Z utęsknieniem czekam na film "Che". Dlaczego? Bo "Dzienniki motocyklowe" mnie nie zadowoliły, bo Del Toro jest genialnym aktorem i zawsze twierdziłam, że idealnie nadaje się do tej roli, bo w końcu Guevara to zajebiście ciekawa postać. Nie mnie oceniać, kim był. Jego postać wywołuje tyle kontrowersji, prowokuje do oceny, jego wizerunek na różnych częściach garderoby noszą teraz miliony (paradoksalnie, bo jak wiadomo, Che walczył z globalizacją, pewnie się teraz przewraca w grobie), dla wielu jest symbolem rewolucji, walki, a wokół jego "Hasta la victoria siempre" narosła mityczna otoczka. Jedni krzyczą - morderca, inni - nie ma rewolucji bez ofiar, jedni - komuch, inni - idealista, i tak w kółko. Szczerze mówiąc, jego życiorys mnie pasjonuje. Nie oceniam, nie staram się zrozumieć jego motywacji. I proszę, nie porównujcie go do Piłsudskiego, Napoleona, Hitlera i Stalina. Każdy z nich działał z zupełnie innym zamiarem, kierował się innymi pobudkami (ktoś może powiedzieć, że prawie takimi samymi, ale prawie robi wielką różnicę jak zauważono w pewnej reklamie). Pozdrawiam