Akademia Filmowa uznała, że lepszy był COPPOLA.
Ja wolę film POLAŃSKIEGO, a ty?
Moim zdaniem zdecydowanie Chinatown. Klimat, gra aktorska, scenariusz, reżyseria, muzyka i genialne zakończenie. Nic więcej nie mam do dodania. ;)
Trudny wybór. "Chinatown" to szczytowe osiągnięcie w karierze Polańskiego zaś "Ojciec II" to najlepszy sequel w historii kina. Tak naprawdę nagrody to ostania rzecz, która pozwoliła im przetrwać w pamięci widzów. Dla mnie oba to absolutne arcydzieła.
"Ojciec Chrzestny II" lepszy od "Chinatown", nie mam co do tego wątpliwości. Nie można jednak odmówić wyjątkowości filmowi Polańskiemu, bo jest naprawdę bardzo dobry, ale nie lepszy od obrazu Coppoli.
Oczywiście, że ojciec chrzestny 2 lepszy, o niebo. Chinatown przynudza i jest w zasadzie o niczym. A OC2 jest wybitny.
Zgadzam się całkowicie. Chinatown - nigdy nie rozumiałem fenomenu zachwytu nad tym nudnawym kryminałem. Reaktywacja gatunku noir bardzo sprawna, poprawnie zagrany aktorsko, ale to wszystko co można dobrego o tym filmie powiedzieć.
Chinatown to świetny film, ale Ojciec chrzestny II to wręcz monumentalne arcydzieło.
Godfather II
Oba świetne filmy, ale chyba nie trzeba się wiele zastanawiać, który lepszy. GF Part II
-Kim jest ta dziewczyna?
-Nie zadzwoni pan na policję, jeśli panu powiem.
-Zadzwonię, jeśli pani nie powie.
Polańskiego? Niee. Film Chinatown się cholernie zestarzał - sceny nie wywołują już takich emocji co w latach jego świetności. Nie ma najmniejszych szans w walce Ojcem.
Ja bym tym dwóm filmom tak rozdał Oscary:
CHINATOWN:
-Najlepszy film
-Najlepszy aktor pierwszoplanowy:Jack Nicholson
-Najlepszy reżyser:Roman Polański
-Najlepszy scenariusz orginalny: Robert Towne
-Najlepsze zdjęcia
-Najlepsza muzyka: Jerry Goldsmith
OJCIEC CHRZESTNY 2:
-Najlepszy aktor drugoplanowy: John Cazale
-Najlepsza scenografia
no i ewentualnie:
-Najlepsze kostiumy
Nie wiem czy jestem wstanie wybrać. Zarówno Ojciec Chrzestny i Chinatown to filmy wybitnie nudne.
Z reguły filmy katastroficzne ani westerny nie są bardzo wartościowe, więc według mnie zyskuje tylko czas :)
Szczerze nie potrafiłabym wybrać, gdyż kocham filmy Polańskiego ( najlepszy polski reżyser wszech czasów ), a przy tym jest fanką mafijnej rodziny stworzonej przez Coppolę. Trudny wybór - oba filmy są rewelacyjne.
Ja również stawiam na Ojca chrzestnego.
Czyli sumując wszystkie głosy jest:
31: 26 dla "Ojca chrzestnego II" widać większość użytkowników myśli podobnie jak Akademicy.
Btw. Oba filmy to kompletne arcydzieła i najciekawiej jest kiedy na gali oscarowej dochodzi to takich starć dwóch gigantów. Ostatni taki przypadek miał miejsce w '08 kiedy to film braci Coen (No country for old men) pokonał równie genialne dzieło P.T. Anderosna (There will be blood)
Akurat tamtego roku lepsze były "Motyl i skafander" (tryumf ducha nad ciałem) i "Pokuta" (o sztuce, także kinie, jako kłamstwie, które nie odpokutuje krzywd rzeczywistości). Złote Globy okazały się wówczas dużo śmielsze.
Reżyseria Juliana Schnabla była absolutnie rewolucyjna (do spółki z operatorską maestrią Kamińskiego) - zaszyli obiektyw kamery byśmy widzieli tak jak bohater filmu!
Z kolei Joe Wright zastosował tak wiele deziluzyjnych środków (muzyka celowo przypomina stukot maszyny do pisania) abyśmy wiedzieli, że jesteśmy świadkami spisywanych wspomnień, opowiadania historii, a i tak dajemy się jej porwać. I nawet znów deziluzyjne zakończenie nie jest w stanie wyrwać nas z tej opowieści. Bo jak powiada bohater "Prestiżu" - chcemy być oszukiwani. Wzruszamy się śpiewaczką śpiewającą "LLorando" w "Mulholland Drive" nawet gdy okazuje się, że śpiewała z playbacku (mdleje w trakcie występu). To fałsz. Wszystko to fałsz. Kino to sztuka. Sztuka magiczna. Sztuka jest sztucz-na. Ale za pomocą tego co sztuczne, prawdę nam powie. A przeżyta emocja będzie prawdziwa.
Próżna szukać takiej refleksji w filmach Coenów iAndersona, mających pewne zalety, ale ustępujących filmom Schnabla i Wrighta.
W większości się z Tobą zgadzam tym bardziej że bardzo ładnie to podsumowałeś, ale...
"Motyl i skafander" - filmu jeszcze nie widziałem więc nie będę się wypowiadał na jego temat.
Jeśli chodzi o "Pokutę" to zdecydowanie mnie nie przekonała. Film, który oglądałem po raz pierwszy a miałem wrażenie jakbym widział go setki razy. Brakowało mi elementu zaskoczenia, ładne widoczki to wszystko. Łzawy melodramat do którego nie będę chciał wracać. Joe Wright miewał już zdecydowanie lepsze filmy, w szczególności jego film poprzedzający "Pokutę" czyli "Duma i uprzedzenie", IMO ciekawszy formalnie, lepiej zagrany (nawet Keira wygląda tutaj ładniej) i mimo częstych ekranizacji powieści Jane Austen nie odczuwa się zmęczenia materiału.
Złote Globy i BAFTA okazały się śmielsze?
Moim zdaniem nie. Wówczas to akademia zachowała się nie jak akademia i zamiast ckliwego melodramatu dla bab, nagrodziła mocny kryminał z gęstym klimatem.
No ale trochę odbiegliśmy od tematu dyskusji bo chciałem zwrócić uwagę na to że najciekawsze są lata kiedy bój o Oscary toczy się pomiędzy dwoma wielkimi dziełami czego od naprawdę wielu lat nie było.