PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=569242}
4,3 18 tys. ocen
4,3 10 1 17891
5,6 34 krytyków
Cosmopolis
powrót do forum filmu Cosmopolis

"Cosmopolis" przebiło obecnie praktycznie wszystko co widziałem w tym roku i przypomina mi trochę sytuację, z zeszłorocznym "Drzewem życia"- filmem tyleż genialnym, co niedocenionym przez publikę. Nowy Cronenberg spełnia każde oczekiwanie jakie można sobie rościć wobec współczesnego kina artystycznego- jest cudownie wyczerpujący, odważny, oddany pewnej wizji, bezkompromisowy. Nie ma tu mowy o jakichkolwiek taryfach ulgowych. Ten niemal 80-latek dalej jest w stanie kreować dzieła w pełni na czasie, a jednocześnie jego nowy film należy do tego raczej osobliwych obrazków, jakie kręcił między innymi Jarmush na początku swojej kariery( Nieustające wakacje). Trudno obecnie znaleźć coś tak eksperymentalnego, dziwacznego i odważnego.
Dopiero po seansie zdałem sobie sprawę jak bardzo kameralny był ten film, tymczasem wizja miasta, miejsca jest tu równie klarowna i przestrzenna co główny pokój zwierzeń, starcia poglądów- limuzyna. Futurystyczny duch, który przynosi nowe millenium, hasła na bilbordach. Dialogi i gra aktorska, wspaniale senne i nienaturalne- stanowiące koniec końców o tytule bardzo niejednoznacznym, niekomfortowym z początku, w który stopniowe wgłębianie się przynosi ostatecznie pełne zadowolenie.

ocenił(a) film na 1
prostelinie

to powiedz mi o czym on był

użytkownik usunięty
prostelinie

Zgadzam się do tego atmosfera upadku wielkiego bizmesmena oraz klimat mrocznej dusznej limuzyny i dialogi robią wrażenie.

prostelinie

Zgadzam się. Gra aktorska wypadła nienaturalnie, bo aktorzy byli zwyczajnie w świecie za słabi na temat poruszany w filmie.

ocenił(a) film na 8
bunttogrunt

Wszyscy czy tylko Pattinson? Film i grę aktorów oceniam 8/10 .Zgadzam się z prostelinie dialogi i gra aktorska wspaniałe.

ocenił(a) film na 1
prostelinie

Gdzie jest ten "udownie wyczerpujący, odważny, oddany pewnej wizji, bezkompromisowy."? Film wieje pseudo-intelektualizmem, rozmowy, które toczą bohaterowie są o niczym, nie mają w sobie żadnego celu, nie poszukują rozwiązania problemów i nie prowadzą do żadnych zmian, to czysta rozmowa dla rozmowy. Sztuka w swym powołaniu, tak daleko jak sięga moja wiedza na jej temat, ma nieść przekaz, który był albo zbyt skomplikowany do ujęcia w inny sposób, lub każdy inny sposób był niezadowalający. Gdzie jest przekaz tego filmu? Nie mówię tu o oklepanych hasłach konsumpcjonizmu i zagniłego w fizjologi świata, bo to nic innowacyjnego ani odkrywczego. Pytam o temat lub o ujęcie tematu, który wstrząsa, treść przekazu, który pokarze mi coś, czego dotąd nie udało mi się zauważyć? Czy jeśli ten film jest tak wspaniały jakim go opisujecie, to podajcie mi jeden powód, poza tym, że był niezrozumiały. Być może gdzieś tu jest moje uchybienie, ale szczerze wątpię w to by ktokolwiek rzeczywiście znalazł jakiś wartościowy przekaz tego filmu. Nie mówiąc już o formie, może 4 plany, w 90% limuzyna, sprawiają, że film wygląda jakby miał budżet z akcji charytatywnej na rzecz producenta.

CzarnyAtrament

@CzarnyAtrament i @Elvisek93: Po co mam kogoś przekonywać, po co tłumaczyć? Zdania swojego raczej i tak nie zmienicie. Można popatrzeć na ten film jako pseudo-intelektualny albo wręcz przeintelektualizowany jak w przypadku większości ambitniejszych filmów. Takie kino to trochę zbiór ślepaków i celnych kul. Nie każdemu się udaję. Wspomniane "Drzewo życia" pierwotnie również składa się z elementów, które jako całość nie powinny mi zaimponować- wręcz przeciwnie, powinny mnie odrzucić, łącznie z przywiązaniem Mallicka do chrześcijańskiej filozofii. "Cosmopolis" to przykład równie osobliwy, nie można sobie wyrobić o nim zdania w 30 minut, nie można go odrzucić i wyjść z kina< co spora część widowni czyniła>. Przyznam, że nie do końca jestem w stanie wyjaśnić czy odnieść się do różnych tropów jakie rzekomo przesyła nam reżyser. Być może dlatego, że bardziej czuję się w świecie kina niż w świecie literatury, nie mniej i tak nie interesuję mnie to co już znam, a to czego nie znam. Cronenberg pokazał mi właśnie coś czego nie znam i tym zafascynował. Oto i cała sztuka ;)

ocenił(a) film na 3
prostelinie

Zgadzam się, ten film to niezwykłe przeżycie. Kino eksperymentalne, nietuzinkowe, ale i wymagające od widza. Jeśli ktoś nie jest w stanie skupić się na dialogach i oczekuje wybuchów i efektów specjalnych niestety będzie się na tym filmie nudzić. Same dialogi też są wymagające, mają mnóstwo odniesień, trzeba się na nich skupić, żeby je zrozumieć. Ale pewnie, łatwiej niż to przemyśleć jest napisać, że film był o niczym. W końcu jak ja czegoś nie rozumiem to musi być głupie. ;)

Zapiekanka

Cronenberg o "Cosmopolis": To kino ekstremalne, a nie poprawiające humor.

Choć jeśli się kocha kino, można się po "Cosmopolis" poczuć lepiej. Nie sądzę, by ktoś widział wcześniej coś podobnego - rozmowa z reżyserem Davidem Cronenbergiem

Tadeusz Sobolewski: To pana kolejny film w konkursie w Cannes, ale przez długi czas przypinano tu panu łatkę "niegrzecznego chłopca".

David Cronenberg: To nic, Mick Jagger też był "niegrzecznym chłopcem", a nieźle sobie poradził. Jeśli się myśli kategoriami rockandrollowymi, chodzi właśnie o to, by nim być. Niemniej moje filmy bywały na różnych festiwalach już w latach 70. Od początku miałem uznanie. A "Dreszcze", mój pierwszy film komercyjny, spodobały się nawet krytykowi "Le Monde".

"Cosmopolis" zbiera krańcowo różne opinie.

- Nie spodziewam się uwielbienia. W ogóle myślę, że jeśli film podoba się każdemu, to coś z nim musi być nie tak. Na przykład "E.T.".

Co złego jest w "E.T."?

- To sentymentalny śmieć, a nie było krytyka, który powiedziałby złe słowo. Może jestem nieco zgryźliwy, ale mnie ten film się nie podobał. Miejscami był w porządku, ale w całości okropny, przesiąknięty tym nieznośnym amerykańskim sentymentalizmem.

"Cosmopolis" też wielu się nie spodoba. W tym filmie jest dużo gęstych dialogów, jak w "Niebezpiecznej metodzie". Klaustrofobiczna końcówka, dwudziestominutowy dialog w jednym pomieszczeniu, może zostać uznana za zbyt teatralną. Ale mnie zawsze interesowały w kinie dialogi. Nawet w niskobudżetowych horrorach z krwawymi jatkami.

"Cosmopolis" to kino ekstremalne, a nie film poprawiający humor. Choć, jeśli się kocha kino, można się po nim poczuć lepiej. Nie sądzę, by ktoś widział wcześniej coś podobnego.

Zadziwiające, jak bardzo ten film koresponduje z tym, co dzieje się dziś na świecie, w Ameryce czy w Grecji.

- Kiedy kręciliśmy sceny zamieszek na ulicach Nowego Jorku, w gazetach nagle pojawiły się doniesienia o ruchu Occupy Wall Street i akcjach policji. Aktor Paul Giamatti napisał do mnie SMS-a: "Nie uwierzysz, Rupert Murdoch oberwał ciastkiem w twarz". A właśnie skończyliśmy zdjęcia do sceny z ciastkiem anarchisty lądującym na twarzy milionera. Jakby rzeczywistość naśladowała książkę i film. Ale "Cosmopolis" nie miał być dokumentem o świecie współczesnym. Te proroctwa to zasługa Dona DeLillo. Wszystko jest w książce napisanej dekadę temu.

Zachował pan w filmie motto z wiersza Zbigniewa Herberta. Znał pan ten wiersz?

- Nie, nigdy nie spytałem Dona, gdzie się na niego natknął. Ale pomyślałem: uff, co za pomysł - "jednostką obiegową stał się szczur"! W jednej linijce zawarty obraz tak niesamowity, że nadaje ton całej książce. Tylko ktoś żyjący w dziwnym i dysfunkcjonalnym społeczeństwie mógł wpaść na coś takiego. Nie sądzę, by w Ameryce komuś przyszło to do głowy.

Kim jest bohater "Cosmopolis"? Jego władza i pieniądze obróciły się przeciw niemu.

- Siedząc w swej limuzynie, sprawuje władzę absolutną. Ale kiedy wychodzi na zewnątrz, staje się bezradny. Słyszy, że ludzie na ulicy rozmawiają innym językiem. Nie wie, jak się dogadać nawet z własną żoną. Nie wie, jak zamówić obiad w restauracji. Nie potrafi normalnie funkcjonować. Zaczyna go to frustrować, uświadamia sobie, że siebie unicestwia. Musi wydobyć się z trumny, jaką jest ta limuzyna.

Jak wampir?

- Nie, to mylne skojarzenie z rolą Pattinsona w "Zmierzchu". Łatwo powiedzieć, że Eric to krwiopijca z Wall Street. Wszyscy kiedyś skończymy w trumnie, ale nie musimy od razu być wampirami.

A limuzyna, w której dzieje się większość akcji...

- To konstrukcja jak z klocków Lego. Można ją było rozłożyć na 25 elementów. Chciałem, żeby w środku wyglądała na większą. Eric w tej limuzynie mieszka, nakłania ludzi, żeby do niej wchodzili, uprawiali w środku seks, filozofowali. Zmusza swego doktora, żeby mu tam robił badanie prostaty. Chce, żeby wszyscy trafili do tego sterylnego świata, w którym wszystko jest skomputeryzowane, gdzie przez zaciemnione szyby nie dochodzą odgłosy z zewnątrz.

Jak doszło do obsadzenia Roberta Pattinsona?

- Opowiem coś o kulisach castingu. Najpierw spotykamy się z producentami i robimy listę dziesięciu nazwisk. Potem oglądamy wywiady na YouTubie. Przedtem, jeśli się chciało zobaczyć aktora, trzeba było lecieć tam, gdzie akurat pracował. Co to za gość, czy dobrze radzi sobie z mediami, czy ma poczucie humoru. Teraz tego wszystkiego można dowiedzieć się w środku nocy, z laptopa.

Ponieważ "Cosmopolis" jest koprodukcją kanadyjsko-francuską, dobrze było mieć w obsadzie kogoś z europejskim paszportem. Pytanie: w jakim wieku jest główny bohater? 25 lat czy ciut starszy, jak Colin Farrell? Zastanawialiśmy się też nad Marion Cotillard jako żoną Erica. Nigdy nie obsadza się jednej roli, tylko cały film - wszyscy muszą być wzajemnie dopasowani. Czy jest jakiś dwudziestopięciolatek, na tyle interesujący, żeby dało się go oglądać przez sto minut? I na tyle sławny - bądźmy uczciwi - żeby to się przełożyło na kasę (mieliśmy do dyspozycji tylko 15 mln euro). Potrzebna była gwiazda.

Zagrał chyba swoją najlepszą rolę.

- Wiedziałem, że będzie dobry, ale musiałem go o tym przekonać. A nie miałem wątpliwości, bo widziałem film "Popiołki", gdzie gra młodego Salvadora Dalego.

Finał "Cosmopolis" tworzy szczególną figurę: nie wiemy do końca, co dzieje się z bohaterem.

- Na początku powieści Benno wyznaje w swoim dzienniku: "Eric Packer leży martwy u mych stóp". Ale film zaczął żyć własnym życiem. Ci dwaj mężczyźni, Eric i Benno (Paul Giamatti), który chce go zabić, tkwią w jakimś dziwnym związku. Chciałem ich zatrzymać w czasie. Eric, który przez cały film jest bezustannie aktywny, zmienia się i pod koniec osiąga stan jakiejś dziwnej życio-śmierci.

Był pan kiedyś szefem jury w Cannes. W tym roku oglądał pan filmy konkursowe?

- Widziałem trzy, które zasługiwały na Palmę: Hanekego, Resnais'go i Bertolucciego, który wprawdzie nie był w konkursie, ale stworzył dzieło piękne i wybitne.

W sekcji Certain Regard pana syn Brandon pokazywał swój debiut "Antiviral". Trochę w pana stylu.

- Wszyscy oczekiwali, że będzie robił filmy, ale on zamiast tego pisał, komponował, rzeźbił, malował. I był w tym całkiem niezły. Pracował ze mną przy efektach specjalnych "eXistenz", ale już jako dziecko pojawiał się na planie. Zawsze świetnie pisał, pokazał mi kilka szkiców scenariusza, oczekując reakcji. Ale nie miałem pokusy, żeby mu doradzać. Z jego debiutem nie miałem nic wspólnego. Stał za tym producent Niv Fichman - od "Miasta ślepców" - promujący młode talenty. Uznał, że chłopak jest gotowy, i tak to poszło.

Powiedziałem mu na koniec: "Brandon, mnie dotarcie do Cannes zajęło 20 lat, a ty to osiągasz pierwszym filmem".

Źródło: Gazeta Wyborcza

ocenił(a) film na 8
loulou_cell

ooo widzę, że ktoś wkleił cały wywiad. Już miałam właśnie o tym pisać w nowym temacie :)

ocenił(a) film na 1
Zapiekanka

Wymagające czego od widza? Skupienia na dialogach? Cały czas byłem skupiony, trwałem w przekonaniu, że pojawi się element filmu, który wszystko wyklaruje i połączy, nada sensu dywagacjom bohaterów. Nie potrzebuję efektów specjalnych w filmie, ważne są wartości jakie przedstawiają bohaterowie i część estetyczna. Co ciekawego zrozumiałeś z dialogów i do czego mają odniesienia? Jaką głęboką wartość dostrzegłeś w dialogach? Jeśli odpowiesz mi, że nie da się tego opisać, to oznaczać to będzie, że nie wiesz, bo bohaterowie w filmie i cała historia ponoć to opisała. I być może nie zauważyłeś, ale ja chciałem żeby ktoś mi to wyjaśnił, jestem nawet gotów przyznać się do błędu i nawet mam nadzieję, że rzeczywiście coś pominąłem, w końcu czegoś bym się nauczył.

ocenił(a) film na 3
CzarnyAtrament

Właśnie to jest ważne w tych dialogach, są oderwane od rzeczywistości, bohaterowie potrafią teoretycznie na bazie różnych doktryn omawiać podstawy kryzysu, ale nie potrafią połączyć tego z otaczającą ich rzeczywistością, są wyobcowani, nie rozumieją ulicy, żyją jak pod kloszem. Nawet między sobą zawiązują pozorne relacje. Ważne jest to, że wiedza nic w tym filmie nie zmienia, w tym nihilistycznym świecie można wiedzieć i rozważać to od czego się zginie, ale i tak nie można tego powstrzymać.

ocenił(a) film na 1
Zapiekanka

I to jest ta cała wiedza objawiona? Więc jaka płynie wartość z rozważań, do których doszedłeś?
Choć wiesz co, myślę, że coś zrozumiałem, nic szczególnie odkrywczego. Filmy tak jak wina czy herbaty mają swój charakter, smak. Niektórzy lubią słodkie wina, inni wytrawne, z tego co powiedział mi pewien właściciel winnicy wynika, że ludzką tendencją jest picie coraz to bardziej wytrawnych win. Oczywiście nie oznacza to, że wina słodkie są słabszej jakości, po latach zaczynamy doceniać inne walory napoju. Z herbatą jest tak samo, natomiast ciężko mówić w Polsce o dobrej herbacie, unia nie pozwala transportować najlepszych chińskich z powodu brak odpowiedniej kontroli sanepidu w Chinach.
Być może podobnie jest z filmem, po pewnym czasie zamiast stawiać się na miejscu bohatera biegającego z kałaszem wolimy postawić się na miejscu symbolu w ludzkiej skórze, by móc doznać katharsis.
Nadal jednak nie dostrzegam wartości merytorycznych w rozmowach, które odbywali bohaterowie, sam stawiałem się w miejscu postaci i myślałem jaki sens ma komunikat i co bym odpowiedział. W końcu doszedłem do wniosku, że debaty te nie mają celu, brak im tezy i antytezy i jest to zbieranina powiązanych ze sobą tematem, niewiele wartych informacji.
Czy naprawdę "smakuje" Ci tak "wytrawne" kino?

CzarnyAtrament

i właśnie z tych wszystkich powodów jest wybitny :]

CzarnyAtrament

Jeżeli chodzi o kwestie odbioru to może niektórzy oglądali go trochę jakby byli obrażeni (nie wiem jak to ubrać w słowo) Spodziewali się, że film będzie kolejną część konsumpcyjnej układanki która służy umilaniu życia. Nie piszę tego obraźliwie. Moim zdaniem nie należy postrzegać dialogów z filmu jako intelektualnych zagadek. Np gdy Erick rozmawiał z kimś o prostacie to nie musiała być to metafora nie wiadomo czego ani też nie służyło to jakiemuś taniemu intelektualizmowi. Chodziło o to, żeby wczuć się w tą postać. Dlaczego on tak mówi? To dopiero sztuka- -próbować zrozumieć kogoś kto napawa nas wstrętem.

matti120

Nie musiała być to metafora, dialogi w Cosmopolis w ogóle są prowadzone w bardzo ciekawy i inteligentny sposób. Przejście z jednego tematu do drugiego i dobór takich słów, na których nie trzeba się specjalnie skupiać by oznaczały one wszystko i nic zarazem. Ot puste słowa. ( parafrazując Erica "Musimy rozmawiać, ludzie rozmawiają")

ocenił(a) film na 1
matti120

Czyli film miał jakiś swój cel, poza tym by móc wczuć się w kogoś kto nas odraża?

ocenił(a) film na 3
CzarnyAtrament

Odwrócę kota ogonem i zapytam, czy jesteś pewien, że Twoje codzienne rozmowy są mniej oderwane od rzeczywistości niż te Erica Parkera? Czy tak jak on nie jesteś przekonany, że rozumiesz świat? On był przekonany, a jednocześnie nie potrafił wyjść ze swojej limuzyny. Prowadził dialogi, ale czy rozmawiał? Ja mam wrażenie, że dopiero ta ostatnia rozmowa z mordercą przypominała nieco ludzką rozmowę, bo uczestnicy chcieli się rzeczywiście czegoś dowiedzieć.

użytkownik usunięty
Zapiekanka

Nie dyskutuj z idiota,który w swojej filmografii ma jeden film oceniony na 1 i poto tylko zakładał konto.Z takimi ludzmi szkoda nerwów.

ocenił(a) film na 1
Zapiekanka

W moich rozmowach zawsze staram się dojść do jakiejś konkluzji, tak jak teraz staram się albo udowodnić swoją rację, albo dowiedzieć się dlaczego się mylę, staram się unikać rozmów o niczym tak jak "świat jest okrutny", wtedy zwykle zadaję pytanie "nawet jeśli rzeczywiście jest, to co to zmienia?". Oczywiście prowadzę również bezsensowne rozmowy typu "ale ona jest suką, zdradzała mojego najlepszego przyjaciela przez półtora roku swego dwuletniego związku z jego kumplem", ale moje życie to nie wybitny film. Rozumiem to co chcesz powiedzieć, być może jestem hipokrytą mówiąc, że jego rozmowy nie miały celu, ale ja nie nazywam siebie arcymistrzem dyskusji a moje rozmowy nie są wybitne. Na początku myślałem, że rzeczywiście opierasz swój pogląd na temat filmu na przekonaniu, że jest wspaniały bo go nie rozumiesz, ale w miarę czytania widzę, że jednak masz racjonalne podstawy by nazwać go wybitnym. Teraz zupełnie szczerze, bez złośliwości pytam: Dlaczego film jest wybitny? Być może uda mi się zrozumieć coś, co Ty już wiesz. Być może powiesz coś, a ja się z tym nie zgodzę. Tak czy inaczej chciałbym wyciągnąć wartość z tej dyskusji, w końcu taki jest jej cel.

CzarnyAtrament

jak można udowodnic recenzję? :))) prawde mówiac jeszcze się z tym nie spotkałam :)))

ocenił(a) film na 1
loulou_cell

Źle zrozumiałeś przekaz mojego postu, w cały ani razu nie prosiłem by cokolwiek udowadniać i w cały ani razu nie pisałem nic o recenzji.

CzarnyAtrament

Oczywiście. Zło głównego bohatera albo jego "pogubienie" jak kto woli było czymś co wszyscy zrozumieli. Jednak jak jak postawi się pytanie wprost- dziki kapitalizm czy gospodarka ujęta w jakieś ramy? Tutaj jest pies pogrzebany. Niektórzy uważają, że nieograniczona chęć bogacenia się (zawsze kosztem kogoś) jest przejawem siły a tą ludzie mogliby chwalić bez końca, ci którzy stają się ofiarą kryzysu oczywiście zostają naznaczani piętnem nieudacznika. W końcu wszyscy grecy sobie winni...

ocenił(a) film na 9
prostelinie

Siedzę tak i zastanawiam sie co napisać o tym filmie żeby nie zabrzmiało to zbyt niezrozumiale, górnolotnie, albo żeby ktoś nie skwitował mnie jako ślepej fanki Roberta Pattinsona. Szłam na ten film z lekką obawą i ciężkim sercem po takich skrajnie różnych opiniach, wręcz niezadowoleniu niektórych. Wiedziałam o czym film jest, kto gra jaką rolę, czego się spodziewać, znam książkę, a jednak... Ale wracam na tarczy:) Film zrobił na mnie dobre wrażenie, aktorzy też. Skupiałam się na każdym dialogu, na każdej scenie, nudziło mi się może trochę na początku bo tak dziwnie to dla mnie jakoś przeszło z rozmowy przed limuzyną od razu z rozmowę z jednym z pracowników (Jay Baruchel). Zgadzam się, że pierwsze 30 minut może nie robi aż tak dobrego wrażenia, ale im dalej, tym lepiej wg mnie. A ostatnia scena z Pattinsonem i Giamattim to dla mnie majstersztyk. Świetna gra obu panów, naprawdę. Przyznaję to szczerze, choć lubię Roberta to na początku zauważałam jeszcze te mankamenty w jego grze, które widziałam w poprzednich filmach, ale im dalej, tym był coraz lepszy. Świetne sceny z Elise (Sarah gadon), zwłaszcza ta wieczorna w restauracji, no i ta ostatnia z Giamattim wbiła mnie w fotel. Jestem jedynie rozczarowana co do zakończenia. Myślałam, że Cronenberg nie pozostawi tego w ten sposób tylko, że wybierze jakąś opcję. Miałam nadzieję, że w zaskoczeniu jednak to Eric dokona tego czynu... Ale zostało, jak zostało. Film mi się podobał, zmuszał do myślenia. Nie każcie mi dzisiaj pisać tego dokładnie, poza tym pewnie nie byłabym oryginalna i powtórzyłabym to, co parę osób tu napisało. Muszę sobie przetrawić pewne wątki, to nie jest łatwy film. Ale już teraz wiem, że muszę i chcę zobaczyć go raz jeszcze.

mighty_heart

Odnośnie gry Pattinsona- Ja na początku zauważyłem jedynie, czemu recenzentka nazwała go "symbolem" a nie bohaterem czy aktorem. Coś w tym jest, On doskonalę pasuję swoją powierzchownością do tej postaci. Przypomina gotyckiego modela, którego twarz można modulować, a jednak sam w okazywaniu emocji, jest bardzo subtelny. To co widzimy pod koniec, to jedyna scena w trakcie której można się domyślić jego stanu. Reszta jest prosta, płaska i taka jaka powinna być. Nic dziwnego, że Cronenberg podobno był nim tak zachwycony. Podobnie przecież z innymi postaciami z filmu, jak żona Erica. Ona również jest laleczką, bez jakichkolwiek przejawów empatii. Taki jest styl grania w tym filmie. Zarzuty względem Pattinsona tym razem mogą wypływać jedynie z niechęci do niego, niczego więcej.

prostelinie

OK, ale niechęc musi byc czymś też uzasadniona. Jeżeli zagrał dobrze, czyli był symbolem, grał po cronenbergowsku - dał radę. Byłam na prawdę bardzo zaskoczona tym jak mu to wszystko wyszło. Pattinson miał rowniez przeze mnie nadana "gębę". Po "cosmopolis" zyskał bardzo w moich oczach. To naprawdę zdolny aktor.

AnkaKot

Aktor aktorem ale też pewnie dużą była w tym rola Cronenberga który go prowadził po planie. Od reżysera bardzo dużo zależy. Pattinson chociaż młody to ma już dużo filmów na koncie. I tak to się udało.

AnkaKot

No właśnie nie rozumiem czym, bo nigdy raczej jakiś specjalnych zarzutów do niego nie miałem. Jego postać w "Zmierzchu" jest sztywna, serio z trudem musi się grać kogoś kto co chwile wali teksty jak w hiszpańskiej telenoweli. w "Wodzie dla słoni" poradził sobie całkiem nieźle i ogólnie jest dosyć sympatyczny( a przynajmniej sprawia takie wrażenie). W "Cosmopolis" to już wyższa półka moim zdaniem i bardzo dobre dopasowanie do roli, sama chęć wyjścia poza schemat i chwytanie się różnych twórców już się mu chwali. Niektórzy ciągle będą tylko "idolami nastolatek". Dla kolorytu proponuję wziąć rolę, jawnego psychopaty albo zagranie w komedii... myślę, że jego wizerunek jeśli już w pewnym sensie nie uległ zmianie to na pewno na dobre stanie się tak w przeciągu kilku następnych lat.

prostelinie

Tez mi sie tak wydaje. Duzą cene zaplacił niestety za granie w hicie dla dzieciaków, ale z drugiej strony wyniosło go to na szczyt i teraz propozycje filmowe może selekcjonować. Myślę, że zobaczymy go jeszcze w kilkunaktu, jak nie kilkudziesieciu super filmach.

loulou_cell

Nie jestem taki pewien. Wampiry we wspomnianym wydaniu mnie nie kręcą więc nie oglądałem ich. Cosmopolis mnie ciekawił więc poszedłem. Nie wiem jak się to widzi z drugiej strony jak się jest fanką zmierzchu ale mnie to już w sumie mniej zajmuje.:)

prostelinie

Nic dodać, nic ująć. Tak jak większość filmów Cronenberga pewnie i ten nie zostanie doceniony przez większą publiczność, bo nastały smutne czasy kultury masowej, gdzie refleksja nad filmem jest czymś odrzucanym. Ludzie wolą prosty i często nudny przekaz, bo tego typu filmów zwyczajnie nie rozumieją.

Marylyn

Rozumieją bo ludzie wcale nie zrobili się głupsi jak niektórzy sądzą brzydko. Chodzi tylko o nastawienie, że kino też może być wymagające.

matti120

To racja. To tak jak pójść do knajpy i powiedzieć "dawać jeść" i dziwić się jak przyniosą nie to danie co trzeba.