Najwyraźniej twórcy pragnęli połączyć ciężki, lecz twórczy i zabawny absurd skeczów Monty Pythona z lekkością gagów The Fast Show.
Niestety, to co udaje się w formie kilkuminutowych scenek, trudno przełożyć na język pełnometrażowej fabuły. Polegli na tym również spece z Grupy MP, których produkcje w pełnym metrażu są bardzo nierówne, momentami gubiąc rytm i popadając w nużący manieryzm.
Dobór tematu również wątpliwy. Trzeba uderzeniowej dawki talentu, zarówno scenopisarskiego, jak i aktorskiego, by z tak ciężkostrawnego zagadnienia uczynić obiekt nieskrępowanej beki. Jeżeli ktoś obejrzał choć kilka dokumentów poświęconych życiu seryjnych morderców, to ciężko mu będzie odszukać humor w przedstawionym materiale.
To jest po prostu słaby scenariusz, który pogrążyłby nawet zawodowych aktorów, a tu muszą go dźwigać kompletni amatorzy, najwyraźniej speszeni obecnością kamery i przytłoczeni bzdetami, które usiłują uwiarygodnić, bez rozeznania w intencjach pomysłodawcy i wewnętrznego przekonania o wartości odgrywanego materiału. Widać to wyraźnie, gdy np. jedna z postaci opowiada o pragnieniu ludzkiego mięsa – aktorka była po prostu przytłoczona, słysząc kwestię wydobywającą się z jej ust i trudno się dziwić, jeżeli sposób podejścia do tematu budzi w niej wewnętrzy sprzeciw, którego nie potrafi ukryć.
Nie wystarczy piękne ciało, by wejść w rolę wampa i podniecać przed kamerą. Umiejętność czystego śpiewu nie uczyni z nikogo gwiazdy światowego formatu, tak jak prawo jazdy nie jest żadną przepustką do wyścigów F1. Podobnie tutaj, jeśli znajomi się śmieją, kiedy na bibie raczysz towarzystwo żartami o kanibalach i obozach koncentracyjnych, to jeszcze żaden dowód, że jesteś w stanie nakręcić komedię o bandzie świrów, pragnących zostać mordercami, która przyciągnie i rozbawi tłumy.
Po czterdziestu minutach przestałam się doszukiwać jakiegokolwiek sensu w tym, co dzieje się na ekranie. Trudno kibicować aktorom, którzy są bardziej zażenowani swoimi działaniami, niż świadkujący temu przypadkowy widz.