Gdy człowiek ma słabości to pewnie nie powinien się do nich przyznawać, ale moja słabość do boksu na ekranie, do gry Russella i do muzyki w klimatach „Danny Boy „ sprawiły że dawno nie siedziałam w kinie tak skupiona i jednocześnie przejęta. Tym razem było coś więcej niż tylko rozrywka, to było przeżycie...
Zdjęcia walk przeplatane błyskami fleszy i widokiem twarzy ludzi skupionych przed radiem – moim zdaniem świetne, gdyż budzi to niepokój – te błyski, i niedosyt – gdy słyszysz tylko sprawozdanie z walki, a jednocześnie widać i aż czuć to napięcie na ringu... to skupienie, siłę i ten ból...
Muzyka i ścieżka dźwiękowa doskonale pasowały mi do klimatu filmy... Russell stworzył kolejną świetną kreację, ale muszę też wspomnieć o Paul’u Giamattim który był naprawdę dobry w swej roli...
Jedynym minusem była dla mnie Renée Zellweger, nie wiem... może to wina tego, że za bardzo przypominała mi Roxie z Chicago, a może po prostu nie była wiarygodna w swej roli, ale jej obecność na ekranie drażniła mnie...
Film zdecydowanie polecam, okazał się lepszy niż mogłam się spodziewać...