"Chora na siebie" to kolejna filmowa humoreska, tym razem w wydaniu norweskim. I podczas gdy pierwsze sceny mogą sugerować, że Borgli skupi się jedynie na sportretowaniu wołającej o atencję Signe, okazuje się, że film kryje w sobie znacznie więcej. To bardzo wciągająca satyra - trzeba przyznać, że śledzenie kolejnych, coraz bardziej szalonych i autodestrukcyjnych pomysłów głównej bohaterki jest równie przerażające, co intrygujące.
Nie trudno odczytać intencje twórcy i choć jego wnioski nie są zbyt odkrywcze, to nie sposób się z nimi nie zgodzić. Artyści mają to do siebie, że lubią prowokować i nie cofną się przed niczym, aby znaleźć się na świeczniku. Tylko czy aby na pewno dotyczy to wyłącznie artystów? We współczesnym świecie, gdzie coraz trudniej o uwagę innych i gdzie popularność mierzy się liczbą kliknięć czy followersów, każdy może zostać gwiazdą. Choć historia Signe zdaje się być absurdalna, wcale nie zdziwiłbym się, gdyby wydarzyła się naprawdę. A to naprawdę daje do myślenia :)
"Chora na siebie" to kolejny film, o którym można rzec - dobra satyra na nasze czasy. Mnie się podobało :)