % zgody! To nie jest film o sztuce tylko o degeneracji (a w końcu to nie ludzie z tłumu, tylko wybitni poeci)

ocenił(a) film na 10
aannkkaa00

To zupełnie nie tak. W ogóle gadanie o buncie Rimbauda wydaje mi się żałosne. Bo w jego prozach poetyckich nie chodzi o bunt, raczej o przebłyski czegoś transcendentalnego. Przewidywał przyszłość. Bunt jest tylko zewnętrznym wyrazem jego niedostosowania.

Pancefaust

rozumiem, że wg Ciebie( aannkkaa00) widz miał się dopiero na końcu(w trakcie) dowiedzieć, że bohaterem filmu był wybitny poeta?
ja nie odebrałam wzmianki z początku filmu jako czegoś oburzającego -czy ktokolwiek zabierając się do oglądania tego filmu nie słyszał o Arthurze Rimbaud w szkole średniej? A nawet zakładając że nie pamięta, to mając obejrzeć film przeczyta w programie tv czy gdzieś, że film opowiada o ważnym i możliwe - genialnym poecie. W czym więc problem?

jak na film biograficzny jest dla mnie ciekawie zrobiony - nie jak większość biografii produkowanych przez Hollywood - mam na myśli obrazki z podpisami - tu ważny koncert z tego roku, tu ważna konferencja z tego, tu orędzie z tego...

trzeba jednak przyznać że Holland poszła parę kroków za daleko - czy naprawdę trzeba było pokazać, że oni naprawdę TO robili? czy jakby nie pokazali to widz by się nie domyślił??

Zanim obejrzałam film słyszałam o Rimbaud i jego "nauczycielu". Czytałam jakąś biografię we wstępie jednego z tomików. DiCaprio zagrał to... zadziwiająco doskonale. Thlewis też! Scenariusz jednak trochę mnie zawiódł - wszystko jest takie przerysowane, mało subtelne.
Film oceniłam na 9, właśnie za kreacje aktorskie, tamte czasy i muzykę(czemu nikt tu nie mówi o muzyce??)

użytkownik usunięty
Pancefaust

Pancefaust, w tym konkretnym wątku jest mowa o filmie i kreacji aktorskiej a nie poezji Rimbauda. Rimbaud w wykonaniu DiCaprio to buntownik - my jako widzowie nie dostajemy "czegoś transcendentalnego", jego dzieła są wyjątkowe... ale tego nie dowiemy się z tego filmu.

aannkkaa00

To co zarzucasz już na wstępie to że mówi o tym , że kto jest kto i do czego sie odnosi chyba nie może być zarzutem. W co drugim filmie amerykańskim takie notki pojawiją się na końcu czy na poczatku- czy też to też cię drażni? Sama wiesz , że niemżliwe było cytowanie wierszy lub wypowiedzi historyków literatury. Film ten jest głównie jakąś wizją uczucia , które łączyło tych dwóch wielkich poetówa nie biografią sensu stricte . Taki jest literacki pierwowzór Hamptona, na którego kanwie powstał ten film. Wbrew temu co mówisz jest tam kilka tropów poetyckiego kosmosu Rimbaud'a. Wiadomo , że te buntownicze antymieszczańskie wybryki to tylko sposób zaznaczenia swojej odrębności więc nie rób z niego happeningowca . To, że piszesz, że w tym filmie nie ma sztuki uważam za czystą kalumnię. Ten film sam zdecydowanie jest sztuką, ktora jak widać nie dociera do wszystkich ale wierz mi , że wiele scen z niego będzie towarzyszyć mi przez długie lata.No i muzyka , która naprawdę zostaje w pamięci. Jest to jakaś wizja widzenia świata przez autora Sezonu w piekle. Oczywiście jest to tylko wizja , która jednemu odpowiada innemu nie. Można też uznać ją za nieprawdziwą. Najciekawsze gdyby wypowiedzieli się o niej znawcy poezji XIX wieku , którzy tak naprawdę mogą ocenić na ile używany przez Rimbaud'a język był nowatorski , na ile tematyka była wyjątkowa na ówczesny czas . Czytając troszę przekładów Rimbaud'a czuję więź filmu z językiem tej poezji więc nie mogę uznać tego filmu za jakiś fałsz. Film mówi nie tylko słowami ale głównie obrazami i to one budują znaczącą część przekazu. Uwielbiam na ekranie oglądać zderzenia twórców. Zwykle te zderzenia są bolesne i taka też jest w tym filmie. Ogladając go przypomniałem sobie wspaniały film o Camille Claudel z rewelacyjną kreacją Isabelle Adjani. Dla mnie takie filmy tworzą wyjątkowość tego świata. Żyjemy jednak w świecie amerykańskiej papki , ułatwionego obrazu świata, który on obecnie pokazuje.Ten film nie wymaga szczególnego umiejętności ani znawstwa kina artystycznego wymaga jednak minimum dobrej woli , którego w twoim podejściu troszkę mi zabrakło.

ocenił(a) film na 6
perroa

Pisząc, że nie ma w tym filmie sztuki, miałam na myśli, że nie ma w nim sztuki Rimbaud'a, nie chodziło mi o sam film - to mój błąd, nie napisałam tego jasno. A sam film jest oczywiście przykładem sztuki, który nie przypadł mi do gustu. W wątku, który założyłam nie chodziło mi jednak o krytykowanie tego filmu, bo mi się po prostu "nie podobał", ale o jeden, być może schemat, w robieniu filmów o wybitnych artystach: zapewnienie, że oto zobaczymy film o wielkim artyście i pokazywanie jego życia, które dla mnie było po prostu smutne. I wydaje mi się, że takie podejście niejako usprawiedliwia cel filmu. Życie artysty wcale nie musi być ciekawe samo w sobie. Może całkowicie rozmijać się z tym, co artysta tworzy. Ale tworzy się filmy o życiu artystów właśnie, a nie o ich twórczości. Śledzimy więc losy człowieka, o którym wiemy, że jest wybitny przez swoją twórczość. I doszukujemy się w tych losach pewnego sensu, wyjątkowości i wielu innych rzeczy tylko dlatego, że wiemy już, że to sławna, wybitna osoba. Film z fikcyjnym bohaterem traktowalibyśmy inaczej, ocenialibyśmy inaczej, bez dystansu wytworzonego przez świadomość oglądania losów wybitnej jednostki.
Z drugiej jednak strony Holland mogła chcieć pokazać człowieka wyniesionego przez historię literatury na piedestał, którego życie nie było jednak wyłącznie piękne. Może chciała pokazać tło i doświadczenia, które zaowocowały taką twórczością. Dlatego nie uważam tego filmu za pozbawiony zalet ani za fałsz. Stronie wizualnej, muzyce czy aktorstwu nie mogłabym nic zarzucić.
A co do cytowania wierszy, to chyba kilka wersów zostało w filmie Holland wydeklamowanych, więc nie uważam obecności samej poezji w filmie za niemożliwe czy niedobre. Dla przykładu: w biograficznym filmie "Skowyt" o Allenie Ginsbergu głównym bohaterem jest właściwie nie poeta a jego poemat:) Pozdrawiam

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones