Prawdę mówiąc nie miałem zielonego pojęcia czego spodziewać się po filmie reżysera, którego uważa się za jednego z najważniejszych amerykańskich reżyserów (mimo, że ma na koncie zaledwie 4 filmy w ciągu 30 lat twórczej działalności). Słyszałem, że Malick to artysta, u którego ważną rolę odgrywa natura, czyli brzmi całkiem zachęcająco. Obejrzałem Cienką czerwoną linię i mogę powiedzieć, że Malick to nie jest zwykły artysta, to poeta i filozof.
Dawno nie widziałem filmu, w którym pojawia się tyle mądrych sentencji, prawd życiowych i dyskusyjnych pytań. Całość przypomina momentami wiersz, do którego przygotowano obraz. Cienka czerwona linia to bez wątpienia film nietuzinkowy i nie dla każdego, reżyser nie skupia się nad efekciarstwem i patosem (co momentami pojawia się w dobrym Szeregowcu Ryanie), tragedia która spotyka żołnierzy przemawia do mnie, a w zasadzie sposób jej przedstawienia. Kupuję taką wizję wojennego świata, w której każdy ucieka od stresu i przeżywa go na własny sposób. Prawdę mówiąc oglądając Cienką czerwoną linię ma się wrażenie, że rzuceni w nieznane i nieprzyjazne miejsce żołnierze walczą nie tylko z przeciwnikiem, który zdaje się wyrastać spod ziemi, ale i z naturą będącą świadkiem działań wojennych. Widzimy jak dwa zupełnie inne światy przenikają się i wywierają na siebie wpływ.
To co robi wrażenie to sposób narracji prowadzonej z punktu widzenia paru żołnierzy, u każdego z nich co innego siedzi w głowie i zmaga się z innymi demonami stawiając jednocześnie niemalże metafizyczne pytania. Z aktorów na największe pochwały zasłużył oczywiście Sean Penn, który potwierdza że jest jednym z najlepszych współczesnych aktorów i potrafi świetnie zagrać każdy typ postaci. Jego postać oraz Jima Caviezela (bardzo udana rola i ciekawa postać wykreowana przez niego) stanowiły kompletne przeciwieństwa. Penn to nieco cyniczny, doświadczony przez życie realista, Caviezel to typ marzyciela – obaj znakomicie się uzupełniali. W ciągu blisko trzech godzin pojawia się masa znanych aktorów, nawet w rolach epizodycznych jak chociażby George Clooney. Z aktorów na pochwałę zasłużyli również Nick Nolte i Ben Chaplin.
Technicznie również jest bardzo dobrze. Nie jestem zagorzałym zwolennikiem często patetycznych orkiestracji Hansa Zimmera, ale w Cienkiej czerwonej linii jego ścieżka dźwiękowa jest po prostu zachwycająca i doskonale wpasowuje się w klimat Guadalcanal, jego muzyka jest uzupełniona przez typowo ludową muzykę z tamtych stron i muszę przyznać, że takie połączenie wyszło co najmniej bardzo dobrze. Zdjęcia również bardzo mi się podobały.
Operator John Toll wykonał kawał świetnej roboty, nie ma ciągłego majtania kamerą na prawo i lewo, jak to często bywa w wojennych produkcjach. Proporcje między scenami batalistycznymi a refleksyjnymi są doskonale wyważone, dzięki czemu Cienka czerwona linia nie jest rozrywkowym gniotem ani bełkotem.
Mocne 8+/10, żeby wyżej ocenić będę musiał to obejrzeć jeszcze raz, żeby ogarnąć wszystkie mądrości, które ma do przekazania Malick. Mocne, zmuszające do refleksji wartościowe kino, które nie może zostawić nikogo obojętnego na omawiane problemy.