Radziecki western z mocnym rysem politycznym, znacznie lepszy od "Nikt nie chciał umierać". Ponoć w 53 pogoda nie dopisała i lato było chłodne, ale politycznie w Związku Radzieckim było wręcz gorąco. Wczesną wiosną zmarł Stalin i rozpoczęła się walka o schedę po samodzierżawcy, dokonano kilku pozornych i niewiele znaczących zmian. W wyniku amnestii na wolność wyszły setki tysięcy kryminalistów (politycznych wypuszczono dopiero w 55). Ten moment to punkt wyjścia dla filmu. W małej osadzie na dalekiej północy zjawia się sześcioosobowa grupka kryminalistów, która zaczyna terroryzować mieszkańców. W spokoju pozostawiają tylko dwóch politycznych zesłańców: Łuzgę i Kopałycza (w tej roli Anatolij Papanow, który pod każdym możliwym względem deklasuje Johna Wayna). Jednak pokój między dwiema grupkami trwa tylko chwilowo... Fabuła jak w klasycznym westernie, ale smaku dodaje syberyjska egzotyka i sceneria oraz kontekst społeczno-polityczny (w obronie porządku stają zesłańcy polityczni, wcześniej sponiewierani przez władzę). Od samego początku do samego końca trzyma poziom nie pozwala się oderwać od ekranu.