Nie przepraszam przedmówców - film Cronenberga mnie uwiódł. Jest aż "gęsty" od seksualnych fantazji, erotycznych fluidów, bardzo oniryczny. Przytomnie jednak stwierdzam, że jest to film "chory", sposób dojścia do jouissance w wyniku katastrof samochodowej niewatpliwie jest dewiacją, postuluję zatem aby "Crash" wrzucić na półkę "bajki dla dorosłych". i ... raczej nie do stosowania w życiu poza kinem. ;-) Piękny plastycznie, fotografowany troszkę w konwencji MTV.
Twoje spostrzeżenia są bliskie moim, film na kształt snu, gdzie zachowania ludzi pozbawione są granic i nie mają praktycznie żadnych konsekwencji. Przyjemność za wszelką cenę, wszystko kręci się wokół egoistycznego spełnienia, ludzie wypatroszenie z emocji i empatii. Film jest zbyt pokręcony, by odczytywać go dosłownie.
Trochę nie moja estetyka, taka ciekawa, dobrze zagrana, klimatyczna (ale jednak) wydmuszka. Ode mnie mocne 6/10.
Dla mnie nie była to wydmuszka. To, że zachowania nie mają żadnych konsekwencji wynika z tego, że Cronenberg nie moralizuje. Uwielbiam deformacje psychiki połączone z deformacjami cielesnymi - a na dodatek ich fetyszyzacją i fascynacją nimi. Sorry, jeśli zabrzmiałem jak dewiant.
Nie mogę się nie zgodzić z tym, co mówicie.
Jedynym irytującym dla mnie elementem była gra Deborah Kary Unger. Przypuszczam, że postać grana przez nią miała być w zamyśle przesycona zmysłowością (głos, gesty), niestety wyszło to bardzo marnie. Pani Catherine Ballard przez cały czas wygląda na ekranie jak ryba wyrzucona z wody na brzeg- niezależnie od tego czy odwiedza męża w szpitalu, kocha się z nim na balkonie, czy poddaje się w samochodzie Vaughan'owi.
Nazwijcie mnie dewiatka, ale tak samo odbieram magie tego filmu. Jednak odczytuje go raczej jako swego rodzaju metafore, niz rzeczywista fascynacje deformacjami. Ta fetyszyzacja jest srodkiem do celu niz celem samym w sobie. Ale i tak to kupuje...
Nie mogę się nie zgodzić z tym, co mówicie.
Jedynym irytującym dla mnie elementem była gra Deborah Kary Unger. Przypuszczam, że postać grana przez nią miała być w zamyśle przesycona zmysłowością (głos, gesty), niestety wyszło to bardzo marnie. Pani Catherine Ballard przez cały czas wygląda na ekranie jak ryba wyrzucona z wody na brzeg- niezależnie od tego czy odwiedza męża w szpitalu, kocha się z nim na balkonie, czy poddaje się w samochodzie Vaughan'owi.
Trzeba mieć mocno skiepszczony gust żeby taki chłam oceniać na 10, można też ewentualnie być grubym brudnym nolajfem.
Przynajmniej pooglądam fajne bijatyki :D, jak oni mogą to coś oceniać na 10 trzeba mieć szajbe :D tidittidittidittidit
"można też ewentualnie być grubym brudnym nolajfem"
Nasze wyobrażenia często są podyktowane doświadczeniami z własnego życia...