PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=715007}

Chata

The Shack
2017
6,7 39 tys. ocen
6,7 10 1 39260
4,5 8 krytyków
Chata
powrót do forum filmu Chata

Jak można bez bólu zębów czytać książkę napisaną przez gościa, który udaje, że wie co Bóg by powiedział na jego miejscu. Chryste! To jest dopiero megalomania. I jakie to słabe: wytłumaczę ci dlaczego warto Wierzyć. Ło matko, niektórzy ludzie naprawdę uważają, ze są głosem Boga, że przemawiają w jego imieniu i w ten sposob "czynią dobro". Wstyd czytać.

ocenił(a) film na 9
florianf

Widzę, że ktoś tu się bawi w sędzię :) Każdy sam stanowi o sobie i jak dla mnie trzeba mieć w sobie dużo refleksji, żeby przenieść prawdy (tak, dla mnie to prawdy) zawarte w książce, na swoje życie. Nie ma w tej książce niczego, co by zaprzeczało naszej wierze. Czytałeś w ogóle książkę, czy BEZREFLEKSYJNIE sobie pleciesz 3 po 3? :)

itscurl

A ja widzę, że uważasz się za prawego. Powiedz mi prawdę - gdy przechodzisz obok bezdomnego, to ściągasz swoją kapotę aby go okryć? Oddajesz mu swój portfel? Bo wiesz, co mówił Jezus, nie?

ocenił(a) film na 3
florianf

Bez przesady. W Biblii nie było to tak drastycznie ( jeśli chodzi o tę kapotę ), bardziej w odniesieniu do bogaczy co się od biednych odcinają.
Zresztą wg Twego założenia Jezus i apostołowie powinni chodzić nago :)

Tho

Nie mojego założenia, tylko tego co mówił Jezus.

ocenił(a) film na 3
florianf

Proszę daj odnośnik do Nowego Testamentu w którym tak jest napisane.

florianf

A jakim prawem jakiś celebryta Hołownia napisał książę "Bóg. Życie i twórczość". Kto mu dał do tego prawo? Jak śmiał? Otóż co najważniejsze ten facet po prostu zrobił rzetelną robotę naukową, zebrał masę źródeł wraz z naczelną literaturą w postaci Pisma Świętego. Dokonał analizy, wynotował, skonkludował... postawił wnioski, iż... Bóg jest miłością. To żadna megalomania tylko potwierdzenie tego co każdy wierzący powinien wiedzieć. Jak i przecież żadną megalomanią nie jest wiedza... że Bóg jest bezkresną, niezglebioną przez każdego człowieka wszechwiedzą, wszechmocą.

Nie znam tego cytatu z filmu ale jeśli jak wspomniałeś w filmie pojawia się cytat "wytłumaczę ci dlaczego warto Wierzyć" to primo cytat jest wyrwany z kontekstu o niczym nie świadczy. Secundo istotnie w książce Chata nie ma żadnych przekłamań w chrześcijańskim postrzeganiu Pana Boga. Jest to wycinkowe studium przypadku jak na naszych źródłach o Panu Bogu w swoich przymiotach postrzega On nasze ludzkie tragedie. Na mój zawsze krytyczno-sceptyczny stosunek do amerykańskiej literatury chrześcijańskiej nie zauważyłem żadnych fałszywych nauk czy też megalomanii autora w jego postrzeganiu Pana Boga. Odpowiada to wizerunkowi Panu Boga jaki znamy z Pisma Świętego.

"A ja widzę, że uważasz się za prawego. Powiedz mi prawdę - gdy przechodzisz obok bezdomnego, to ściągasz swoją kapotę aby go okryć? Oddajesz mu swój portfel? Bo wiesz, co mówił Jezus, nie?" jak mogę się wtrącić to... przepraszam ale co ma piernik do wiatraka..?

bart_34

"To żadna megalomania tylko potwierdzenie tego co każdy wierzący powinien wiedzieć."

Dopuszczasz się błędu logicznego. Wierzący w coś nie wiedzą, tylko w to wierzą. Pomiędzy wiarą a wiedzą jest przepaść.

"żadną megalomanią nie jest wiedza... że Bóg jest bezkresną, niezglebioną przez każdego człowieka wszechwiedzą, wszechmocą. "

Ponownie ten sam błąd - ktoś kto wykazuje jedynie wierzenia na dany temat nie posiada żadnej wiedzy. Druga część tego zdania odzwierciedla wyłącznie fantazje i wyobrażenia jakie nadałeś istocie/bytowi/rzeczy w którą z jakichś powodów postanowiłeś wierzyć - nie zahaczając nawet o aspekt wiedzy, a więc czegoś pewnego i sprawdzonego.

ocenił(a) film na 9
OffSystem

"Dopuszczasz się błędu logicznego. Wierzący w coś nie wiedzą, tylko w to wierzą. Pomiędzy wiarą a wiedzą jest przepaść." Otóż nie. To Ty wpadasz w pułapkę językową. Bierze się ona z nieszczęśliwie używanego słowa wiara. Z tego co mi wiadomo minimum 90% wierzących (znów to nieodpowiednie słowo) nie wierzy, że Bóg istnieje, lecz jest tego pewna. Wie, że Bóg istnieje. I tutaj słowo wie nie oznacza wiedzy naukowej, lecz przeświadczenie będące pewnością, że Bóg istnieje. Też tak miałem w czasach, kiedy byłem wierzący.

kaymann

Ich "pewność" nie ma niczego wspólnego z wiedzą. Wierzącym w bóstwa jedynie się wydaje, że wiedzą, lecz znów ze weryfikowalną wiedzą nie ma to niczego wspólnego.
To przypadłość psychiatryczna.
Są ludzie, którym się wydaje, że są piękni, mądrzy, uprowadzani przez kosmitów lub posiadający relacje właśnie z bóstwami (rodzaj bóstwa zależy od położenia geograficznego) i o ile na pierwsze trzy przypadki normalny człowiek wzruszy ramionami i uśmiechnie się z politowaniem, to ostatni z wymienionych niektórzy z niewyjaśnionych przyczyn traktują z poważaniem, a jest identycznym urojeniem jak pozostałe.
Zadziwiająca jest ta różnica w podejściu.

ocenił(a) film na 9
OffSystem

Oczywiście, że nie ma nic wspólnego z weryfikowalną wiedzą. I co więcej nie może mieć. Na tym polega to, co nazywa się wiarą. I jest to rzecz całkiem normalna, bo chyba każdy człowiek jest pewien czegoś, czego nie może udowodnić (nie chcę wchodzić w filozoficzne rozważania, ale tak naprawdę to niczego się udowodnić nie da).

bart_34

Pierwsze: jest prawdopodobne, że Bóg to zmyślenie. Z tej perspektywy wszelkie dowodzenie "jaki on jest, jakie ma cechy, co o nim piszą święte księgi, czy jest miłością czy nie" I wszystkie inne nie-wiadomo-jak-ważne pytania nie różnią się od scholastycznych dociekań na temat tego ile diabłów zmieści się na łebku od szpilki: "W Biblii jest napisane, że diabły to upadli aniołowie, a więc są duzi, więc żaden się nie zmieści, albo na odwrót. Te rozważania nie mają znaczenia żadnego, żadnego poznawczego- a tym bardziej naukowego znaczenia.
Ja nie wiem, czy to jest naprawdę takie trudne zauważyć, że dociekanie jakie cechy ma Bóg nie różni się od dociekania "Jak długi jest róg jednorożca" - co na ten temat mówią święte księgi, podania, przekazy ustne i rysunki naskalne. Równie interesujące. Nie mylmy jednak zmyśleń z faktami.
Pan Hołownia równie dobrze jak nad cechami Boga mógłby się zastanawiać na ilu żółwiach stoją słonie, które podtrzymują wszechświat. Bo wiadomo przecież, żę "Wszechświat nie może sobie tak wisieć sam w powietrzu".

Jeśli chodzi o drugi wątek - z tym swetrem - zdajesz się nie zauważać związku między naukami Jezusa (np. Jeśli chcesz być doskonały, to rozdaj co posiadasz i idź za mną" - jesli znasz Biblię, co nie przydarza się katolikom zbyt często, to wiesz skąd to wziąłem) a stosowaniem ich w praktyce. Ci wszyscy katolicy, którzy uważają się za wierzących, ale bezdomnemu butów nie oddadzą, chcą trzymać uchodźców w gettach, nie czytają biblii, bo tak naprawdę w ogóle się nią nie interesują to przecież grupa obłudników, którzy okłamują siebie samych na temat włąsnej wiary.

Funta kłaków nie jest warta wiara człowieka, który "wierzy", ale samochodem jeździ.

Tego filmu i tej książki będą bronić ludzie wierzący. Upajają się swoją wiarą, uważają się za prawych. Ale portfelik przy sobie trzymają kurczowo, mimo nauk Jezusa: "Gdy ktoś bierze co twoje nie sprzeciwiaj się". Zgadza się? He he. Ateistów jest na świecie o wiele więcej niż katolików. Tylko, żę większość z nich o tym nie wie, myślą że są wierzący. A wcale nie są.

ocenił(a) film na 9
florianf

"Pierwsze: jest prawdopodobne, że Bóg to zmyślenie. " Oczywiście, że takie prawdopodobieństwo istnieje. Tylko że to nie oznacza, że jakieś cechy można temu bytowi przypisywać. To trochę tak, jakby bohaterowi literackiemu odmawiać cech charakteru tylko dlatego, że jest postacią zmyśloną (i to już na pewno).
Wiara i postępowanie to nie jest to samo. Kiedyś pewien ksiądz mi powiedział, że dla niego lepszym chrześcijaninem jest człowiek innej wiary lub ateista postępujący w myśl nauk Chrystusa niż nominalny chrześcijanin ich nie przestrzegający.

kaymann

No mamy dokładnie takie samo zdanie: też uważam, że przypisywanie cech Bogu nie rózni się od przypisywania ich bohaterowi literackiemu. Z tego wynika kilka logicznych konsekwencji:
1. Każdy interpretator ma tu rację, rzeczywistość nie rozstrzygnie sporu, ponieważ mamy do czynienia z fikcją, a nie realnym stanem, realnym obiektem który badamy
2. Ci którzy uważają się za znawców tej materii mydlą sobie (i innym) oczy, twierdząc, że "lepiej znają charakter bohatera" niż inni.
3. Ci którzy na serio badają charakter owego fikcyjnego bohatera i przedstawiają to jako "prawdę objawioną" nie odróżniają fantazji od rzeczywistości, albo okłamują innych aby realizować jakieś własne cele
4. Niezależnie od tego jakie cechy przypiszemy fikcyjnej postaci, ciągle jest ona fikcją. Wykładnia typu: "Tego a tego chce Bóg" jest więc śmieszna.
5. Książki i filmy, które nam "pokazują" czego chce Bóg tworzone są przez ludzi, którzy uważają się za znawców owego fikcyjnego charakteru. Śmieszne

Jeśli chodzi o drugą sprawę - ci którzy postępują zgodnie z naukami Jezusa siedzą teraz w Afryce lub Azji i pomagają głodującym przeżyć. Może jakiś odsetek należy do Caritasu lub Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (itp.) reszta udaje, okłamuje (najczęściej siebie), tworzy sobie złudzenia po to aby się dobrze czuć. Wcale nie wierzą, tylko tak gadają. To "ateizm praktyczny" - "Udaję że wierzę, ale postępuję tak jakby Boga nie było". Bez sensu. Podszyte tchórzowskim lękiem przed przyznaniem prawdy.

ocenił(a) film na 9
florianf

Co do bohatera literackiego to akurat wiemy na pewno, że nie istnieje, co do Boga to niekoniecznie. Ja uważam, że nie istnieje, ale być może jestem w błędzie.
Druga rzecz, możemy opisywać charakter bohatera literackiego (bądź filmowego) na podstawie danych zawartych w dziele i co więcej dzieło to stworzono między innymi po to, żebyśmy mogli tego bohatera jakoś umiejscowić charakterologicznie. Boga także i jeżeli uważamy, że istnieje możemy opierać się nie tylko na dziełach literackich, lecz także na dziele stworzenia. Oczywiście jeżeli Bóg nie istnieje to nie ma przypisywanych mu cech. Ale jeżeli istnieje to można jakieś cechy jego osobowości odczytywać.
Książki i filmy opisujące charakter Boga mogą nie mieć nic wspólnego z rzeczywistością. Ale jeżeli Bóg istnieje to mogą go opisywać i jest możliwe, że oddają go prawdziwie.
A ten film (pewnie książka także) jest pewną wizją. Wizją ciekawą, logiczną i spójną (chociaż nie da się zaprzeczyć, że pewne rzeczy albo pominięto, albo się prześlizgnięto, ale to wcale nie obniża rangi filmu). I byłoby dobrze, gdyby chociaż część widzów zastosowała chociaż część tego, co tam było do swojego życia.
Nie każdy musi siedzieć w Afryce. Nie każdy musi poświęcać całe życie dla pokrzywdzonych. Wystarczy, żeby żył porządnie i był w porządku wobec innych ludzi. I nikogo się wtedy nie okłamuje.

kaymann

No to jasne, że możemy dociekać cech fikcyjnego bohatera. TYLKO JAKIE TO MA ZNACZENIE? Ja lubię takie intelektualne dociekania "co poeta miał na myśli" itp. Ale to intelektualna zabawa, bądźmy prawdomówni. Tymczasem wielu ludzi zastanawia się "Czego chce Bóg" tak jakby On naprawdę czegoś chciał od nas. Coś tu jest nie tak. Prostą drogą prowadzi to do inkwizycji. "Bóg nienawidzi gejów" itp.

Ja nie mam żadnych pretensji do tych co dociekają. Ja mam pretensje o to, że oni mylą dociekania na temat istoty fikcyjnych bytów z badaniem prawdy. Weźmy przykład. Powiedzmy, że w pewnej nieomylnej księdze jest napisane, że Boruta miał trzy ręce. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości, każdy kto przeryje się przez stos źródeł dojdzie do wniosku, że to jest jedyna "prawda". Jakie to ma znaczenie dla naszego życia?
Takie samo znaczenie ma dociekanie "czego chce Bóg", "Dlaczego Bóg dopuszcza istnienie zła", "CO Bóg nam mówi na temat tego jak mamy żyć" itp. Byłoby mądrzej gdyby ludzie zastanawiali się po prostu nad tym "jak należy żyć" a nie nad tym "co Bóg mówi o tym jak należy żyć" - komplikujemy sprawy i głupio robimy. Tymczasem mamy całą rzeszę ludzi, którzy innym tłumaczą "czego od człowieka chce Bóg". He he. to jest zabawne - nie dość że ci inni mówią czego rzekomo chce jakaś fikcyjna postać, to jeszcze uważają, że to należy wypełniać, co chce owa "fikcyjna postać", a jeszcze inni wierzą, że tamci naprawdę wiedzą "czego chce Bóg" lepiej od nich samych. Tak jakby fikcyjna postać mogła naprawdę "czegoś chcieć".
To ciekawy wątek. Sedno rzeczy jest w tym, że gdy zadamy sobie pytanie: "Czego chce Bóg" zamiast: "Co uważam za dobre życie", możemy dojść do wniosku, że Bóg chce aby wieszać krzyż w sejmie lub wszelkimi sposobami powstrzymać aborcję lub nie używać prezerwatyw. Zaczniemy robić rzeczy, o których nasz rozum mówi, że są głupie i złe - "no ale skoro Bóg tak chce, to posłucham Boga". I skutek jest taki, że inteligentny i dobry człowiek - papież - jedzie do Afryki, kontynentu gdzie szerzy się AIDS i namawia ludzi aby nie używali prezerwatyw. Sam nie wymyśliłby takiej durnoty, bo jest dobry i inteligentny. No ale skoro Bóg nie lubi prezerwatyw (co za kuriozum!! Rozumiesz, że nigdzie w Biblii nie ma mowy o prezerwatywie, bo zdaje się że wtedy jeszcze nie znali gumy i plastiku :-) tylko jakiś koleś doszedł na podstawie świętych pism, że "chyba bóg to by nie lubił prezerwatyw" a za sto lat, żę "raczej nie pochwalałby robotów" itp.) to stosuje te kuriozalne wnioski mówiąc Afrykanom, żeby nadal rozsiewali zarazę. Wspaniałe! Niczym nie rózni się od myślenia, które każe palić czarownice.

Drugi wariant: Bóg istnieje. Jesli tak, to nasze dociekania na temat tego "czego chce bóg" są również głupie. Czemu? Bo dobrze wiemy "czego chce": przytoczę "zostaw wszystko i pójdź za mną". Prosta odpowiedź. Niektórzy ją stosują w życiu i siedzą w klasztorach. CI którzy "wierzą" i nie siedzą w klasztorach bardzo zainteresowani są odpowiedziami na temat "czego chce Bóg" nie aby dociec jego "prawdziwych pragnień", ale żeby uzasadnić to, że nie siedzą w klasztorze. "Jak by tu pogodzić fakt, że mam więcej niż inni, a Jezus mówił, że jeśli mam więcej niż inni to nie wejdę do Raju. A ja chcę wejść do raju." No i zaczyna się chocholi taniec którego celem jest pogodzenie wody i ognia.

No i trzecie. Nie każdy musi siedzieć w Afryce. Oczywiście - nie każdy. Tylko jak nie siedzi w Afryce, jak chodzi w lepszych butach niż najbliższy bezdomny, to niech nie mówi, że jest chrześcijaninem. Nic nie mam do ludzi, którzy chodzą w dobrych ciuchach. Tylko niech nie kłamią, że wierzą w Boga, a zwłaszcza w chrześcijańskiego Boga.

kaymann

A i jeszcze jedno - pewność co do nieistnienia bohatera literackiego jest DOKŁADNIE tej samej próby co pewność co do nieistnienia Boga. I tu i tu być może istnieje jakiś pierwowzór. Ale jakie to ma znaczenie? Oba podania i tak są fikcją i na ich podstawie nie ma sensu dociekać "prawdziwego charakteru obiektu, który stał się podstawią stworzenia fikcji".

ocenił(a) film na 9
florianf

Zacznę od założenia, że Bóg istnieje. Założę jeszcze, że istnieją krasnoludki. I nie wchodzę w prawdopodobieństwo istnienia tych dwóch bytów. I ludzi raczej nie będzie obchodzić osobowość krasnoludków i czego od ludzi chcą. Powód jest prosty, krasnoludki nawet gdyby istniały raczej nie byłyby dla ludzi ważne i nie chcieliby tworzyć z nimi relacji. Natomiast Bóg dla tych, którzy w niego wierzą (a przynajmniej dla ich części) jest kimś bardzo ważnym i czują potrzebę wchodzenia z nim w relacje. Zresztą boją się go bądź go kochają i dlatego im zależy na jego poznaniu, na zrozumieniu jaki jest i czego potrzebuje. Więc chcą tego dociec. Nie wiedzieć co czuje jakaś abstrakcyjna postać tylko ktoś, kto jest im bliski. Tak zresztą jak interesują go potrzeby i odczucia ludzi sobie bliskich - rodziny, przyjaciół itp. I tak jak w przypadku osób bliskich chcą być kochani przez Boga.
Oczywiście interpretacje tych potrzeb mogą być bardzo różne i czasem mogą doprowadzić nawet do czynienia zła (chociaż obecnie dzieje się to w mniejszym stopniu niż kiedyś).
Dalej - inaczej rozumiemy idee chrześcijaństwa i to, kim powinien być chrześcijanin. Chrystus nie kazał wszystkim iść za sobą, a tylko nielicznym. I (przynajmniej ja to tak odbieram) był przeciwny nadmiernemu bogaceniu się.
Co do pewności nieistnienia Boga nie przyrównywałbym go do pewności nieistnienia postaci z gruntu fikcyjnych. Jedni są pewni jego istnienia, drudzy jego nieistnienia i pewne jest być może tylko to, że któraś z tych grup się myli. Tylko nie da się udowodnić, która.

kaymann

Powinieneś wyjść od założenia, które jest pewne. A ono brzmi: Nikt z pewnością nie wie nic na temat Boga. TO jest pewnik.
Skoro nikt nie wie, to ci, którzy szerzą "nauki Boga" są oszustami. Twierdzą, że wiedzą czego Bóg chce. A przecież nie wiedzą.
Autor Chaty to taki przebieraniec właśnie - Wkłada w usta Boga jakieś twierdzenia i wypowiedzi. Wymyślił je sobie, a udaje że poznał prawdę i jeszcze ma czelność udawać, że on tylko "przekazuje informacje", które sam spreparował.
Oszustwo. Całe to bajdurzenie "Bóg chce to, Bóg chce tamto. Bóg jest taki śmaki i owaki" wszytko to iluzje, przedstawiane przez niektórych jako prawdy (nie wiem dlaczego) a przez innych kupowane jako prawdy (choć wiadomo, że to nie jest prawdą, choćby dlatego, ze nie mozemy tego zweryfikować). Jedni oszukują, a drudzy dają się oszukać. Nie mają odwagi spojrzeć prawdzie w oczy: ŻE SAMI SĄ ODPOWIEDZIALNI ZA SWOJE CZYNY. I nie ma się co tu zasłaniać "wolą bożą".
Zgoda?

ocenił(a) film na 9
florianf

No więc ja mogę wyjść z tego założenia i być może jest ono słuszne. Ale dlaczego miałbym mieć pewność? Co więcej pewne osoby mogą mieć pewność co do wiedzy na temat Boga i chociaż prawdopodobnie jest to złudna pewność, ale nie jest oszustwem.
Akurat Chata jest dla mnie wizją reżysera (a pewnie też i autora książki, ale jej nie czytałem) i ma prawo do takiej wizji. Zresztą daje nam możliwość wyboru możliwości, że to tylko majaki chorego umysłu. Wierzy mu żona, wierzy sąsiad, my nie musimy. Ale co by to nie było wywarło pozytywny skutek.
Akurat zdanie, że coś nie jest prawdą bo nie możemy tego zweryfikować jest nieprawdziwe. Możemy nie być pewni, że nią jest, ale nie temu zaprzeczać.
No i jeszcze na temat ostatnich zdań to akurat w tym filmie wyraźnie jest mowa o odpowiedzialności za swoje czyny.

kaymann

Dochodzimy więc do takiej konkluzji: Być może niektórzy ludzie mają bezpośredni telefon do Boga. Inni jednak nie mają. Czy mamy jakiś pewny sposób aby odróżnić obłąkanie od objawienia, a te od oszustwa? Nie. Dlatego, cytując jednego z moich guru, Ajdukiewicza: "Lepiej jest spożywać pewną, acz skromną strawę rozumu niż w obawie by nie przeoczyć głosu Prawdy pozwolić na spożywanie wszelkiej nie skontrolowanej strawy, która może częściej jest trucizną niż zbawiennym pokarmem."

Moje zdanie jest takie: CI, którzy innym wmawiają, że Prawdę poznali, wiedzą jak należy postępować i innych do niej przekonują (a zwłąszcza ci, którzy namawiają do wiary!) są niebezpieczni. W istocie rzeczy ich aktywność prowadzi do ograniczenia samodzielności człowieka. Ten co naprawdę o innych dba raczej zadaje pytania, raczej prowokuje i porusza niewygodne kwestie moralne niż daje na nie odpowiedź.

Nie odniosłeś się bowiem w żaden sposób do przykładu papieża, który namawia ludzi w Afryce do rezygnacji z prezerwatyw. Przecież to jest jaskrawy przykład dobrych intencji, które prowadzą do piekła. Ja przemyślałem ten przykład. Moja odpowiedź na to, dlaczego dobrzy ludzie robią takie rzeczy jest następująca: Wiara zaćmiła im umysł. Gdyby sami za siebie byli odpowiedzialni, a nie uważali się za emisariuszy "dobrej nowiny", to nigdy by na taki podły czyn się nie zdecydowali.

ocenił(a) film na 9
florianf

My nie możemy odróżnić, inni też raczej nie mogą. Tylko to nie oznacza, że ktoś, kto uważa, że doznał objawienia, a przynajmniej zna prawdę nie mógł jej głosić. Szczególnie jeżeli uważa, że jest na tyle ważna, że można się nią podzielić. Oczywiście może być niebezpieczna (co wielokrotnie historia pokazała), ale może także przynieść wiele dobrego. Akurat ten film jest bardzo dobrym tego przykładem.
Nie wiem czy namawianie do wiary jest czymś złym. To nie musi być namawianie do fanatyzmu religijnego. Może pomóc zagubionemu odnaleźć drogę, a złego nawrócić na dobro. Złe jest tylko namawianie do wiary bezmyślnej, do podporządkowaniu się doktrynom i dogmatom.
Nie odniosłem się do tamtej sprawy z papieżem, bo nie chcę mówić na jego temat. Mam o nim bardzo negatywne zdanie i o tej sprawie także.

kaymann

Powiedzmy, że masz władzę: jesteś tak mądry, że potrafisz przekonać każdego do swoich racji, niezależnie od tego, czy tę rację masz czy nie. Nawet jeśli kłamiesz, to i tak innych przekonasz.

Czy wykorzystałbyś tę władzę do narzucenia ludziom swojej idei. Swojego najmądrzejszego, najlepszego i najbardziej korzystnego (w twoim przekonaniu) światopoglądu?

To taki eksperyment myślowy. Ja uważam, że rozwiązanie go w postaci: Tak zrobiłbym to, jest strasznym grzechem. Takie jest moje rozwiązanie. Narzucanie światopoglądu, zwłąszcza gdy jest się mądrym, jest strasznym grzechem przeciwko człowieczeństwu. Takie moje zdanie. Może się mylę.

ocenił(a) film na 9
florianf

Ale gdzie wcześniej była mowa o narzucaniu czegoś? Pokazać coś czy nawet przekonywać to jedno, narzucać to drugie.
Mogę cię przekonywać, że King Crimson jest najlepszym zespołem w historii muzyki, ale nigdy tego narzucać nie będę.

ocenił(a) film na 3
florianf

Dodatkowo tym filmie zrobione to jest na poprawność polityczną, a kolorowy świat przyrody ( i kolorów skóry bohaterów ) i zdrowe buzie Boga ( w trzech postaciach ) są tak zdrowe i piękne jak na gazetkach Świadków Jehowa.
Bezczelnością było chodzenie po wodzie.
Jezusowa filozofia miłości to skutek Soboru Watykańskiego II, którego idee szczególnie nasilają się w ostatnich latach. Dodam, że jest to zaprzeczenie Biblii, ponieważ Jezus nie był aż taki wybaczający ( wątek fragmentu Jezusa na krzyżu i dwóch rzezimieszków )
Filozofia Boga z Trójcy nie pochodzi z Biblii tylko ze znacznie późniejszego okresu już od papieży.

ocenił(a) film na 9
Tho

A twarze Boga miały być brzydkie? Swoją drogą jakoś nie zauważyłem, żeby murzynka była piękna.
A co do SWII to uważam, że właśnie on dał impuls do pozytywnych zmian w Kościele. Niestety pontyfikat JPII cofnął w moim odczuciu Kościół o jakieś 100 lat, jeżeli nie więcej.

kaymann

A i jeszcze jedno - W jednej wypowiedzi twierdzisz, że "nic nie jest pewne" a w drugiej twierdzisz, zę "co do bohatera literackiego to mamy pewność żę nie istnieje". Chyba musisz się zdecydować, czy mozemy czy też nei możęmy czegoś wiedzieć na pewno.

ocenił(a) film na 9
florianf

Tutaj masz rację. Ale na potrzeby dyskusji przyjmuję założenie, że istnieje jakiś świat, istnieją dyskutanci i istnieje w ogóle coś takiego jak bohater literacki. Przy tych założeniach w zasadzie możemy mieć pewność, że bohater literacki jest postacią fikcyjną.

kaymann

Czyli "Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek"? Przyjmujesz tylko na potrzeby dyskusji, że świat istnieje, ale prywatnie w to wątpisz? No to znaczy, że uważasz, że jednak prawdę poznać można. Ale grasz ze sobą w ciuciubabkę. To tak jak człowiek, który twierdzi, że "jest chrześcijaininem", ale postępuje tak jakby w Boga nie wierzył.

Ty na swój użytek , tak abstrakcyjnie, przyjmujesz postawę sceptyczną. Ale w praktyce działasz, jakby prawda była poznawalna. To znaczy brniesz w niekonsekwencję. A ponieważ Jezus mówił, że "po czynach ich poznacie", to ja twierdzę, że Twoje zdanie "nic nie da się do końca poznać" jest bałamutne - swoimi własnymi czynami przeczysz temu twierdzeniu, działasz jakby ono nie było prawdą, choć głosisz takie przekonanie. Chyba tutaj czeka Cię trochę pracy i refleksji, aby pogodzić jedno z drugim :-)

ocenił(a) film na 9
florianf

Nie wiem, czy świat istnieje, ale uważam to za najbardziej prawdopodobną opcję i żyję tak, jakby była prawdziwa. Inaczej w ogóle nie tylko ta dyskusja ale kompletnie nic by nie miało sensu. Tak samo żyję i postępuję jakby nie istniał żaden bóg chociaż jego istnienia nie wykluczam.

kaymann

No tak, ale - z całym szacunkiem - mówisz tak jak człowiek, którego bezmyślna, nieświadoma natura jest mądrzejsza niż jego światły rozum, rozsądek i człowieczeństwo. Gadanie, żę "może świat nie istnieje" jest objawem - znowu, z całym szacunkiem, nie mam zamiaru Cię w jakikolwiek sposob obrażać - głupoty. Bywa boweim tak, że inteligencja człowieka prowadzi go do jakichś idiotycznych wniosków, o których jego natura wie, żę są głupie. Ale ponieważ owa właśnie inteligencja nie jest w stanie dostarczyć mu kontrargumentów do np twierdzenia "może świat nie istnieje", to ten człowiek - najczęściej ze zwykłej uczyciwości intelektualnej - czuje się zobowiązany głosić absurdy.

Na szczęście zwierzęca natura jest w tym momencie mądrzejsza, więc robi swoje bez względu na fanaberię rozumu.

W takiej sytuacji, w której ktoś zaczyna być przekonany tylko o tym, że "wydaje mi się prawdopodobne, żę świat istnieje", nalezy się zastanowić gdzie rozum błądzi, skoro całym swoim wysiłkeim stać go jedynie na wyprodukowanie owego "prawdopodobieństwa" czyli wątpliwości. Sorry, ale tę ścieżkę przeszedł już Kartezjusz. My zaś żyjemy w 400 lat później, stworzyliśmy cuda wbrew jego "jedyne co jest pewne, to to, ze myślę". To zobowiązuje do wyciągnięcia wniosków odważniejszych niż jedynie: "Wydaje mi się prawdopodobne, żę świat istnieje".

ocenił(a) film na 9
florianf

Chyba schodzimy na manowce. Mógłbym Cię przekonywać, że Twoje myślenie jest ograniczone, bo nie dopuszczasz do siebie możliwości nieistnienia świata, którego istnienia udowodnić nie sposób.
Dla Ciebie nieistnienie świata jest absurdem, dla mnie czymś jak najbardziej możliwym. Myślę, że to kwestia różnic osobowości i sposobów myślenia, której nie przekroczymy i chyba na tym trzeba by zakończyć.
Tą ścieżkę przebył już i Kartezjusz i Berkeley i z tego co mi wiadomo to nie tylko oni. I nie wiadomo czego im zabrakło, rozsądku czy odwagi, żeby z niej nie zejść.

kaymann

Nie, nie! Pociągnijmy ten wątek. Linia mojej argumentacji jest taka: Świat może istnieje, a może nie. Jednak ci, którzy twierdzą, że on "chyba" nie istnieje i tak postępują zgodnie z zasadą "świat istnieje". Jak wygrasz w toto-lotka, to pójdziesz odebrać wygraną. Jak zachorujesz to pójdziesz do lekarza. A to oznacza, że dopuszczanie możliwości, że świat nie istnieje jest pustym gadaniem, z którego nie wynika zupełnie nic! Pustosłowie.

Druga ewentualność jest taka, że ktoś nie traktuje tego przekonania jako pustosłowie i zgodnie z nim postępuje - jesli jest więc konsekwentny, to przestaje jeść i pić, po czym umiera.

Zgodnie z takim rozumowaniem solipsyzm (bo tak zadaje się nazywa się taka postawa) prowadzi bądź to do śmierci, bądź w lepszym wariancie do niczego. Taka alternatywa świadczy jak najgorzej o samym poglądzie, a o ludziach, którzy go wyznają mówi, że nie potrafią pokonać oczywistych sprzeczności, na które natrafia ich intelekt.
Taka jest moja linia rozumowania.

Jeśli chcesz dowieść podobnego ograniczenia u kogoś (np u mnie), które wynika z twierdzenia, że jednak coś istnieje poza mną, to bardzo fajnie, słucham. Może się czegoś nauczę.

ocenił(a) film na 9
florianf

Nie chyba nie istnieje, a może nie istnieje. To wielka różnica, szczególnie jeśli się uważa, że raczej istnieje. Nie można żyć uważając zarazem że istnieje i że nie (tak jak nie można obejrzeć filmu i go nie obejrzeć). Dodam jeszcze, że lubię (a nawet kocham życie) więc wybranie tej opcji ma dodatkową wartość.
Co do drugiej ewentualności to wcale nie wiadomo czy postępowanie jakby była prawdą doprowadzi do śmierci jeżeli jest fałszem. Jeżeli jednak nie, to nie wiadomo, do czego doprowadzi.
Ja nie twierdzę, że nie istnieje nic poza mną, ja tylko uważam, że taka możliwość musi być brana pod uwagę, jest spójna i logiczna, tak samo, że istnieje Bóg, co też jest spójne i logiczne (jeżeli mówimy tylko o samym istnieniu Boga, a nie przyjmujemy, że wszystko co zostało zapisane w świętych księgach musi być prawdziwe). Kto wie, być może prawda jest jeszcze zupełnie inna, ale mój ograniczony mózg nie potrafi sobie tego wyobrazić).

kaymann

Ale dlaczego niby "taka możłiwość musi być brana pod uwagę". Niby na czym polega korzyść z brania tego pod uwagę w stosunku do odrzucenia takiej możliwości.

Inaczej postawię pytanie: być może mamy wszyscy dwie głowy, ale jednej nie widzimy. Czy to też należy brać pod uwagę i miliard, nieskończoność innych ewentualności?

Czy branie pod uwagę nonsensów pomaga nam w życiu czy przeszkadza?

Wiem, będziesz polemizować ze słowem "to nie jest nonsens, to jest możliwa ewentualność". No ale jakie ma znaczenie to, że wokół Marsa krąży może mały czajniczek wypełniony smaczną kawą? Dlaczego niby miałbym to brać pod uwagę, zwłaszcza jeśli w dodatku ktoś powie mi, że ten czajniczek jest taki malutki, że nikt go nie widzi, nie jesteśmy w stanie go odczuć i w żąden sposób on nie wplywa na nasze życie.

Podobnie jest ewentualnością, którą proponujesz - że być może świat nie istnieje, ale nigdy się o tym nie przekonany, nie jesteśmy w stanie tego zbadać. To po co takie gadanie?

ocenił(a) film na 9
florianf

Na podstawowe pytania nie odpowiada się z punktu widzenia korzyści. A to jest fundamentalna sprawa czy świat istnieje czy nie.
Co do dwóch głów to jeżeli przyjmiemy, że świat istnieje i jest empirycznie poznawalny to taką możliwość odrzucić możemy. Jeżeli istnieje Bóg to faktycznie taka opcja istnieje, ale nie wydaje mi się to kwestią o podstawowym znaczeniu.
A co do czajniczka to od razu napiszę, że taka opcja jest kompletnie niemożliwa, bo nie istnieje coś takiego jak smaczna kawa.

kaymann

Jakoś przeszedłeś do defensywy.
Powiedzmy sobie szczerze - wcale nie zakładasz, że świat nie istnieje. To tylko puste gadanie. Z nadprzyrodzonymi istotami jest tak samo. Wielu ludzi niby "wierzy", ale zachowują się zupełnie inaczej. To znaczy, ze wiara służy tylko dobremu samopoczuciu, nie ma nic wspólnego z przekonaniami. To kłamstwo. Ja na takie rzeczy reaguję alergicznie.

Dlatego cała ta gadanina "świat możę nie istnieje" jest banałem. Nic z niej nie wyniknie, niezależnie od tego do jakiej konkluzji dojdziemy.

Wracając do filmu. I do Apostołów: to jest złę i głupie wmawiać ludziom nieprawdę. CI którzy udają Boga i "mówią w jego imieniu" to kłamczuchy. Niezależnie od tego, czy Bóg istnieje, czy nie istnieje, oni tego nie wiedzą z pewnością. A udają, że wiedzą. Wiesz przypomina mi to taką trzynastolatkę, która poszła z przypadkowym chłopakiem do łóżka i żeby utwierdzić się w przekonaniu że dobrze zrobiła namawia wszystkie koleżanki, żeby też jak najszybciej straciły dziewictwo. Tym chyba jest namawianie innych do wiary w Boga i "przemawiania w jego imieniu".

ocenił(a) film na 9
florianf

Czy ja gdzieś pisałem, że zakładam? Biorę pod uwagę jako możliwy wariant. I nie jest to tak jak z wiarą, bo ludzie wierzą, czyli mają przekonanie, że Bóg istnieje. A ja odbieram możliwość nieistnienia świata jako rzecz możliwą tak jak i istnienie Boga, a na pewno nie można powiedzieć, że wierzę.
Wiara to jedno, a postępowanie to drugie. I nie ma to nic wspólnego z zakłamaniem, jeżeli uważają, że nie postępują dobrze nie postępując dobrze.
Mówienie, że świat być może nie istnieje nie jest banałem, ale faktycznie z tej dyskusji nic nie wyniknie, o czym zresztą pisałem.
Niezależnie od tego, czy Bóg istnieje, czy nie to osoby wierzące mają pewność, że on istnieje. Nie mają dowodów, ale mają pewność. Ty też nie masz dowodów, że świat istnieje, ale z tego co piszesz to masz pewność jego istnienia. A ja byłem kiedyś człowiekiem wierzącym i miałem absolutną pewność jego istnienia. Teraz jestem niewierzący i pewności nieistnienia nie mam. I dlatego mają prawo głosić ten fakt, jeżeli na głoszeniu się kończy.

kaymann

NO jak to? "Ty też nie masz dowodów, że świat istnieje". Fajnie natrafiłem na irracjonalne przekonanie, które chętnie rozwieję. Zdefiniuj mi co to znaczy "dowód" a ja tobie pokażę, że mam dowód na istnienie świata.

ocenił(a) film na 9
florianf

Dowód jest to coś, co pozwala nam coś stwierdzić z absolutną pewnością.
A istnienia świata nie można stwierdzić z całą pewnością bez przyjęcia założenia, że istnieje coś takiego jak zmysły. A tego też z całą pewnością nie da się stwierdzić.

ocenił(a) film na 3
bart_34

W filmie jest ogromne przegięcie dotyczące twórców filmu do pokazania jak postępuje Bóg, jak się wysławia, o czym myśli i jak mieszka. Film dodatkowo wprowadza elementy z sekt typu pokaż, które z twych dzieci ma iść do piekła, które to dzieci w tamtym czasie nie mają żadnych dużych win ( w porównaniu do seryjnego mordercy ) lub wspólnego chodzenia i biegania po wodzie.
Błędem chrześcijaństwa jest wizualizacja symboliczna Boga jako staruszka, bo potem można symbolicznie pokazać jako murzynkę i Indianina itd... może jako A. Hitlera.
Ogólnie film się wpisuje w obecne doktryny filozoficzne ( lewactwo ) i oczywiście jest "dziełem", które ma jak najwięcej zarobić.

ocenił(a) film na 9
Tho

"W filmie jest ogromne przegięcie [...] do pokazania jak postępuje Bóg, jak się wysławia, o czym myśli i jak mieszka." Przyjmę na potrzeby tej odpowiedzi, że Bóg istnieje. Jak postępuje? Chodzi Ci o to, że zachowuje się jak normalny człowiek? Czy o filozofię wybaczania i miłości? Co łączyłoby się z tym co myśli, ale tutaj chyba są dobrze oddane cechy Boga. Jak się wysławia? Tutaj kompletnie nie rozumiem o co Ci chodzi, bo nie zauważyłem jakiegoś szczególnego sposobu wysławiania się. A jak mieszka? Przecież jest wyraźnie powiedziane, że on mieszka tam tylko na potrzeby danej sytuacji. Do tego jest to tylko jedno z wielu "wcieleń" w danym momencie. Zresztą sam mówi w pewnej chwili "Zdziwiłbyś się, gdybyś wiedział, ile w tej chwili robię".
Tak się zastanawiam, gdzie w tym filmie była mowa o piekle? Ja odebrałem, że wszyscy zostaną zbawieni. A to, że dzieci są niewinne to chyba ogólnie rozpowszechnione przekonanie. I to, że ludzie postępują źle to chyba także.
I która sekta głosi o wspólnym chodzeniu po wodzie? Nie spotkałem się, ale nie muszę wiedzieć o wszystkim. Jednak nie sądzę, żeby to było powszechne.
Film wpisuje się w przynajmniej niektóre doktryny filozoficzne. Chociaż chyba lepszym określenie byłyby tutaj doktryny religijne, a konkretnie chrześcijańskie i nie za bardzo wiem, co mogłoby być w nich lewackiego.
A że film ma jak najwięcej zarobić... A który film nie ma jak najwięcej zarobić? Nie jest to żadną wadą. I uważam, że film tym co przedstawił zasługuje jak najbardziej na to, żeby zarobić.

ocenił(a) film na 3
kaymann

Ten film jest bluźnierczy, choć można założyć, że nastąpiła zbieżność imion :). Filozofia wybaczania jest nierealna ponieważ zawsze znajdzie się ktoś kto zechce zawojować światem, wybić jakąś nację i co mamy mu z przyzwyczajenia wybaczać, gdy morduje naszą rodzinę ? Dowodem lewackiej filozofii miłości są zdarzenia które kreują przesiedleńcy ze strony arabskiej - wrogiej Europie zachodniej i z Rusi Czerwonej wyjątkowo do nas wrogo nastawionej ( wypadki na Wołyniu ).
Mnie nie przekonuje wątek zbawienia wszystkich bez wyjątku. Ci którzy zrobili źle powinni być ukarani.
Zresztą spójrzmy prawdzie w oczy ten świat nie jest pełen miłości, nasze ciała podatne są na choroby, starość i okrutną śmierć. Tak samo dzieje się w świecie przyrody. Świat który widzę jest też światem upadku, grzechu, nienawiści, pychy, zazdrości. Jest też światem zniszczenia czasem i wielu niepotrzebnych śmierci. ( trzęsienia ziemi, tsunami )

Jeśli chodzisz do kościoła to kazania księży obecnie niewiele różnią się od filozofii poprawności politycznej lewaków. Nawet jeśli chodzi o grzech cudzołóstwa i sodomii obecny papież jest raczej nastawiony pozytywnie do takich zmian, że to malutkie przewinienie.

Sekciarskie było przede wszystkim " wybierz dziecko które ześlesz do piekła " podczas rozmowy z " mądrością. ( Mądrość jako osoba... hmm... mity greckie ??)

ocenił(a) film na 9
Tho

"Filozofia wybaczania jest nierealna ponieważ zawsze znajdzie się ktoś kto zechce zawojować światem, wybić jakąś nację i co mamy mu z przyzwyczajenia wybaczać, gdy morduje naszą rodzinę?" Napisałem już w innym miejscu, że wybaczenie nie oznacza odstąpienia od wymierzenia kary. To są zupełnie inne pojęcia. Przy okazji w filmie było powiedziane też, że wybaczenie nie oznacza stworzenia więzi, z czym się najzupełniej zgadzam.
Dlaczego świat nie jest pełen miłości? Według mnie dlatego, że zbyt mało staramy się kochać. Przyrody faktycznie nie zmienimy, ale samych siebie możemy i jeżeli każdy by tak postępował to świat byłby lepszy. Gdyby każdy uczył tego dzieci to może więcej z nich jak by dorosło postępowałoby lepiej.
Co do wyboru to ewidentnie chodziło o to, żeby ten człowiek zrozumiał, że tego wyboru dokonać nie może i nie powinien.

ocenił(a) film na 3
kaymann

Co to za wybaczenie z karą ? To są pseudofilozoficzne kawałki. " Wybaczam Ci, ale musisz umrzeć na szubienicy za swe winy".
Tam gdzie jest kara za winy, nie ma mowy o wybaczeniu i słowa tego nie zmienią, bo krzywdy których doznaliśmy jest w nas, do tego trzeba dojrzeć, a czasem się nie dojrzewa w ogóle.
Tak samo jak ( wyświechtane i brzydkie obecnie słowo ) miłość. Tego nie da się zaprogramować i narzucić, to jest i się czuje, albo nie.

ocenił(a) film na 9
Tho

Oczywiście jest to całkiem normalne. Kara to jest zupełnie co innego, a brak wybaczenia zupełnie czym innym. Kara jest czymś usankcjonowanym prawem i wymierzanym przez odpowiednie instytucje (inaczej to jest zemsta). Wybaczenie jest czymś osobistym. Ja mogę wybaczyć, a kto inny tego nie uczyni. I to niezależnie od tego czy winny zostanie ukarany czy nie.
A tak zwana kara śmierci tak naprawdę nie jest karą (Co to za kara - pięć minut w zawieszeniu. To cytat, tylko nie pamiętam z kogo).
Krzywdy doznane są w nas i nie powinno się o nich zapominać, ale to nie oznacza, że powinniśmy ból pielęgnować. Musimy starać się umieć z nim żyć i starać się wybaczyć tym, którzy nam je zadali.
A miłość jest nie tylko uczuciem, ale i postawą. I taką postawę można w sobie wyrobić, ale do tego potrzebna jest dobra wola i bardzo dużo pracy. Oczywiście jednym przychodzi to łatwiej, a drugim trudniej, ale przede wszystkim trzeba tego chcieć.

ocenił(a) film na 3
kaymann

W świetle Nowego Testamentu, przebaczenie jest jednoczesnym zaproszeniem do raju ( Jezus i dwóch łotrów na krzyżu ). Przebaczenie ogólnie w stosunkach międzyludzkich jest jednoczesnym darowaniem kary ( relacje w rodzinie ).
Kara śmierci jest bardzo dotkliwa, ponieważ się na nią oczekuje, może być w każdej chwili. Niektórzy skazani czekali nawet po kilkanaście lat na jej wykonanie.
To o czym piszesz używając słowa miłość to wg mnie kultura osobiste, dobre wychowanie, grzeczność, zasady współżycia i optymizm życiowy.
Miłości nie da się zaprogramować, to się czuje lub nie ( podobnie jak nienawiść ).

ocenił(a) film na 9
Tho

No i sam piszesz, że Jezus przebaczył, ale kara została wykonana. Przecież ten zbawiony łotr też na krzyżu zginął.
Przebaczenie w stosunkach międzyludzkich może wiązać się z darowaniem kary, ale nie musi. Co więcej, nawet po wykonaniu kary możesz drugiej osobie wybaczyć, a możesz nie wybaczyć.
Co do kary śmierci to piszesz, że nie sama kara jest dotkliwa a oczekiwanie. Czyli kara śmierci wykonana natychmiast nie jest dotkliwa, a po dwudziestu latach bardzo mocno? To mi zakrawa na jakiś absurd.
Co do miłości to widzę, że się nie zgodzimy. Są różne rodzaje miłości zależne od obiektu. Inaczej się kocha partnerkę/a, inaczej rodziców i dzieci, inaczej innych członków rodziny, inaczej Boga, inaczej innych ludzi, inaczej zwierzęta. I niektórych rodzajów faktycznie albo nie można się nauczyć, albo jest to bardzo trudne. Ale miłość do ludzi to coś, czego można się nauczyć, jeżeli się naprawdę chce.
A co do nienawiści to wypowiadał się nie będę, bo nie znam takiego uczucia.

ocenił(a) film na 3
kaymann

Jeśli chodzi o ostatnie Twe zdanie ( bo nawet Jezus czasem czuł nienawiść ) to czasem pomodlę się do Ciebie jako postaci idealnej i nieprzeciętnie dobrej.
Na krzyżu Jezus wybaczył jednemu złoczyńcy i powiedział, że jeszcze dziś będzie u Jego Ojca, czyli wybaczył winy i nie skierował np na kilka lat do piekła.
Przebaczenie jest jednoczesnym darowaniem kary, to lewacy tak rozdwajają włos jak diabły zresztą.
Kara śmierci jest dotkliwą karą, dotkliwe jest oczekiwanie na jej wykonanie.
Dobrym filmem o wierze ( nie lewacką bajeczką ) jest film " Milczenie " granym obecnie w kinach.
Myślę, że wyczerpaliśmy temat. Czuje się przy Tobie nikim, ponieważ jestem złym człowiekiem i szczerze Ci zazdroszczę Twego życia.

ocenił(a) film na 9
Tho

A do kogo konkretnie Jezus czuł nienawiść? Gdzie mogę znaleźć taką informację?
Co do przebaczenia to jest to co najwyżej darowanie win, a niekoniecznie kary. I przede wszystkim oznacza ono zaprzestanie odczuwania urazy lub gniewu w stosunku do kogoś.
IK możesz sobie darować ironię. To, że nie odczuwam nienawiści znaczy tylko i wyłącznie to, co napisałem. Nie oznacza to bynajmniej, że jestem dobrym człowiekiem, chociaż faktycznie staram się takim być.

ocenił(a) film na 3
kaymann

Wyganiając handlarzy, niszcząc stragany w Świątyni.
Zwierze Ci się, że dzięki tak dobrym ludziom jak Ty wole się od razu zadeklarować na piekło, bym przypadkiem po śmierci Cie nie spotkać.