film mi się nawet podobał, a po jego obejrzeniu nasunęło mi się kilka refleksji:
- gdybym poszedł na film do kina to czy starczyłyby mi dwie duże porcje popcornu
- szkoda, że Benjamin nie zginął na statku bo film byłby o połowe krótszy
- a tak na poważnie jako zwolennik innego - tak zwanego męskiego twardego kina muszę przyznać, że te dwie i pół godziny zleciały bardzo szybko, był to dla mnie wręcz magiczny czas i sam właściwie nie wiem dlaczego ;] Ogólnie dość prosta historia dotykająca wielu aspektów (szarego) życia zmuszająca widza właśnie do refleksji...
Nie mam zdania czy to jest film oscarowy, ale na pewno jest jednym z niewielu które nie ulatują z pamięci.