"Cienka czerwona linia" to jedna długa refleksja na tematy bliskie ludziom. Zdecydowanie całkiem innego filmu się spodziewałem, bo jakiekolwiek przejawy dynamicznego rozwoju akcji są szybko tłamszone przez sentencje i przemyślenia bohaterów i narratora. Gra aktorów jest nierówna o ile Nick Nolte z jego chęcią zwycięstwa jako odwetu za zmarnowane lata z dala od rodziny czy Sean Penn z pozorną pewnością która pod koniec filmu ulatuje grają świetnie o tyle reszta obsady odstaje od nich bardzo. Operatorka to też mistrzostwo. Jednak film jest za długi a wersja reżyserska( o ile istnieje ;) ) musi być przeogromna (biorąc pod uwagę że wszystkie sceny z Micey Rourkiem zostały wycięte) Reżyser chciał upchać w filmie więcej niż się w nim może zmieścić. Ogółem sporo ponad 8 ale nie 9 :) /10.
PS
Zapraszam na mój Blog
Przyznaję ci 100% racji. Zawsze filmy wojenne to pokazy brutalności, epatowania widza krwią i obrazami coraz to wymyślniejszych metod zabijania ludzi. Tutaj skupiono się bardziej na pokazaniu osobowości żołnierzy, na tym jak wpływa na nią wojna, jak wojna determinuje ich zachowania i postępowanie. Pisałem o tym na swoim blogu:
http://piotrbolc.blogspot.com/