po przeczytaniu opisu bałam się, że dostanę scenę orgii rozwleczoną na pół filmu. pierwsze minuty zawierające wypowiedzi tancerzy tylko mnie w tym utwierdziły.
bohaterowie są od początku zepsuci - ćpuny, bez kręgosłupów moralnych, hedonizm do potęgi entej. nic mnie w tym filmie nie zszokowało, napięcie nie rosło. to, czego zaczęłam się spodziewać od początku, po prostu mozolnie nadchodziło. nie byli to bohaterowie dynamiczni, zmiana nie zachodziła na ekranie. dostałam to czego się spodziewałam, czyli "artsy" "aesthetic" "ćpuncore" film dla krytyków, żeby mieli co nazwać mianem arcydzieła.
od początku filmu ma się przeczucie, że podobne sceny dzieją się w życiu bohaterów regularnie. tym razem nie mieli tego w planach, ale masz ci los! ktoś nam czegoś dosypał. już nie można się spokojnie naćpać i pobawić :( gdyby nie dosypanie czegoś- wszystko byłoby ok. taki jest wydźwięk filmu, a więc to kompletny brak stygmatyzacji narkotyków, co moim zdaniem jest bardzo szkodliwe w obecnych czasach.
nie potrafiłam nikomu współczuć, może poza małym tito, że ma tak nieodpowiedzialną matkę.
na plus aspekty wizualne - stroje, kolory, kamera, taniec.