jeden z niewielu filmow, gdzie liczy sie niemal kazde slowo, kazde krotkie zdanie, pojedyncze ujecia. a przede wszystkim konretne sceny, niby trywialne, takie proste... Benjamin przechadzajacy sie po pustym hotelu w Murmansku.. Wschod slonca nad jeziorem, tuz przed smiercia jego ojca.. To gdybanie o roli przypadku w zyciu.. Cos pieknego.