no i się doczekałem. Z popcornem w dłoni wszedłem w świat Benjamina...Piękny i mądry film. Polecam gorąco! Cate Blanchett zniewala urodą i talentem,i tak sobie myślę iż piękniej się zestarzeje niż jej filmowa bohaterka. Sceny ze szpitala z umierającą Panią w stylu TITANICa były zbędne, tak jak rola Juli. I ta historia z zegarem...jak to się miało do filmu?? Bez tych ,,ulepszeń" film napewno nie straciłby a zyskał.
Faktycznie, motyw z zegarem miał chyba tylko podniecić u widza ogień zainteresowania historią, wprowadzić magię i zagadkę do filmu, ale chyba za bardzo to się nie udało.
Wg mnie też średnio połączono wątek zegara z narodzinami Buttona.
Motyw zegara podpierał główną tezę filmu, że czas biegnie bezustannie, "nic nie trwa wiecznie" (scena połóżkowa - kicz) i w ten czy inny sposób wszyscy zmierzają do tego samego końca. To, że ślepy zegarmistrz opisał to inaczej podyktowane było jego wątkiem fabularnym, jednak widz może na to spojrzeć wielopłaszczyznowo. Narracja była kompletną pomyłką jeżeli chodzi o tą zaserwowaną przez umierającą Kate.
W ogóle to oceniam film na 3/10. Z tą mądrością i głębią to bym nie przesadzał. Reżyser kieruje film do amerykańskiego widza poddając narracji dosłownie KAŻDY symbol, efekt montażu analogii czy jakąkolwiek scenę(za wyjątkiem ostatniej sceny z zalewaniem zegara). To jest żenujące kiedy Benjamin otwiera drzwi, pod nimi widzi list, a narrator zaraz dodaje "Zostawiła mi list".
Kolejną kwestią są zbyt jaskrawe lub źle dobrane symbole, chwilami wręcz tandetne. Weźmy na to kolibra pojawiającego się w scenie składania hołdu poległym kolegom Benjamina w czasie bitwy z U-Bootem oraz w momencie śmierci Daisy. Czy chodziło o to, że ptak jest symbolem śmierci? Przemijania? Wszystko byłoby ok, gdyby wcześniej nie został opisane dokładnie w barze przez bodajże Mikey'a i nie był tandetnie zestawiony z motywem huraganu mającym prawdopodobnie (co również kiepsko wyszło) nadać żywszego tempa akcji.
Brad Pitt się wypalił. Według mnie zagrał on fatalnie i bezpłciowo. Ciężko mi tu podać konkretny przykład, bo jego gra została zminimalizowana, a aspekt personalny sprowadzony do pozycji narratora. Scena powrotu Daisy do Nowego Orleanu, już po wypadku, kiedy zamyka ona po kolacji siebie i Benjamina w pokoju jest zatrważająca. Tak jak do gry Kate Blanchett nie mam zastrzeżeń, tak artykulacja, modulacja głosu czy chociażby sama kwestia Brada (odpowiedź na propozycję seksu w stylu "Absolutely") była potwornie rażąca. Czy nie lepiej byłoby przemilczeć i pociągnąć akcję bez zbędnego męczenia widza?
Kolejny smaczek - w mniemaniu reżysera zapewne arcydzieło - sekwencja wypadku Daisy... Jezus Maria. Ja rozumiem, że w zamierzeniu miało wyjść ciekawie, że miało wciągnąć widza tą porażającą i nie dającą wstać po porażeniu wielowątkowością całego zdarzenia, ale to co zrobiono to pewne przegięcie. Jakby tego było mało to na końcu - przy pomocy zawsze nawijającego narratora zostaje wszystko powtórzone na wypadek gdyby widz-debil się nie domyślił do czego dąży ta kilku, kilkunastominutowa (nie wiem dokładnie) sekwencja.
Mam nadzieję, że ten pseudofilozoficzny, przegadany w dużej mierze i nie ukrywajmy - prosty, wręcz tandentny film nie dostanie Oskarów, bo poczułbym się bardzo zawiedziony. Najgorszy obok Azylu i Obcego 3 obraz w dorobku reżysera. Do 7 pounds tudzież Twelve and holding się nie umywa.
Koliber był symbolem nieskończoności. Faktycznie kapitan statku sporo o tym nawijał w jednej ze scen.
Jak to się jednak ma do Benjamina - też nie wiem.
Mnie najbardziej wynudziły sceny spotkań z panią Abott.
Wypadek Daisy uważam natomiast za jeden z ciekawszych i żywszych moemtów w filmie.
Ostro pojechałeś, ale trudno nie zgodzić się z kilkoma argumentami.
Ja popieram Johnnego 38.
Film strasznie mi się podobał. Nie wiem co poniektóre osoby mają tutaj do Brada Pitta, ale nie chce o to się kłócić.
Chyba żaden film nie jest zbyt dobry i ciekawy.
Nie wiem gdzie widziałeś tą kilkunastominutową sekwencję? Ona miała góra 2-3 minuty :)
Film budzi kontrowersje i bardzo dobrze. Większość klasyków wywoływało skrajne emocje, choć nie wiem czy "Benjamin Button" będzie należał do tego grona. Na pewno jest o tym filmie głośno, a porównanie do ogłoszonego przez przez krytyków arcydziełem - cukierkowego "Slumdoga", moim zdaniem mija się z celem.