Film o jakiejś pseudogłębi, której nie ma. Nigdy nie widziałem, żeby w trakcie seansu wychodziło tylu znudzonych ludzi. Ja doczekałem końca, bo lubię czasem obejrzeć filmy "głębokie". Niestety tej tutaj nie dostrzegłem, bo film był przede wszystkim irytujący. Bo niby mam współczuć człowiekowi co z ludzkiego punktu widzenia ma wszystko - młodość, bogactwo, seks, sławę - że już nic go nie kręci. To już "Amerykański Idol" był lepszy, dosadniejszy i przekraczający wszelkie granice. Ale nic tak bardziej nie wnerwiało jak ostatnie monologi z zamachowcem. Dopóki akcja była w limuzynie, to chociaż był jakiś klimat, podobny do "Zakładnika", ale jak się przeniosła poza to, już porażka.