Proszę, niech mi ktoś wytłumaczy czemu służył motyw młodniejącego starca w tym filmie i dlaczego reżyser stwierdził, że filmowi ten motyw jest koniecznie potrzebny? Proszę o jakąś proste albo skomplikowane (byle czytelne) wyjaśnienie, bo dojść sam nie mogę...
zooo 2 sam sięgubisz, twierdzisz że obejrzałeś ten film bo zaciekawił Cię motyw starca, a potem pytasz się po co został wprowadzony? Po tożeby wzbudzał ciekawość, bez tego motywu nie byłoby filmu. Dzięki niemu można było rozmyślać i stworzyć historię o człowieku który przez swoją odmienność nie mija sie z innymi, pozostawia tych których kocha, i nie może być z kimś kogo kocha przez swoją odmienność. Jego problemem jest to że jest postrzegany inaczej niż by chciał. Jest dzieckiem ale wszyscy widzą w nim starca, początkowo nie może być ze swą miłością bo jest stary, potem bo wie że będzie cięzarem.
ten motyw jest sensem tego filmu. Nie wiem jako można tego nie rozumiec.
"zooo 2 sam sięgubisz,"
Dobre wejście!
" twierdzisz że obejrzałeś ten film bo zaciekawił Cię motyw starca, a potem pytasz się po co został wprowadzony?"
I już klapa :(. Zaciekawiła mnie kanwa filmu i to jak zostanie przestawiona oraz rozwinięta. W moim mniemaniu nie została rozwinięta prawie wcale.
" Po tożeby wzbudzał ciekawość, bez tego motywu nie byłoby filmu."
Otóż to - nikt nie wyłożyłby takiej kasy na kolejne ckliwe romansidło.
" Dzięki niemu można było rozmyślać i stworzyć historię o człowieku który przez swoją odmienność nie mija sie z innymi, pozostawia tych których kocha, i nie może być z kimś kogo kocha przez swoją odmienność."
Ok, to dotyczyło pensjonariuszy domu starców, ale przez resztę filmu był bujany tu i tam, a jego przypadłość miała epizodyczne znaczenie lub nie miała znaczenia żadnego (po co był wątek z romansem za oceanem?).
"Jego problemem jest to że jest postrzegany inaczej niż by chciał. Jest dzieckiem ale wszyscy widzą w nim starca, początkowo nie może być ze swą miłością bo jest stary, potem bo wie że będzie cięzarem."
No, to teraz chyba Ty się gubisz, bo jego żona go zaakceptowała, a on sam się odsunął - więc jak niby chciał być postrzegany?
bo tak napisal pisarz który napisał ksiązke na podstawie ktorej nakrecili ten film :D
ale czemu ironizujesz?
http://www.sferaksiazek.pl/index.php?c=pokaz&akcja=produkt&id=6599
Próbuje zrozumiec takich płytkich ignorantów jak ty. zastanawia mnie jakimi pobudkami się kierowałes zakładając ten temat? chciales zwrócic na siebie uwage? masz kłopot z nawiązywaniem kontaktów w świecie realnym? próba dowartościowania swojego ego? nieudolna próba pokazania jaki to jestes 'fajny' ?
Powiedz nam , postaramy sie ciebie zrozumiec, pomozemy ci ;]
Ten temat to jakaś marna prowokacja. Jak można pytać o coś tak głupiego. To tak jakby zadawać sobie pytanie: czemu "Ojciec chrzestny" jest o mafii a nie o rozmnażaniu się mrówek?
zadajesz w sumie ciekawe pytanie, ale widać, że nie ma odpowiedzi, która Cię usatysfakcjonuje. Nikt z nas nie zna pobudek autora i reżysera, więc możemy tylko wysnuwać teorie, które do Ciebie nie trafiają. Zgoda.
Moim zdaniem to po prostu pretekst, żeby zrobić kolejny film 'o życiu'. A żeby nie był tak bardzo tuzinkowy, główny bohater młodnieje. Żeby... zachęcić ludzi do pójścia do kina?
dokładnie! zoo 2 współczuję Twoim rodzicom i dziewczynie, takiego upierdliwca wyrzuciłabym przez zaknięte okno od razu:D
jesteś jak ten Smerf w okularach, jak mu tam było?
Na szczęście nie będziesz nigdy miała okazji.
Czy masz cokolwiek do dodania w kwestii meritum? Nie? To do widzenia.
Kolejny durny temat w którym zakompleksiony 'autor' próbuje sie dowartosciowac.
A czy sens byłoby tworzyć ten film gdyby przez zegar staruszek nie młodniał?
główny wątek to właśnie młodniejący starzec, który przez zegar chodzący do tyłu młodniał. Taki pomysł autora scenariusza. Wydaje mi się, że tylko on mógłby udzielić Ci satysfakcjonującej odpowiedzi.
Rozumiem! Mieli akurat zegar chodzący do tyłu na magazynie, więc dorobili Guzika, żeby była ALEGORIA.
Naprawdę perfekcyjne!
Pieprznij się w łeb, ten film to taka opowiasta, płytka bo płytka, nie musi Ci się podobac. Ok. Po co to ciągniesz? Bo ja tu nie widzę sensu. Oczywiście film jest długi, naiwny, można powiedziec płytki. Może jednak się podobac. Zostaw to w spokoju...
Będę to ciągnął tyle ile będzie mi się podobało, a jeśli Tobie się to Nie podoba to wiesz co możesz sobie pociągnąć...
dokładnie tak. tak samo jak duet Belushi & Aykroyd są 'alegorią' trywialnej 'gry aktorskiej' (ale w BB dostarczyli mi nielada radochy, zacieszałem nie tyle z filmu co z ich 'umiejętności aktorskij, ale o tym w innej bajce)
Postaraj sie, prosze, nie obrazac ludzi tylko albo odpisac rzeczowo na pytanie albo zingorowac je, ignroujac np. caly watek.
Ja osobiscie wyszedlem z kina zalamany. Dawno nie widzialem rownie kiepskiego filmu, wokol ktorego zrobionoby tyle szumu. W filmie byly dobre zdjecia. Muzyka - jak dla mnie zbyta nachalna, zbyt filmowe, starajaca sie za wszelka cene wycisnac lzy. Nie lubie, kiedy za wszelka cene stara sie narzucic mi odbior filmu.
W filmie nie ma nic odkrywczego. Banalna w przekazie, nieprawdziwa, dobrze rozklelamowana historia. Dluzyzny z trudem pozwalajace wytrzymac w kinie. Tandetne chwyty, starajace sie nadac filmowi metaforyke. Zerowa psychologizacja bohaterow. Ktos potrafi np. wytlumaczyc mi zafascynowanie piecioletniej dziewczynki starcem PRZED zamienieniem z nim chocby jednego slowa? Niescislosci, jak chocby to, w jaki sposob stara kobieta opiekujaca sie niemowleciem byla w stanie ukryc ten fakt przed swoja corka? Przez wiele lat...
Krotko mowiac - maszynka do robienia pieniedzy. Lub mowiac bardziej dosadnie - lukrowany kicz.
"Ktos potrafi np. wytlumaczyc mi zafascynowanie piecioletniej dziewczynki starcem PRZED zamienieniem z nim chocby jednego slowa?"
Przeznaczenie panie, przeznaczenie. Zapisani sobie w gwiazdach. To takie piękne.
odpowiadając na pytanie.... czemu służył ten motyw. jeśli założylibyśmy, że benjamin starzał się jak wszyscy ludzie, to paradoksalnie nie zmieniłoby to niemal biegu filmu. i to jest własnie dla mnie fascynujące...! nie chce powtarzać innych już wypowiadających się. małe dziecko i stary człowiek są istotami analogicznymi. co za ironia. nie powinniśmy próbować wygrać z czasem. o matko ale on ma władze....
poza tym, myślę, że moze motyw mlodniejącego starca służy jako zobrazowanie totalnej rozdzielności między wnętrzem a zewnętrzem człowieka. chyba nikt tutaj nie zwrócił na to uwagi. ale zauważcie, ten odwrotny bieg czasu dotyczył tylko ciała benjamina. w wieku np. 7lat miał ciało starca ale chciał bawić się jak inne dzieci. to ważne uważam.... my- w środku, a my- na zewnątrz to dwie osobne sprawy. i dlatego miłość benjamina i daisy była możliwa mimo mijającego czasu. niezależnie w jakim wieku były ich ciała...
na koniec chciałam pogratulować komentarzy i trafnych refleksji. to miłe, że możemy się wymienić interpretacjami:) zooo dziękuję za zainicjowanie tego wątku. i apeluję o spokój i nie kłóćmy się. taką samą dyskusje można prowadzić w zgodzie i z kulturą. troche patosu tu wniosłam. przepraszam:)
Starzy ludzie i dzieci są "istotami analogicznymi"? Wybacz ale w jakiej płaszczyźnie? Fizjologicznej? Psychologicznej? Niesamodzielność, ograniczona motoryka i zdolności intelektualne mają być wspólnym mianownikem młodości i starośći? A gdzie doświadczenia życiowe?
Życie to nie "yoyo", które najpierw się rozwija, a potem wraca na swoje miejsce. Starość i młodość są z gruntu odmienne. Wiek dziecięcy wprawdzie jest ograniczony intelektualnie, ale poznawczo otwarty na eksplorację świata, weryfikację wyobrażeń, konfrontowania ideałów, nabywanie doświadczeń i umiejętności - jednym słowem rozwój. Starość to niejednokrotnie mimowolna utrata sprawności fizycznej i/lub intelektualnej, w której próżno szukać dziecięcej beztroskości i optymistycznej perspektywy. Achh... nie mam ochoty rozwijać akurat tego aspektu o tej porze, żeby nie dołować ;). Chociaż widziałem niedawno w TV ruska który ma 92 lata i pocina w siate z młodymi :). To tak dla wprowadzenia optymistycznej nuty.
Nieminej dziekuję za wypowiedź odnoszącą się do tematu.
Czytając Twój komentarz zgadzam się z nim, ale oglądając film na prawde mam wrażenie, że Twoja, świetna zresztą, komparacja życia do "yoyo" ma tu sens. Ja podtrzymuję moją "teorię o analogii":). Oczywiście nie w 100%. Doświadczenie- oczywiście- przychodzi automatycznie, skoro przeżyło się tyle lat.
"Starość to niejednokrotnie mimowolna utrata sprawności fizycznej i/lub intelektualnej"
a czy niemowlę posiada sprawność fizyczną czy intelektualną? Przeciez nie mowie o 5 czy 7 letnich dzieciach. Wracamy w późnej starości do punktu wyjścia... Here we go again- można by powiedzieć:) smutne
Ok. Późno już, pora spać:) Ale dziękuję za odpowiedz. Mądra i trafna. pa:)
Wiktoria
"Starość to niejednokrotnie mimowolna utrata sprawności fizycznej i/lub intelektualnej"
a czy niemowlę posiada sprawność fizyczną czy intelektualną? Przeciez nie mowie o 5 czy 7 letnich dzieciach. Wracamy w późnej starości do punktu wyjścia... Here we go again- można by powiedzieć:) smutne
Nieee... moim zdaniem analogie między starością a dziecinnością są - ale bardzo powierzchowne, dlatego trudno mi je akceptować.
Myślę, że zarówno Fitzgeraldowi, jak i ekipie pracującej nad filmem nie chodziło o przekazanie żadnego konkretnego przesłania, choć zapewne każdy miał coś na myśli robiąc film, ale piękno pomysłu polega właśnie na tym, że przedstawiona w filmie sytuacja dopuszcza mnogość interpretacji.
Dla każdego może znaczyć ona coś innego, więc trochę prostackie jest doszukiwanie się z tak wielką zapalczywością jakichś z góry narzuconych sensów. A co, jeśli ich nie ma? Jesteś trochę jak nauczycielka starej daty, która, omawiając na lekcji wiersz, za wszelką cenę chce wyciągnąć od uczniów odpowiedź na pytanie: "Co autor miał na myśli?". Piękno zarówno dobrej poezji, jak i dobrej kinematografii polega na tym, że każdy znajduje w danym utworze swój własny sens.
Ja ten film także zrozumiałem jako próbę połączenia zegara z życiem Benjamina. Jak słusznie zauważyłaś, zegar nawet pod koniec filmu ciągle chodził (do tyłu), co więc działo się z Benjaminem? Co byłoby, gdyby zegar stanął w trakcie jego życia, lub gdyby zmieniono w nim mechanizm i zaczął chodzić do przodu przed jego śmiercią, lub, co ciekawsze, po niej? Czy Benjamin zacząłby starzeć się normalnie?
Przeczytaj opowiadanie Fitzgeralda, może nasunie Ci się inna ciekawa interpretacja.
Mnogość interpretacji jest właśnie najpiękniejsza!!!:) ja nie narzucam nikomu interpretacji, tak jak to robią wspomniane przez Ciebie nauczycielki. Ja przedstawiam swoje refleksje i analizy. A na takie forum jak to wchodzę właśnie po to, by poznać nowe wizje, takie na które ja sama nie wpadłabym:) jestem otwarta i chłonę pomysły wszystkich:)
aaa właśnie a koliber? Oczywiste, że był symbolem nieskończoności. A jakbyście to rozwineli? Koliber pojawił się 2 razy. Raz Benjamin po tragedii na statku, drugi raz za oknem po śmierci Daisy. Przypadkowo? Czy to celowy zabieg, że akurat te momenty? Nie do końca jest to dla mnie klarowne:(
Wiktoria
Wiktorio
Popatrz sobie na starsze posty - tam były opisane na prawdę ciekawe interpretacje dotyczące kolibra (symbol nieskończoności, miłości itp.) i nie tylko.
Ja tez, dlatego właśnie z tego powodu wchodzę na fora, że mnie szalenie interesują opinie innych - bo na wiele spostrzeżeń sama nie wpadnę.
Denerwuje mnie tylko jak ludzie nie czytają tylko otwierają nowe wątki i czekają na gotowe.
Oczywiście bez urazy do Ciebie! :)
"Denerwuje mnie tylko jak ludzie nie czytają tylko otwierają nowe wątki i czekają na gotowe.
Oczywiście bez urazy do Ciebie! :)"
To zamiast ględzić pomóż mi i wskaż w którym wątku jest odpowiedź na moje pytanie, skoro twierdzisz, że w jednym z 534 wątków już takowa padła?
A skoro nie zamierzasz produkować się konstruktywnie, to po co w ogóle szarpiesz sobie nerwy poczuwając się do dodania 5 groszy w tym temacie?
Mam jedną prośbę - albo na temat albo wcale. Tak byłoby łatwiej dojść do czegokolwiek.
"Myślę, że zarówno Fitzgeraldowi, jak i ekipie pracującej nad filmem nie chodziło o przekazanie żadnego konkretnego przesłania, choć zapewne każdy miał coś na myśli robiąc film, ale piękno pomysłu polega właśnie na tym, że przedstawiona w filmie sytuacja dopuszcza mnogość interpretacji."
Widzisz, interpretacje mogą być fajne ale jest też coś takiego jak nadinterpretacje. Jeśli pamiętasz "Rewizora" albo "Karierę Nikodema Dyzmy" to wiesz o co chodzi. Nikt nikomu nie broni tworzyć nieistniejące warstwy i motywy ale idąc tym tropem na jakiej podstawie odróżniasz dobry film od złego? W jaki sposób wartościujesz, dając jednemu 9/10 a innemu 3/10, skoro każdy film jest tworzony dla dowolnych interpretacji? Skoro nie ma złych filmów, to nie ma też dobrych. Można i tak...
"Widzisz, interpretacje mogą być fajne ale jest też coś takiego jak nadinterpretacje. Jeśli pamiętasz "Rewizora" albo "Karierę Nikodema Dyzmy" to wiesz o co chodzi. Nikt nikomu nie broni tworzyć nieistniejące warstwy i motywy ale idąc tym tropem na jakiej podstawie odróżniasz dobry film od złego? W jaki sposób wartościujesz, dając jednemu 9/10 a innemu 3/10, skoro każdy film jest tworzony dla dowolnych interpretacji? Skoro nie ma złych filmów, to nie ma też dobrych. Można i tak..."
No cóż, powiem to więc na forum, choć pewnie dostanę publiczną chłostę, tak jak zawsze dostaję chłostę, gdy rozmawiam o tym ze znajomymi, praktycznie nikt się ze mną nie zgadza. Otóż uważam, że nie istnieją filmy obiektywnie dobre czy obiektywnie złe. Mało tego, nie istnieje nawet pojęcie obiektywnego kiczu czy obiektywnej rewelacji, nie istnieją takie pojęcia jak "bezguście" czy "arcydzieło".
A oto dlaczego: nie stwierdzę, że film "Cziłała z Beverly Hills" jest zły, jeśli znajdzie się choć jedna osoba, która stwierdzi, że jest on dobry. Dla mnie może być fatalny, ale może ktoś inny zinterpretował go inaczej, doszukał się sensu, którego ja nie widzę? Dlatego wspomniane przez ciebie wartościowanie filmów to dla mnie czysto subiektywny osąd i uważam, że spieranie się o zasadność umieszczenia motywu starca mija się z celem, bo zawsze będzie tak, że Ty stwierdzisz: "To bez sensu", a ktoś inny (choćby ja): "To piękne". Szanuję Twoją opinię, ale nie zmienię swojego zdania. Oczywiście, że fajnie jest o tym dyskutować, żeby poznać zdanie innych, ale żeby próbować przekonać ich do swojej racji...? Po co?
Kompletnie minęłaś się z sednem mojej ostatniej wypowiedzi.
Ależ ja pytam o TWOJE SUBIEKTYWNE ZDANIE, pytam jak przeprowadzasz rozróżnienie na WŁASNY UŻYTEK. To samo dotyczy postu otwierającego ten wątek. Co mnie obchodzi Twoje subiektywne zdanie na temat obiektywnych sądów?
No chyba, że uważasz, że o subiektywnych opiniach nie można dyskutować - tylko wtedy po co w ogóle się wypowiadasz, przecząc tym samym własnym słowom? Są tacy ludzie, którzy uważają, że można (zgadniesz?).
Czy Ty zooo 2 naprawdę jesteś tak mało inteligentny żeby po tylu odpowiedziach które dostałes jesszcze nie zrozumieć sensu tego motywu?
może wróc do przedszkola i niech Cie nauczą czytać i słuchać ze zrozumieniem..
Myślę, że ten motyw mial pokazac ze taki obrot zdazen bylby straszny gdyz milosc tak jak to tu przedstawiono bylaby niemozliwa... Watek milosny jest tutaj dominujacym. Na drugim planie sa jego przygody przezycia.
Moim zdaniem motyw ten pomaga ukazać przemijanie, jaką kruchą istotą jest człowiek i co może w nim tak naprawdę "siedzieć". Każdy jednak powinien mieć własną interpretacje, bo interpretacja to rzecz indywidualna. Dla jednego "Ciekawy przypadek..." może być płytką, naciąganą komercyjną opowiastką, ktoś może dzięki temu filmowi zrozumieć coś ważnego - ciekawe przypadki chodzą po ludziach:))
Zgadzam sie z wiekszoscia odpowiedzi. Jezeli nadal nie rozumiesz tego motywu, co jest jednoznaczne z tym że nie rozumiesz całego filmu- to ci wspolczuje. Bo jest on bardzo prosty w swej treści, a dlatego taki dlugi, by w kazdym szczegole oddac to, jak straszna jest smierc bliskiej osoby. To, że nie rozumiesz tego filmu może swiadczyc o tym ze ogolnie nie lubisz dramtow, tylko proste i puste produkcje (czyt. brazylijsckie tasiemce) bądź komedie.
Skoro nie lubisz myslec, wyciagac refleksji z filmu to ich nie ogladaj, proste.
Niestety, autor wątku zrobił jedną rzecz, której, Drodzy Forumowicze, nie przeskoczymy - postawił pytanie z tezą. Na tak postawione pytanie nie ma innej dobrej odpowiedzi poza tą , którą chce usłyszeć pytający. Tyle w tym temacie.
"Niestety, autor wątku zrobił jedną rzecz, której, Drodzy Forumowicze, nie przeskoczymy - postawił pytanie z tezą. Na tak postawione pytanie nie ma innej dobrej odpowiedzi poza tą , którą chce usłyszeć pytający. Tyle w tym temacie."
Ujawnisz może jeszcze jaka to teza, czy pozostaniesz w mgle niedopowiedzeń?
Tak "skoro nie lubisz kiełbasy, to na pewno lubisz SER". Gratuluję wnioskowania, porażająca logika...
Za porady dzięki, ale nie mają nic wspólnego z zadanym przeze mnie pytaniem - ale na podstawie jakości Twojej logiki nie dziwię się, że na trafniejszą odpowiedź z Twojej strony nie mogę liczyć. Jakoś to przeżyję.
Zgadzam się z autorem wątku. Moim zdaniem motyw młodniejącego bohatera byłby świetnym pomysłem gdyby miał czemuś służyć. Tutaj nie służy niczemu. Wyobraźmy sobie na chwilę że bohater rodzi się dzieckiem, a umiera starcem. Właściwie wszystkie przedstawione wydarzenia wciąż by miały miejsce. Tyle że wtedy każdy stwierdziłby: "co za banalny i nudny film. Stracone 2 h z życiorysu. Zwykła historia jakich miliony. Po co o tym kręcić film?" Jednak z racji tego że na początku mamy pomarszczonego staruszka, który niczym nie różni się tak naprawdę od niemowlęcia (też na początku nie chodzi, nie mówi itp.) a na koniec serwuje nam się umierającego dzieciaka (przy czym symptomy jego odejścia z tego świata są identyczne jak dla późnej starości) - ludzie nagle twierdzą: "Co za rewelacyjny film! 10/10! 45. miejsce na świecie!" po prostu no comment.
Cały czas nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie: "Co autor miał na myśli?" Tym bardziej, że zastanawiając się kiedyś nad życiem miałem identyczny pomysł - co by było gdyby w pewnym momencie życia czas zaczął się cofać. Tyle że miałem na myśli to, iż wówczas mając odpowiednie doświadczenie, którego człowiek nabywa na starość, inaczej postępowalibyśmy w młodości, która to jest najciekawszym czasem w życiu, ale czasami nie potrafimy jej do końca docenić i wykorzystać. I myślę, że pójście tym tropem byłoby lepsze, mógłby z tego powstać naprawdę ciekawy i niebanalny film. Tymczasem powstało nie wiadomo co. Podsumowując - pomysł dobry, ale zmarnowany. Może nie totalny gniot, ale jednak rozczarowanie. Biorąc pod uwagę ilość nominacji do Oskara - bardzo duże rozczarowanie. 4/10.
----"Tym bardziej, że zastanawiając się kiedyś nad życiem miałem identyczny pomysł - co by było gdyby w pewnym momencie życia czas zaczął się cofać. Tyle że miałem na myśli to, iż wówczas mając odpowiednie doświadczenie, którego człowiek nabywa na starość, inaczej postępowalibyśmy w młodości, która to jest najciekawszym czasem w życiu, ale czasami nie potrafimy jej do końca docenić i wykorzystać."-----
Może "autor miał na myśli" właśnie to, że czasu cofnąć się nie da. Truizm - oczywiście. Ale przedstawiony w ciekawy i niekonwencjonalny moim zdaniem sposób. Akurat mnie film skłonił do refleksji nad przemijaniem. Widać znajduję się w gronie szczęśliwców...
Moim zdaniem analogia między cofającym się zegarem, a ciekawym przypadkiem Guzika jest następująca. Oba przypadki to tylko pozory. Tak samo jak wskazówka wędrująca z prawej na lewo nie zmienia stanu rzeczy, tak samo młodniejący z wiekiem Benjamin także w rzeczywistości nie cofa się w czasie. Czas biegnie nieubłaganie dla niego dokładnie tak samo jak dla innych "normalnych" bohaterów.
Czy akurat do przedstawienia tego niezbędny jest motyw młodniejącego staruszka? Raczej nie, ale jest to dla mnie rozwiązanie ciekawe. Czy film przedstawia prawdy oczywiste? Pewnie tak. Ale czy to wyklucza automatycznie sens jego powstania?
A z teorią, że film jako taki nie powinien dopuszczać możliwości różnych interpretacji to już zupełnie się nie zgodzę.