Film nie jest jakąś straszną kiszką, czas mija całkiem szybko, bo akcji nie brakuje, poza kiepską sceną seksu nie ma jakichś specjalnych dłużyzn i przestojów, cały czas coś się dzieje. Niezłe są scenerie: starożytne ruiny, świątynie, jaskinie i pieczary - jest na czym zawiesić oko. W CGI oraz charakteryzację i kostiumy zainwestowano też niemało. Krew chlusta na prawo i lewo, nekromanci, barbarzyństwo jak na Erę Hyperborejską przystało. Początkowa scena porodu to mocny akcent ;)
Baa, o Jasonie Mamoa też nie mogę powiedzieć nic złego, choć kiedy ogłoszono wyniki castingu, nóż mi się w kieszeni otwierał. Gra przyzwoicie, dobrze wygląda na ekranie, trudno się czepić - tyle że nie ma charyzmy Arnolda i jest przy nim cokolwiek za mały ;) Podobną ocenę mogę wystawić Langowi, który lepiej spisał się w "Avatarze". Jego szwarzcharakter jest mało wiarygodny i jakiś rozmyty. Córeczka wypadła podobnie.
No i tak, mili moi, otrzymaliśmy film, który niby ma to co mieć powinien, wygląda jak ma wyglądać a wkrótce przepadnie w pomroce dziejów. Filmy ze Schwarzeneggerem i muzyką Poledourisa pozostaną najlepszą jak dotąd ekranizacją przygód Cymmeryjczyka.