Nudny tomik wojennej poezji, w pięknej, lśniącej, kolorowej okładce.
Zdjęcia, aktorstwo, efekty, cała strona wizualna to po prostu świetna robota, pełen profesjonalizm. Ale reszta...
Początek beznadziejny. Siadasz, żeby obejrzeć film o wojnie z Japończykami, a tu jakieś śpiewające i tańczące murzyniątka. A w środku tego wszystkiego ciotowaty Caviezel. Później na szczęście zaczyna się robić lepiej... Rzecz tylko w tym, że film jest pełen filozoficznych wtrętów, mdłych wstawek z tańczącą białogłową i tym podobnych rzewnych kawałków. Równie dobrze całość mogłaby być wierszowana... Aktorstwo ogólnie na dobrym poziomie. Penn zagrał świetnie, Caviezel nawet się wybronił, Koteas taki sobie, Cusacka nawet nie pamiętam, Clooney rzucił parę zdań na koniec i tyle go widzieliśmy. Travolta z kolei mignął na początku. I szkoda tylko, że Harrelsonowi tak szybko tyłek urwało... 6/10