Nie lubię Robina Williamsa. Od lat gra to samo, choć na dwa różne sposoby – komediowy lub dramatyczny. Co prawda zdarzyło mu się w ciągu ostatnich paru lat zagrać w czymś, o czym można by coś dobrego powiedzieć („Zdjęcie w godzinę”), ale na ogół filmy, w których się pojawiał absolutnie mnie nie ciekawiły, i to do tego stopnia, że z czasem przestałem sięgać po konkretne tytuły tylko dlatego, że grał w nich Robin Williams.
Po „The Big White” też bym zapewne nie sięgnął, gdyby nie to, że w jednej z głównych ról gra tu Alison Lohman, która zachwyciła mnie swego czasu rewelacyjną rolą w filmie „Naciągacza” Ridley’a Scotta. A tak obejrzałem i Robin Williams zrobił mi całkiem miłą niespodziankę. Bo, trzeba przyznać, jest naprawdę niezły w tym niezłym filmie, i przede wszystkim: jest inny niż zwykle. Bez rewelacji oczywiście, żaden to przełom w jego karierze, ale gra dobrze. Nie tylko on zresztą. Z przyjemnością patrzy się tu również dobre role Holly Hunter, Giovanni’ego Ribisi no i Alison Lohman, a także (choć zabrzmi to może niewiarygodnie) Woody’ego Harrelsona.
Sam film jest komedią kryminalną w stylu (i w scenerii) ‘Fargo’ braci Coen – tyle, że jest to znacznie lżejsza, a tym samym ‘przyjemniejsza’ rozrywka. Ale rozrywka nie głupia i autentycznie zabawna. Nie wiem, co więcej napisać. Nie wiem do czego się przyczepić. Fajny film.
Kurcze troszke mi przykro za sformulowanie przez ciebie napisane ...''a także (choć zabrzmi to może niewiarygodnie) Woody’ego Harrelsona''.
O tyle o ile nie dopuszcza sie krytyki aktorow jednego schematu w rodzaju Al Pacino (po latach 80) jak i Roberta De Niro (od Ojca chrestnego) uwazam ze potraktowanie Woody'ego jest troszeczke nieprzyjemne .. bo jest on aktorem o zadziornym usmiechu pyszalkowatej prezencji jak i troszeczke srale mądrale ... W moich oczach pomimo kilku filmow slabych (Kumpel do bicia czy jakos tak z Antonio Banderasem) jest aktorem solidnym i wiedzacym jak zagrac poszczegolne role.
Natomiast jesli idzie o Robina Willamsa tez bym powstrzymal sie od takiej znacznej niecheci do niego ,zwazywszy na to ze jest to czlowiek ktory w cyrku stawial swoje pierwsze kroki a filmie znalazl sie przez przypadek (podobnie jak Micheal J.Fox) i pozostal w kinie po dzis dzien. Jednakze ma na swoim koncie film yw rodzaju "Moskwa nad rzeka Hudson" , "Good Morning Vietnam" , "Przebudzenia" (z Robertem de Niro) , "Stowarzyszenie Umarłych poetów" , "fisher King" , "Buntownik z wyboru", "Jakub Kłamca" , "Między piekłem a niebem","Być człowiekiem" po wymieniony przez ciebie "Final Cut". W każdym z tych filmów napewno widac podobienstwa do rol poprzednich bo niestety taki jest zywot aktora, niezmienia to jednak faktu ze poprzez lata i role z ktorymi mial stycznosc jest aktorem dobrym i potrafiacym stanac na wysokosci zadania. Fakt ze ma sklonnosc do grywania w filmach gdzie troszeczke błaznuje wynika chyba z przeszłosci a zarazem upodobania jakie ma(tak sadze) podobnie jak Steve Martin, Chevy Chase ,Dan Akroyd czy Eddie Murphy.
Kazdy aktor ma swoje upodobania kazdy aktor lubi w czyms grac...
Totez chyba procz osobistej opini braku sympati dla gry aktorskiej nie warto ich krytykowac za to w czym czuja sie najlepiej.
SaLuT
Nie oglądałam jeszcze "The Big White", ale czekam na niego z niecierpliwością dlatego, że zawsze oglądam film, jeśli tylko ma Williamsa w obsadzie. Kwestia gustu - Tobie może po prostu jego styl gry, wizerunek jaki sobie wykreował na ekranie nie odpowiadać. Na pewno jednak Robin Williams nie powtarza się, ani nie jest w każdej roli taki sam. Można czasem odnieść takie wrażenie z powodu ról które dostaje. Ma, widać, takie a nie inne uwarunkowania i wyjątkowy "dryg" dio grania okreslonego typu postaci. Ale to go wcale jeszcze nie szufladkuje.
Pozdrawiam.