Od tego trzeba zacząć że "Clash" Raphaela Delparda nie ma nic wspólnego z punk rockową kapelą Clash. Dawno temu oglądałem "La Nuit de la Mort" (1980) Delparda i pamiętam że ów kanibalistyczny horror mi się podobał. Natomiast "Clash" to jeden z najdziwniejszych filmów jakie widziałem w tym roku. Jedna wielka sekwencja alogicznego snu. Pewna kobieta (Catherine Alric) szuka schronienia w opuszczonym magazynie pełnym części od manekinów. Rzeczywistość miesza się w "Clash" z fragmentarycznymi wizjami koszmarów z jej dzieciństwa. W dodatku zaczyna ją prześladować pewien mężczyzna (Pierre Clemeti), a drzwi które raz się otwierają innym razem nie dają się otworzyć. Odrobina gore, manekiny (dzięki ich obecności zawsze podwyższam ocenę filmu :-)), odrealniona fabuła, która bywa męcząca i fragmentaryczna jak senne koszmary. Miałem nieodparte wrażenie że Delpard przy "Clash" inspirował się filmami Davida Lyncha i "The Evil Dead" (1981) Raimiego.
Według jednej z recenzji na IMDb film ten zyskał niemałą popularność na jednym z chińskich forów. W podobnym klimacie polecam "Demon of the Island" (1982). Czas trwania: 84 minuty.