długi film o długim, choć krótkim przecież życiu. przeraża mnie fakt, że zmęczyła mnie postać głównego bohatera - Brad Pitt musiał z pewnością poświecić jej wiele uwagi, czasu i przemyśleń - gdyby to za czas spędzony z Benjaminem nominowano go do Oskara, zrozumiałbym tę nominację - tak jednak nie jest (przynajmniej mam taką nadzieję!), jeśli w refleksji po filmie, uda nam się jakimś cudem wydobyć spod zwałów nudy uwitej w fabule, której postać Benjamina jest, co oczywiste, kluczowa rolę Pitta możemy określić jako co najwyżej poprawną (neurotyczność jego bohatera jest wręcz irytująca!). Cate Blanchet wygląda zjawiskowo (brawa za charakteryzację i efekty specjalne!!) - wizualnie jej postać to barwny kolaż wizerunku Marii Callas (wbrew pozorom śpiew operowy ma wiele wspólnego z tańcem klasycznym) i nieuchwytnej dla języka, nieco rachitycznej zwierzęcości Grety Garbo - pięknie zaprezentowana postać, choć również płaska...subtelność bezwonnego anturium - rozkosz jedynie dla oka...
Fincher, ubóstwiany przeze mnie za "Zodiak" i "Podziemny krąg" niestety mnie rozczarował - oczekiwania sączą niekiedy okrutną gorycz w nasze opinie po seansie, ale chyba bez niej nie byłyby pełne?
sceny z julią ormond i nieszczęsnym zegarem - całkowicie zbędne a na domiar nieprzekonywujące - "spisane" łamanym językiem filmu
jeśli ktoś dostrzega w tym filmie epicką moc kina klasycznego, nie oglądał chyba "przeminęło z wiatrem" Fleminga, czy "Komediantów" Carne.
Spomiędzy wierszy poszarpanego scenariusza wyziera lęk scenarzysty przed ogromem narracyjnego wyzwania jakie przed nim stanęło...wielka szkoda. byc może ktoś jeszcze kiedyś podejdzie do tego tematu, bo warto i co ważne łatwo zmierzyć się z pierwowzorem.
spośród tych 13 nominacji - jedynie te za wspomniana charakteryzację i uroczą, kompletnie zbudowaną rolę Taraji Henson uznałbym za stosowne, reszty nie rozumiem