Climax zaczyna się obiecująco. Przedstawia się nietypowym montażem, napisami na początku - co w moim mniemaniu jest zawsze hołdem dla klasycznego kina. Hołdów z resztą mamy tutaj więcej. Jest Żuławski, być może Refn, Scorsese i trochę Suspirii.
Po trailerze myślałem, że film pójdzie w stronę musicalu. Pewnie "musical" powinno się wziąć w cudzysłów, ponieważ muzyka tu jest bardzo uboga. Ale nic i do tego da się tańczyć, tylko szkoda, że zamiast układów oglądamy wygibasy naćpanych pustaków. Postacie, które oglądamy nie wnoszą nic. I tak poza jednym układem tanecznym dalej jest tylko gorzej. Jeżeli ktoś chciał obejrzeć ten film z tego powodu może sobie odpuścić.
Oczywiście fajnie jest trochę szokować. Zrobić film ostry, ale z klasą. Nie to co tu. Od 20 min mamy pełne zezwierzęcenie. I tak toniemy w oparach dragów, absurdu i biseksualizmu. Naturalna reakcja na takie sceny to odrzucenie. I jak piszę, gdyby na końcu okazało się, że to za sobą coś niesie, jakąś puentę chociażby, no to może. Można doceniać mastershoty, ujęcia z góry i niezłe oświetlenie. Tylko po co to wszystko. Po nic. Pustka.