O ile film jest fatalny pod względem treści, reżyserii i częściowo gry aktorskiej, o tyle jest świetny wizualnie. Ładna charakteryzacja, scenografia, bardzo dobre kostiumy, klimatyczne zdjęcia. To i Richard Nichols to jedyne plusy filmu. Nawet Stephen Lang jak na swoje popisowe wystąpienie w Avatarze - tutaj wypadł nieco płasko.
Film kończy się tak na prawdę w momencie kiedy wioska Cymeryjska zostaje zaatakowana. Pierwsze dziesięć minut filmu było bardzo klimatyczne i anonsowało przybycie strasznego maderfakera jakim miałby stać się Conan. O ile w dzieciństwie ubił 4 kolesi, odciął im głowy i przyniósł nienaruszone w ustach jajko, a później zabili mu jeszcze ojca i spalili wieś - o tyle dojrzewając powinien być wielkim, umięśnionym, silnym su.kinsynem, miotający ciałami, głowami i odrąbujący kończyny wycinając w pień całe oddziały niczym Spartanie z 300. Nic bardziej mylnego. Conan łagodnieje, staje się homoseksualistą, a jedyny wartościowy tekst na miarę Conana, pada wtedy, gdy mówi do Tamary, że wygląda jak dziwka... Takiego Conana było za mało.