Była forma, szkoda że zabrakło treści i zera do oceny, bo 1 - nieporozumienie - to zbyt wiele.
W filmie nie ma zupełnie NIC.
Rozmowy są stereotypowe, schematyczne, na poziomie gimnazjalnym? Inteligencja dialogów woła o pomstę do nieba: „stałem się zagadką dla samego siebie” mówi
Levin/Sheets, a potem gwałtowny chwyt za poręcz::„tak mówi św. Augustyn”... tragedia; Dla mnie jest zagadką, dlaczego nikt nie zatrzymał tego projektu na wstępie, a nawet dał kasę na jego realizację. Siedzą sobie w holyłudzie tęgie głowy, kminią swoje scenariusze za miliony, a potem widz się wkurza, a broń uaktywnia się na hasło, mimo
że głos nie należy do użytkownika. Niech mnie ktoś oświeci, o co chodzi? Tak miało być? To zagadka jakaś?
Pora na dialog Oscarowy: ONA - Nie wiem czy jestem głodna. ON - Jedz to się dowiesz.
I kolejne odkrycie: „bezradny żołnierz robot” - ta fraza mnie rozwaliła, dopiero teraz się Crobenberg obudził?
Najprawdziwiej zabrzmiało o strzelnicy - „Dlaczego nie w biurze? Postaw ich pod ścianą i rozstrzelaj”...niezły pomysł, jak znam życie, ktoś skorzysta.
Jak zobaczyłam cytat z Herberta na początku filmu, to sądziłam, że sobie pooglądam wreszcie... może dzieło jakieś... Niestety. Całość zawiera tylko trochę egzystencjalnego bełkotu. Orwell z Wal Street nie dał rady klasyce.