To nie film - to przeżycie szczytowe, doznanie mistyczne. Zarówno jak i książki na podstawie których powstał 'Stąd do wieczności' i 'Cienka Czerwona Linia' !! (polecam jak najbardziej potrafię)
"Doznanie mistyczne"?
Hihihi:D
Jak dla mnie przydługi, bez logicznego początku ani końca i z najgorszą odmianą amerykańskiego wojennego patosu.
'Najgorsza odmiana amerykańskiego wojennego patosu' - no chyba rzeczywiście film był dla Ciebie za długi, bo po tej wypowiedzi wnioskuję, że go nawet nie obejrzałaś do końca:] Amerykański patos to był w 'Armagedonie', tam co chwilę powiewały 'gwiezdne flagi', albo w 'Byliśmy Żołnierzami'. W 'Thin Red Line' główni bohaterowie mogliby reprezentować inną nację i wtedy powiedziałabyś, że to najgorsza francuska/brytyjska/kanadyjska/australijska/polska/wstaw tutaj jakikolwiek kraj odmiana wojennego patosu:] No cóż, każdy ocenia tak jak chce i tak jak potrafi - dla mnie Matrix był banalną historyjką, a Ty go masz w ulubionych, więc o gustach dyskutować się nie powinno.
Film przydługi? Jestem w stanie to zrozumieć, mam kilku znajomych którzy mówili, że film ich 'uśpił', ale to już zależy od tego co chcemy oglądać. Przyznam się, że za pierwszym razem miałem podobnie - sam mówiłem do siebie (wiem, wiem, że to początek choroby:]) że film jest za długi. Ale pewnie dlatego tak mnie zaczarował. Nie wyobrażam sobie teraz 'Thin Red Line' bez tych długich scen przedstawiających fale, desant, rosnący 'ryż?' na końcu (czego wybitnie nie zrozumiałaś:])idyllę Witta, czy przemyślenia innych bohaterów <-- były to sceny długie, ale tworzącę poetycką, trochę odrealnioną rzeczywistość filmową.
Ale aby stwierdzić, że 'Thin Red Line' jest bez 'logicznego' <sic> początku i końca (o ile zakładamy, że 'dotarłaś' do tego końca:])... No tylko pogratulować. SZCZERZE gratuluję:]
Nie chcę być złośliwy, arogancki, ale może to nawet dobrze, że nie zrozumiałaś:]
Po pierwsze: jak najbardziej obejrzałam do końca, inaczej w ogóle bym się na ten temat nie wypowiadała, zapewniam.
Po drugie: to, że coś mi się nie podoba, nie jest równoznaczne z tym, że tego nie rozumiem.
Po trzecie: cieszę się, że pofatygowałeś się, żeby obejrzeć mój profil:) I widzę, że wybrałeś z niego to, co najlepsze:] (Matrix banalną historyjką? Poczytaj Platona;) A tak serio, to po prostu mam do niego słabość. I nie wydaje mi się, żeby to nieodwołalnie decydowało o poziomie mojego gustu.)
Po czwarte: patos był, musisz przyznać. A właśnie tu, w filmie, który przeciez miał być tak inny od typowych produkcji o tej tematyce, nie powinno go być. Ja nie twierdzę, że "Cienka czerwona linia" to słaby film. Po prostu nie spełnił moich oczekiwań. A były duże.
Pozdrawiam:)
Hmm... trochę nie łapię o co Ci chodzi. Patos był, jest i będzie w każdym filmie wojennym, bo czym jest patos? W skrócie to polega on na ukazywaniu swego rodzaju monumentalnych scen powodujących stany napięcia emocjonalnego u odbiorców. I z tym się zgadzam.
Ty jednak napisałaś, że jest to najgorsza odmiana amerykańskiego patosu, a to już jest nie tyle co w moim poczuciu niesprawiedliwe co i bezsensowne.
Trochę mnie zdenerwowałaś, bo to jeden z moich ulubionych filmów (a jest ich 2) - więc się nie dziw mojej reakcji:], ale cieszę się, że nie chcesz się wykłócać.
Pozdrawiam;]
I czytałem Platona.
A Ty Jonesa?:]
Nie, nie czytałam Jonesa, a poleciłbyś go osobie bardzo krytycznie nastawionej do tematyki wojennej w ogóle? (Bo szczerze mówiąc, podobały mi się w życiu tylko trzy książki o wojnie i chyba żaden film, a trochę tego przerobiłam;P)
Co do patosu... Po prostu drażni mnie, że amerykańskie filmy wojenne są zawsze tak arcypoważne, w końcu istnieją też inne drogi artystycznego wyrażenia dramatu wojny, nierzadko mocniejsze i bardziej wstrząsające niż natchnione uniesienie, jakiego i w ty filmie nie uniknięto. A opisywano mi go jako oryginalny i zupełnie inny niż dotychczasowe. Tymczasem w moim odczuciu był może lepszy, ale z pewnością nie inny. Co mnie zirytowało i sam widzisz, co napisałam pod wpływem tych emocji;)
Nie miałam zamiaru nikogo obrażać ani denerwować, choć, przyznaję, trochę mnie rozśmieszyło określenie "przeżycie mistyczne", cóż, widać mam inną wrażliwość;]
No widzisz, Ty w ogóle nie zrozumiałaś tego filmu, ale to może faktycznie wina innej wrażliwości:] Ten film którego akcja dzieje się podczas wojny nie jest filmem wojennym!! 'Stąd do Wieczności' nie jest książką wojenną!! Tak samo jak 'Cienka Czerwona Linia' Jonesa chociaż tutaj jeszcze można się spierać.
Nie mam ani potrzeby, ani podstaw, ani ochoty przekonywania kogoś do czegoś. Mnie osobiście film ten się WYBITNIE podobał (znakomite połączenia i wymieszanie twórczości Jonesa) innym mógł się nie podobać, bo za długi, bo przegadany, bo za mało akcji... Leję na to. Mnie wkur...zyło tylko stwierdzenie, że w filmie jest najgorsza odmiana amerykańskiego patosu, co w moim odczuciu równa się stwierdzeniu, że 'Casablanca' jest marna bo przedstawia głupi młodzieżowy humor'. I to stwierdzenie i to poprzednie nie jest zgodne z prawdą.
Staram się używać słowa i nie rzucam ich na marne znając ich wagę. Stwierdzenie, że ten film jest czymś więcej niż zwykłym filmem (dla mnie oczywiście) i nadal tak sądzę. I sądzę, że nie przestanę tak sądzić:]
I sądzę, że nie ma potrzeby nadal przekrzykiwać się w poglądach. Ja znam Twoje, Ty znasz moje. Pokój. Howgh!
W "Cienkiej czerwonej linii" nie ma patosu właściwie w ogóle, a już na pewno nie w najgorszej amerykańskiej odmianie. Jeśli oczywiście rozpatrujemy go w kategoriach sztandarów, patriotyzmu, poczucia obowiązku, wielkich czynów itp., bo ogólnie o patosie jako takim może być mowa, ale jest to ta najpiękniejsza, nietendencyjna, poetycka odmiana patosu.
Nieszablonowość, nietuzinkowość - to jedne z cech wyróżniających "Cienką czerwoną linię" na tle innych pospolitych filmów z gatunku, więc jak nie jest inny? Jest, tylko nie każdemu taka "inność" przypadnie do gustu. Film Malicka nie miał być wstrząsający, nie należy do tych ukazujących okrucieństwo wojny w całej swojej okazałości. To film bardziej psychologiczny i filozoficzny, traktujący o wojnie, ale skupiający się raczej na jej genezie oraz na jej odczuwaniu przez jednostkę, a nie na jej zwykłym obrazie. Choć okrucieństwa w filmie i tak nie brakuje.
Być z góry krytycznie nastawionym na jakąś tematykę to brak pewnego rodzaju wrażliwości. Każdy ma wrażliwość inną, ale do tego filmu na pewno potrzebna jest duża i dojrzała wrażliwość. Co nie znaczy, że człowiek bardzo wrażliwy od razu się nim zachwyci. To wielowymiarowe, specyficzne i enigmatyczne dzieło, więc mistyczne przeżycia są tutaj jak najbardziej na miejscu. Logiczny początek i koniec. Desant, wojna, powrót. Logiczny ciąg zdarzeń. Wszystko jest przedstawione w osobliwym, immanentnym stylu. Taki poemat tylko przelany na ekran, w dodatku arcydzieło kina.
Ech, to wy mnie nie zrozumieliście...
WIEM, o czym jest ten film. I jest to film wojenny, choć faktycznie o nieco innej perspektywie.
Nie będę się jednak już więcej tłumaczyć.
Pozdrawiam:)
Nie wiem co było nie do zrozumienia w Twojej wypowiedzi. Po prostu rozpowszechniasz nieprawdziwie informacje i zniechęcasz potencjalnych widzów, którzy jeszcze "Cienkiej czerwonej linii" nie widzieli.
Wydawało mi się, że fora dyskusyjne są po to, żeby DYSKUTOWAĆ, a więc wyrażać własne opinie - a "własne opinie" i "nieprawdziwe informacje" to nie synonimy, przypominam:]
Nikomu nie bronię dyskutować. Po prostu dementuję twoją tezę co do tego, że nie zrozumieliśmy twojej wypowiedzi. Zrozumieliśmy, a przynajmniej ja zrozumiałem i się z nią całkowicie nie zgadzam i dlatego uważam, że podajesz nieprawdziwe cechy filmu. W filmie nie brakuje logicznego początku i końca (cokolwiek to znaczy), a patosu znanego z innych amerykańskich filmów wojennych po prostu w nim nie ma. Chyba, że dla Ciebie sama powaga tematu to już patos. "Własne opinie" a "nieprawdziwie informacje" mają ze sobą wiele wspólnego jeśli opinia jest błędna.
Nie istnieje coś takiego, jak błędna opinia - może byc głupia co najwyżej;]
Nie chodzi mi o "powagę tematu", bo przecież nie zarzucam nic treści filmu - chodzi mi jedynie o formę. W końcu wszystkie historie świata zostały już opowiedziane, więc w sztuce jako takiej chodzi już właściwie tylko o to, żeby opowiedzieć je znowu, ale inaczej, tak, jak nikt wcześniej ich nie opowiadał. A ja, oglądając "Cienką czerwoną linię", nie moglam oprzeć się wrażeniu, że przecież to wszystko już było... I to ile razy...
Dobrze, rozumiemy. Nikt nikogo nie zmusi i chyba nie chce zmuszać aby 'Thin Red Line' się podobało. Masz wrażenie, że już to widziałaś TYLE razy i OK. Ja się tylko zastanawiam gdzie, bo z chęcią bym obejrzał coś podobnego do filmu Malicka, mam nadzieję, że polecisz mi filmy utrzymane w podobnej, powolnej narracji, a mimo to nie pozwalające oderwać się od ekranu z niesamowicie głęboko i piekielnie dobrze zarysowanymi postaciami. Dla mnie film jest jednym z najlepszych filmów jakie widziałem w życiu, więc BŁAGAM, wymień dla mnie inne, podobne - muszą to być mało popularne dzieła skoro je przeoczyłem:]
Oczywiście, że istnieje coś takiego jak błędna opinia. Przynajmniej wśród rzeczoznawców :p Jeśli ktoś uważa, że np. film "Czas Apokalipsy" jest pochwałą bohaterstwa amerykańskich żołnierzy, "Psychoza" to popis nieudolnej reżyserii, a "Misja" to pean na cześć chrystianizacji dzikusów to jest w błędzie, zatem jego opinia jest błędna.
"Patos w najgorszej amerykańskiej odmianie" to dosyć poważny zarzut dla filmu wojennego, w którym mozna dopatrywać się zarzutów wobec samej treści. Patos to min. forma, ale także treść. Ta forma z "Cienkiej czerwonej linii" raczej daleka jest od "typowego amerykańskiego patosu". Wymień te filmy, w których "to wszystko już było" żebym mógł się do tego ustosunkować.
Drogi FlameMasterze i Pablosie!
Wasze silenie sie na ironię jest śmieszne, a ta dyskusja zrobiła się nudna, więc pokornie uznaję swoja porażkę i żegnam;]
(Ale kiedyś obejrzę jeszcze "Cienką czerwona linię", obiecuję:) Może tym razem i ja, niegodna, poczuję te mistykę...)
To nie jest walka, tutaj nie chodzi o to aby się przekrzykiwać i kłócić. Nie mam o Tobie złego zdania tylko dlatego bo nie lubisz 'Cienkiej Czerwonej Linii'. Ja sie TYLKO nie zgadzam z tym co piszesz. Przypuszczam, że Pablos też nie. I dlatego wytykaliśmy błędy w sposobie Twojej argumentacji, może też myślenia, ale przecież nie jestem usatysfakcjonowany tym, że stwierdzasz swoją porażkę. Nie odniosłaś żadnej i wolałbym gdybyś jeszcze została na tym forum i może nawet obejrzała ten film jeszcze raz i jeszcze raz się wypowiedziała. Może tym razem Ci się spodoba bardziej, a może nie, ale mam nadzieję, że przynajmniej stwierdzisz, że nie ma w nim TAKIEGO patosu o jakim napisałaś. Ale powtarzam, to i tak nie będzie miało znaczenia i nie traktuj mnie (nas) jako wroga/wrogów. Pokój!;]
Nawet nie przyszło mi do głowy żeby ironizować, ani namawiać do "wczucia" się w film. W ogóle o co innego chodzi, ale to już zostało wyjaśnione...
zgadzam się z autorem postu Cienka czerwona linia to coś więcej niż zwykły film jest to genialne dzieło które naprawdę daje dużo do myślenia.
Jak najbardziej polecam.
Nie przejmuj się jedną nieprzychylną wypowiedzią.
To nie jest film dla wszystkich. A patos... to może na przyklad w "Patriocie" z Gibsonem.
Film jest absolutnie wspaniały.
Dzięki za miłe słowa i cieszę się, że są tacy ludzie którym tak jak i mnie (czyli BARDZO) podoba się ten film. Pozdrawiam serdecznie.
Oj jak pięknie powiedziane "doznanie mistyczne" dokładnie to czułam po obejrzeniu tego filmu. Jest cudowny.
Cieszę się, ze polecasz książkę "Cienka czerwona linia", bo ją kupiłam tzn. jest w drodze do mnie i niedługo będę miała okazję ją w końcu przeczytać :)
Zgadzam się całkowicie. tego nie ogląda się jak film, w to trzeba wejść... to coś zupełnie innego co stoi z dala od reszty wszystkich filmów.
Film jest rewelacyjny wciągnął mnie od pierwszego razu ma w sobie to "COŚ" czego nie spotkałem w innych filmach wojennych chociaź ich trochę obejrzałem (wiele z nich jest naprawdę dobre)ale nie tak.CCL oglądałem wiele razy (chyba ponad 10)i za kaźdym razem jestem poruszony tym obrazem .Ma ten niesamowity smutny melancholijny(ale nie do konca )klimat.Wlaśnie skończyłem czytać ksiąźkę jest świetna chociaź inna od filmu to razem tworzą w głowie ciekawą "mieszankę".Polecam