Film o bardzo prostej fabule z cyklu: fascynacje między kobietami. Opowiada historię dziejącą się w nadmorskim ośrodku, do którego na wypoczynek i wymianę poglądów, przyjeżdżają kobiety parające się "pisarstwem". Między dwiema z nich, Claire i Noel, mieszkającymi w jednym pokoju, dochodzi do ciągłych spięć. Sytuacja zaczyna się zmieniać od momentu, gdy Noel wyjawia, że jest lesbijką, a gustująca wyłącznie w mężczyznach Claire dostrzega, że nie może sobie poradzić z potęgującą się w niej fascynacją Noel.
Piękne nadmorskie krajobrazy i ciekawa nostalgiczna ścieżka dźwiękowa, w której dominuje muzyka Chopina na tle gry aktorskiej i dialogów dyskutujących w ośrodku pań wypada najciekawiej.
Może byłoby lepiej gdyby aktorki w tym obrazie nie mówiły. Niektóre, a właściwie znaczna część to sceny i dialogi tak "drewniane", że aż ciężko było na to przymknąć oko. Natomiast to co mnie się podobało, to widoczna w kilku dłuższych ujęciach i pozbawiona sztuczności walka z budzącymi się uczuciami oraz budowanie nastroju, którego kulminacja następuje w ślicznej scenerii przy skałach. Także scena miłosna należy do jednej z bardziej uroczych, delikatnych, przesyconych namiętnością i czułością.
Niestety to wszystko za mało, żeby ocenić ten film jako dobry. Raczej jest poniżej moich oczekiwań, ale ze względu na pewien urokliwy pierwiastek w postaci morza, muzyki i delikatności scen intymnych oceniłam go o punkt wyżej, choć wiem, że i tak za wysoko. Ale.. dla miłośniczek tego rodzaju filmów jest w nim coś intrygującego.
Napisy z Napi projekt dla wersji 700MB się rozjeżdżały z obrazem , synchronizowałem i wstawiłem na stronę / pod napisi . net
Generalnie z przedstawianiem scen gry na instrumentach przez aktorów w wielu filmach jest podobny problem. To najczęściej brak dobrego kadrowania i montażu. Takie "śmieszne ruchy", jakie wykonuje CLaire, widziałam już nie raz i owszem, powodują śmiech czy poirytowanie, ale najczęściej nie psują mi oglądania. Oczywiście, jeśli rzecz nie dotyczy bezpośrednio filmu, w którym główną rolę (lub jedną z głównych) gra muzyka.
Na marginesie dodam, że np. film "Koncert" z Melanie Laurant oceniam dość wysoko głównie za montaż ostatnich 15 minut, w których aktorka "gra" jedną z najtrudniejszych partii solowych na skrzypce. Dla widza -"niemuzyka", to prawie mistrzostwo świata. Podobnie gra Tim Roth w filmie "Człowiek Legenda".
Ostatnio odświeżyłam sobie tego "kotlecika", jakim jest "Claire of..." Nie irytował mnie aż tak sztywnością "akcji" i dialogów, chociaż doskonale to widziałam. Czego się jednak nie spodziewałam, to własnej reakcji na budowanie napięcia od "wyjścia z szafy" Noel do końcowych minut. Ten film dalej na mnie działa! To przerażające, jak wciąż emocjonalnie odbieram scenę przy skałach... Za kilka lat zrobię sobie ponowny sprawdzian :)
Rzadko jadam teraz mięso :) Dawno nie oglądałam tego filmu, nawet nie wiem czy jest jeszcze gdzieś online. Obecnie zniewoliła mnie "Faworyta" i nie daje spokoju, ale do "Claire.." wrócę. Tylko tak pytasz, czy może właśnie obejrzałaś?
oglądnełam jakis tydzień temu i szczerze nie moze mi wyjść z głowy.Moze nie powala grą aktorską ale jest w nim coś co nie pozwala o nim zapomnieć
Już tydzień siedzi i nie chce wyjść? :)) Skąd ja to znam. Skoro tu jesteś to zapewne przeczytałaś, że też tak z tym filmem miałam, moze jeszcze mam ( choć nie sądzę). Moim zdaniem to coś, co w tym filmie jest warte uwagi, to budowanie emocji, czy też gra na naszych emocjach. Zwłaszcza romantycy mają z tym filmem taki właśnie "kłopot". Jak mi "Faworyta" wyjdzie z głowy, to może się skuszę na Claire z cda.
I właśnie trafiłas w sedno sprawy "romantycy maja z tym kłopot"Budowanie emocji i atmosfery w tym filmie jest perfekcyjna a iskrzenie pomiędzy Claire i Noel jest wyczuwalne na wskroś
Zajrzałam na Cda i skusiłam się na najlepsze momenty z udziałem Claire i Noel :) Nie miałam tyle czasu, żeby oglądać całość, ale muszę przyznać, że budowanie emocji wciąż sie dobrze czuje. I to jest fenomen, i dla mnie rzecz zadziwiająca, że warstwa emocjonalna, aż tak się wybija, ponad tę marniutką resztę i działa na moje zmysły. Podobnie jest z drugim filmem Nicole Conn "Elena Undone" choć jest (moim zdaniem) lepiej zrobiony i zagrany, a para głównych bohaterek tworzy razem niezwykle chemiczny duet.