"Chirurgiczna precyzja" należy do specyficznego podgatunku, będącego mieszanką kina obyczajowego, psychologicznego i horroru, czasami doprawionego elementami SF. Uwaga reżysera skupia się zazwyczaj na relacjach przeważnie osamotnionej, zanurzonej w swym wewnętrznym, mniej lub bardziej chorobliwym świecie, wyalienowanej i nie rozumianej przez otoczenie jednostki z najbliższą społecznością (rodziną, szkołą, pracą, sąsiadami), w której przyszło jej żyć. Kulminacją w tego typu filmach jest realizacja przez głównego bohatera swych idei, co niemal zawsze kończy się scenami typowymi dla gore. Oczywiście zarówno portret psychologiczny, jak i przedstawienie jego świata są przerysowane, jednak nie do tego stopnia, że moglibyśmy uznać je za całkowicie przekłamaną fikcję. Niestety niemal codziennie dowiadujemy się o makabrycznych zbrodniach, choć rzadko poznajemy tajemnice z nimi związane.
W "Chirurgicznej precyzji" mamy wszystkie wspomniane przeze mnie elementy, na dodatek okraszone znakomitymi kreacjami. AnnaLynne McCord jest wręcz rewelacyjna i to pod każdym względem! Traci Lords, Malcolm McDowell, Roger Bart, John Waters (tak, tak! "Różowe flamingi" z niezapomnianą/nym Divine!), wszyscy mają swój mały koncert gry aktorskiej. A że film jest dziwny? Cóż, dziwny jest nasz świat i taki pewnie pozostanie.