...bo to w końcu klasyk, ale pomijając to film jest średni. Candyman to zwykły facet z hakiem w ręce, główna bohaterka miota się i ma wizje. Chyba po japońskich horrorach typu "the ring" przywykłam, że wszystko jest w miarę wyjaśnione, a tu [spoilery] nie wiemy - skąd ten hak, dlaczego candyman upodobał sobie akurat główną bohaterkę, po co mu było to dziecko, dlaczego w kółko pozorował te morderstwa, dlaczego akurat 5 razy trzeba powiedzieć "candyman" i po co to lustro - zbyt dużo niewiadomych. Nawet żadniej przyzwoitej retrospekcji nie było. [koniec spoilerów] Czyli ogólnie można obejrzeć, ale na dzieło wybitne lepiej się nie nastawiać.
Dzieciaku... wracaj do tych swoich ringów. Candyman jest demonem, duszą która nie zaznała spokoju i nie mogła pójść w zaświaty a nie zwykłym facetem z hakiem w ręce. To jest dzieło sztuki horroru a jeśli jeszcze nie dorosłaś do niego to... powtórzę... wracaj do swoich ćing ćang ćong ringów.
Wiesz, oglądałam "Candymana" i wiem kim był. Chodzi mi o to jakie wrażenie robił, a jak dla mnie nie wyglądał w tym filmie jak przerażający demon, a właśnie jak facet z hakiem w ręce i tego się będę trzymać. "Dziełem sztuki" też bym tego filmu nie nazwała, ale cóż. A jak zarzucasz komuś ignorancję to sam najpirw uświadom sobie własną.
Hm, autorka tematu nie miała na myśli tego, że Candyman jest dużo gorszy od japońskich horrorów, ani tego, że takie horrory lubi. Stwierdziła tylko, że do pewnych rzeczy się przyzwyczaiła - czy to świadczy o czyjejś dziecinności? Różnych ludzi straszą różne rzeczy.
Masz awersję do japońskiej kinematografii? W każdej znajdzie się coś dobrego, nie każdy porządny horror musi być amerykański.
Zgadzam się z Piyoko - film, to klasyk. Ale moim zdaniem - nie arcydzieło, chociaż obejrzeć trzeba. Nawet jak na tamte czasy, atmosfera nie jest pełna napięcia, nie ma j/w przyzwoitych retrospekcji, gra aktorska jest na poziomie przeciętnym, to samo z zakończeniem. Za to całe tło akcji stanowi z pewnością wielki plus, szczególnie zdjęcia w dzielnicy Candymana.
B.U.S., mniej emocjonalnie podchodź do wypowiedzi innych w internecie. ;)
Jak to niewiadomo skąd się wziął, kim był i dlaczego Candyman? Proszę:
Właściwie Daniel Robitaille, czarnoskóry syn niewolnika, który podczas wojny domowej w Luizjanie został wynajęty przez zamożnego właściciela ziemskiego jako portrecista białej artystokratki, Catherine Sullivan. Z młodą dziewczyną z wyższych sfer połączył go namiętny romans. Ojciec Catherine, dowiedziawszy się, że jego córka jest w ciąży, decyduje się wymierzyć hańbiącemu dobre imię rodu Sullivanów Robitaille'owi sprawiedliwość na własną rękę. Wraz ze wspólnikami wyprowadza malarza w pole i tam rozpoczyna dokonywanie egzekucji. Torturuje Robitaille'a, odcinając mu zardzewiałą piłą prawą dłoń. Następnie smaruje jego obnażone i krwawiące ciało miodem i pozostawia na pastwę losu roju pszczół. Tłumy gapiów, towarzyszących zajściom, podczas tortur niewolnika wykrzykuje "Candy man!" (z ang. Candy - słodycz, man - mężczyzna). Przed tragiczną śmiercią Robitaille'a, na miejscu pojawia się Catherine wraz ze swoim atrybutem, zwierciadłem. Choć Sullivan i współsprawcy zbrodni odciągnęli ją z miejsca tortur, dusza Robitaille'a utknęła w zwierciadle kochanki.
Tak narodziła się legenda Candymana: jeśli by pięciokrotnie wymówić przed lustrem nadane mu imię, upiór pojawia się przed śmiałkiem i morduje go hakiem, który zajmuje miejsce jego odciętej dłoni.
Czytuję opisy. Chodzi mi o to, że, o ile dobrze pamiętam, w filmie było niewiele na ten temat, jeśli w ogóle cokolwiek.
Bylo powiedzanie sporo tylko ze po trochu. Pozniej po zebraniu wszystkiego w calosc wygladalo to w miare "logicznie". Wystarczy film ogladac z wiekszym zaciekwaniem i odrobina koncentracji a nie liczyc tylko na sceny a la Ring :)
ps. nie neguje kina japonskiego ale ring to jak dla mnie straszna tandeta szczegolnie 2 i 0. Jedynka jeszcze dawala rade. Bez urazy.