No właśnie. Widziałem już w życiu wiele filmów stawiających tezę, że Chrystus to czyjś wymysł, oszustwo, ze Boga nie ma. W filmie "Człowiek z Ziemi" postać Chrystusa została sprowadzona do żartu jednego faceta. Dziwi mnie, że tak wielu ludzi uważa Chrystusa za bzdurę a jednocześnie Buddę za pewnik. Jak to jest? Jedno "niewiadome" uważamy za bzdurę, a inne "niewiadome" niemalże identyczne z tym pierwszym uważamy za pewnik?
Próbuję dojść do źródła obecnie panującej mody na obalanie istnienia Boga i Chrystusa. Skąd to się wzięło. Z reguły odrzucamy coś, co nas krzywdzi.
Więc jak? Kogo skrzywdził Jezus Chrystus?
Owszem jest przy dużo teksu, też cierpię z tego powodu (pisząc dziennik, maile -otrzymując w odpowiedzi podobne, tak że czasochłonna dyskusja przypomina pracę na etat -a mam z tego tyle, co umiarkowany rozwój duchowy -bo lepiej chwytać meritum).
Właśnie tak można -odrzucić natłok treści i zadać pytanie o sedn i otrzymać na jedno zdanie taką jednozdaniową, prostą odpowiedź (do jakby co zawsze czego zachęcam:) Bo też głupio mi, że tyle pisałem (i współczuję ew. czytającym, bo okazuje się, być tam trochę zbędnych emocji).
Wymieniłeś chyba tylko dwie książki "Przebudzenie" i "Bądź mistrzem ukrytego ja" - co jeszcze czytałeś? Czy czytałeś może "Umarli mówią" ks. Francois Brune? Powołujesz się też na pracę profesorów - podaj jakieś konkrety.
Piszesz, że doświadczasz istnienie Boga - jak to się w tobie objawia?
Wydaje mi się, że twój światopogląd wynika w dużej mierze z tego co przeczytałeś i w jakimś wewnętrznym przekonaniu poczułeś, że w tym tkwi prawda... Piszesz, że dobrze poruszasz się w świecie duchowym.... Jak to dokładniej rozumieć? Jak wygląda struktura świata duchownego? Skąd wiesz o tej strukturze? Skąd wiesz, że źródła twej wiedzy podają prawdę...
Poza tym skoro życie na ziemi jest czymś w rodzaju gry, która ma kształtować nasze dusze to.... Po co się starać, skoro zawsze można tu wrócić i nie ma żadnej kary?? A może substytutem kary dla duszy jest...... nuda w świecie duchowym..... Myślą można stworzyć wszystko i ... nudzi się takie wieczne, życie.
A co z relacjami z innymi ludźmi? W przypadku reinkarnacji mamy wiele, ojców, matek, dzieci, wiele miłości - nie ma więc tej jednej miłości do konkretnej kobiety na wieczność?
Wierzysz w dobro i zło? Wierzysz w grzech?
Twierdzisz nie tylko, że Bóg istnieje ale nadto, że jest on doskonały, a skoro jest doskonały i kocha ludzi, to nie może ich krzywdzić. A może w tym innym świecie panuje inna logika. Poza tym pewność, że Bóg jest dobry - wziąłeś z.... ?? Tak samo Bóg jest miłosierny.... Skąd wiesz? W tym punkcie wierzysz Biblii, a winnych punktach potrafisz się od niej odwrócić....
Zauważyłem, że coraz bardziej popularna robi się struktura świata duchowego opisana w "Umarli mówią". Jest, to rzecz ciekawa i wydaje się być przekonywująca.... ale brak jest niezależnych dowodów. To znaczy są świadkowie (chodzi tu o rozmowy ze zmarłymi i opisy świata po ich śmierci)..... ale mogą zwyczajnie zmyślać.... Po za tym nie mam jednak pewności, iż rozmowa ze zmarłym po śmierci jest możliwa - chociaż bardzo przekonywająco o tym pisze w tej książce - podobno jest wiele o tym książek na zachodzie, są nawet prowadzone badania na ten temat przez uniwersytety, a u nas cisza....
A może Bóg potrzebuje abyśmy doszli do "zbawienia" a to całe zbawienie sprowadza sie do tego, że stajemy się jego pokarmem - taką "bateryjką" i giniemy...... Skąd wiesz, że Bóg nie chce nas wykorzystać? Skąd wiesz, że Bóg nas stworzył? A może nas nie stworzył tylko przeciwnie uwięził...... Nie wiemy czym dokładnie jest Bóg..... Nie wiemy nawet dokładnie czym my jesteśmy i czym jest świat, który nas otacza..... Wciąż niewiele wiemy.... Jest więcej gwiazd na niebie, niż ziarenek piasku nad morzem..... A my nawet do Marsa nie potrafimy dolecieć....
Masz racje -jest powszechne więcej pytań niż odpowiedzi -nie wiemy -ale możemy wiedzieć dołączając do elity wtajemniczonych. Kiedyś ludzie nie wyobrażali sobie nawet, że poziom wiedzy, technologii dojdzie do takiego stopnia. Ciągle się rozwijamy, jako jednostki i społeczeństwo -to co wczoraj nie wiedzieliśmy staje się po woli zrozumiałe, a jutro stanie się jasne i oczywiste, tak że zapomnimy o tym jako jakiejś kontrowersyjnej, "nie poznawalnej" tajemnicy, co co uważaliśmy to wcześniej. Tym czasem swoją uwagę skierujemy w dalszą dal, na coś co do niedawna było znów poza zasinieniem lub na granicy wyobraźni. Sam przekonałem się o tym, robiąc w ciągu roku tak duży przeskok w świadomości, że zmieniłem światopogląd o 180 stopni (dzięki, wiedzy czytaniu książki za książką). Dlatego tak lubię powtarzać Jezusa: "Poznajcie prawdę, a prawda was wyzwoli".
Kto szuka ten znajdzie -wiedza o świecie, o której sie nie śni, jest dostępna obecnie w sieci,
1. Nie czytałem "Umarłych" (teraz to już zupełnie unikam księży autorów:) Kolejne ważne, ale obszerne to: "Przeznaczenie dusz" (2 tomy) i "Rozmowy z Bogiem" (3 tomy).
2. Michael Nevton, autor 1-szej jest jednym z tych profesorów, wykładowców uniwersyteckich na których się powołałem.
3. Zwyczajnie doświadczam go przez siebie, jak siebie, wystarczy się wczuć w tę swoją część i ona odpowiada (jak w książkach jest wyjaśnianie). Poza tym zrozumienie, takie głębokie, bez słów, odbieranie i akceptacja świata uczuciami.
4. Tak mój światopogląd ugruntował się na podstawie wiedzy, ale nie tylko bo i intuicji.
5. Dlaczego prawdziwy się zdaje -bo spójny, logiczny, odpowiada na wszystkie ważne pytania (nie ma tajemnic jak w religii).
6. Jak poruszam się po duchowym świecie -wg. podstawowych kluczy, zasad, jakby założeń (jak w matematyce, znając podstawy rozumiesz i możesz wszystko -rozwiązywać równia, wyprowadzać wzory -bez znajomości zasad matma to czarna magia i taka jest rzeczywistość duchowa, parapsychologia itp. dla ludzi nie mających niemal żadnej wiedzy).
7. Struktura -dowiedziałem się z kilku niezależnych źródeł i zaobserwowałem iż to powtarza się w rzeczywistości, jest funkcjonalne i nie potrafię wymyślić nic lepszego. To bardzo szerokie pojęcie, można mówić o warstwach, podzielę, ograniczeniach, etapach (jak dzieciństwo, dorosłość, starość) albo funkcje (podświadomość, nad świadomość).
Nie pamiętam co miałem na myśli pisząc o strukturze -może formę, bez materii, przestrzeni jako całość (ze sztucznymi podziałami).
8. Skąd wiem, że źródła wiedzy podają prawdę -bo wiem co to jest prawda. Dowiedziałem się tu i tam, z rożnych min bardzo poważnych źródeł (od tęgich głów filozofów, doktorów habilitowanych) że wszystko jest względne i prawda nie istnieje /funkcjonuje tylko jako pewien konstrukt myślowy wraz z punktem odniesienia, podmiatam i intencją/. Przetestowałem to, zastanawiaj ac się i działa -jest to praktyczna koncepcja, choć niektórzy konserwatyści, rządni sztywnego prawa i stabilizacji się wykłócają.
Dodam, że jeśli ma się zrozumienie danej sprawy, nie potrzeba sprawdzać źródła, wystarczy przyłożyć informacje do rzeczywistości i zobaczyć na wyniki (pasuje czy nie). Jeśli pasuje i jest użyteczna to jest prawda (i warto ją sobie jako taką przyswoić i przechowywać w pamięci:)
9. Jak się o nic nie będziesz starał to nic nie będziesz miał (to takie uniwersalne prawo). Nic nie robisz nic nie masz, nie wyjdziesz z domu, nie zaznasz świata.
10. Dlaczego i za co miały by być jakieś kary, ludzkość to nie przedszkole, świat stworzony przez doskonałego Boga jest doskonały -za co Bóg miałby karać i swoje dzieło, za to jak je stworzył mógłby najwyżej siebie. żartuje -religie wmawiają bzdury, straszą ludzi czym popadnie. Mojżesz wymyślił to w celach wychowawczych, jak i inne religie. Niestety do dzisiejszych czasów nie dotrwały wersje pierwotne -jak plotkę przekręcono tp ze sto razy, wyolbrzymiono i wykorzystuje się do umacniania władzy instytucji (zastraszanie nie możliwą do weryfikacji karą w przyszłości jest bardzo skuteczne, dlatego do dziś przetrwały religie:)
11. Myślą można stworzyć wszystko... i właśnie mamy tego dowód ten świat, w którym nie jest nudno, bo nawet gdy zabraknie nam problemów i ambicji to mamy moc tworzenia dalej kolejnych światów, co robimy na co dzień w wyobraźni, a niektóre materializujemy w formie takich dzieł jak filmy, seriale, gry on line i dalej bardziej intensywniej żyjemy, bawimy się rzutując naszą świadomość na sztucznie wytworzone postacie, wczuwamy się, żyjemy ich życiem (tak jak duch naszym:) To jest wieczność, świat, światy takie materialne trwają wiecznie. Tworzą się i powstają, wciąż żyjemy weń doświadczając tyle, że już nie jako ci sami ludzie.
12. Sorry nie w przypadku reinkarnacji, a w przepadku koncepcji jednego boga i zeń zbawienia (czyli w chrześcijaństwie). To, że żyjemy wiecznie w jakimś raju z jedną żoną z Ziemi to jakieś bardzie ludowe mity, pobożne życzenia, proste wyobrażenia, które gdzieś po drodze przesiąkły do powszechnej religii. Po pierwsze dusza/duch nie ma płci, tak jak zresztą sam bóg (na którego jesteśmy podobieństwo i z którego jesteśmy). O ile wiem płeć funkcjonuje tylko w tym wymiarze materialnym i nie dla wszystkich istot.
Zbawienie polega na istotowym zjednoczeniu z Bogiem, który w chrześcijaństwie jest jedynym istniejącym bytem, prócz niego nic nie istnieje. To jest świat duchowy, gdzie nie ma podziału, przestrzeni, czasu -jest tylko jakby informacja, świadomość, która ostatecznie nie ma podziału na ty i on (na tym też pewnie polega tajemnica trójcy -razem i osobno).
Wieczność jest tak długa, że chyba musisz założyć, że będziesz miał nieskończoność żon. Gdybyś miał jedną to założę się, że po stu biliardach kwadryliardów lat nie tylko zanudziła by Cię, ale przestał byś ją zauważać. Gdyby miała to być wizja jednego życia to było by to jak wieczne więzienie! Na szczęście można powolnie tworzyć się na nowo, tworzyć rozmaite świat i wcielać się w co się che i na jak długo się che. Tak jest to urządzone, że jako Bóg ma się wolność i kreuje się wszystko dowolnie za każdym razem może być inne. Są różne kierunki dróg i cykle, mniejsze i duże. To tak jak z wielkim wybuchem i narodzinami świata (to nie jest jednorazowy epizod, boga stać na coś więcej niż to co znamy i potrafimy sobie wyobrazić jako ludzie). Poza tym jest sprawiedliwy -nie będzie zażaleń, że ktoś urodził się ślepy lub kaleki, że brzydki lub niski, albo kobietą bez dużych piesi (każdy będzie miał ful wszelkich opcji -w rodzinie bogatej i w biednej, katolickiej i ateistycznej -każdy ma po równo w wielu życiach, ale to jedno nasze jest tylko nasze, indywidualne -dlatego ateiści mają też ziarnko racji -część osobowości ginie na zawsze /bo jako nie użyteczne oprogramowanie, przypisane do wyrzucanego właśnie sprzętu, danego ciała/. Ale to też dobre -nie ma to jak motywacja -carpe diem).
13. Musiał byś mi najpierw wyjaśnić jak rozumiesz grzech, dobro i zło. Bo tak jak ja je postrzegam to są względne, a grzech jako taki jest wymierzany zawsze przeciw sobie -jest to najczęściej zaniedbanie (przynajmniej dla mnie:) Bo nie ma nikogo innego -wg. definicji Boga jest jeden i nic poza nim nie istnieje:) Czyli skoro masz pewność, że jesteś to musisz być nim właśnie sam! To właśnie taki fenomen, że Bóg się rozdzielił na obserwujące siebie i w chodzące ze sobą w interakcje jakby części. Gdy był sam musiało by mu być strasznie nudno i smutno, nawet nie miał kogo kochać i za co, albo co robić bo nie było dla kogo, z kim rozmawiać itd. A tak jest na świecie tyle piękna, tajemnic dla nas, jak i zgryzoty oraz brudu też dla nas, abyśmy mogli odczuć i docenić to co dobre -bez przeciwieństwa to nie możliwe.
14. Masz rację, nic nie jest pewne do puki się tego nie pozna. Wydaje mi się, że jeśli chodzi o prawego, tego ostatecznego jedynego Boga (bo do postaci z mitologii to jesteśmy podobni my sami) to nie da się powiedzieć, że jest dobry lub zły -po prostu jest. Chyba wobec nas ... obojętny, podobno - jest to bardzo różniąca się rzeczywistość. Dziwię się, ale chyba bez nas, bez podziału na duchy Bóg nie był by świadomy kim jest i że jest (bo brak punktu odniesienia nie umożliwia jemu możliwości oceny). Więc życie, coś zdaje się zaczynać z chwilą pierwszego podziału Boga (potem te podziały idą dalej i dalej, stąd mamy tylu ludzi, a jeszcze cały kosmos -jedna dusza podobno gra nie jedną osoba nawet na raz -mówi się nieraz -ciekawi mnie taka koncepcja, możne kiedyś się doczytam szczegółów:)
Szczerze to ten ostateczny Bóg -wszystko, czyli nic to mnie specjalnie nie obchodzi, bo nie mam na niego wpływu, ani on na mnie. Jestem bardziej samodzielnym, autonomicznym duchem, jak gdyby jego synem i wolność jest moim pierwszym przymiotem więc cóż mówić o pierwszej przyczynie, Bogu który powołał istnienie -to tak jak ziarno, które daje życie i zamiera. O ile rozumiem wszystkie przymioty Boga to On nigdy nie żył (poza czasem, w bezruchu, brak zmiany, doskonałość, czyli pełnia wszystkiego, brak punktu odniesienia -czyli jakby potencjalna możliwość zaistnienia czegoś, ale nic więcej).
15. Tak Biblię traktuję wybiórczo jak książkę legendę, która wspomina o cenionym przeze mnie i podziwianym za odwagę Jezusie, oraz Mojżeszu, któremu też trzeba przyznać chwałę za jego dokonanie spisane na jej kartach.
Owszem jest tam też sporo odnośników do wiedzy tajemnej, ale ukrytych za symboliką, więc wolę współczesne jasne książki o tym samym, ale lepiej opisane.
16. Narobiłeś mi smaku może sięgnę po tę książkę, choćby przejrzę fragmentami aby polecać dalej katolikom (którym zbyt odstających od religii, mych ulubionych, nie mógł bym zalecić).
Kabała, Huna, i jeszcze jakieś tam stare nauki, przekazy nie mające charakteru religii, a praktycznej wiedzy o tajemnicach, strukturze świata (które są kilka razy starsze od Biblii) wspominają o kilku warstwach światów, raz 7 raz 5. Ziemia miała by być chyba punktem wyjściowym, potem po śmierci kolejny świat gdzie znowu żyje się jakiś czas, potem umiera i następny świat (jak w incepcji -sen w śnie:) W każdym razie światy te są coraz bardziej odróżniające się od materialnego i coraz bardziej ,mniejsze i dziwniejsze. Tak że jest nas tam coraz mniej bo się dosłownie łączymy (jako duchy). Ostatecznie okazuje się, że zawsze byliśmy tym jednym duchem, Bogiem, wszystkim co jest i niczym zarazem (bo to wynika z definicji). Czytałem o tym świadectwo ze śmierci klinicznej, gość miał farta i Bóg zabrał go w podróż do ostatniego świata, a nie odesłał za pomocą anioła stróża czy kogoś udającego osobę znajomą, Jezusa, aby ten wrócił z naładowany pozytywnym myśleniem przeświadczony że jest tak jak sobie to wyobrażał lub chciał, czyli dobry świat gdzie mieszkają inni z Jezusem. Co nie jest prawdą, bo człowiek jest człowiekiem tylko na Ziemi, a wyżej jest już duszą, która pamięta swoje doświadczenia ale nie ma warstwy emocjonalnej i chyba części osobowości o ile pamiętam (dusza ta może przybierać jakby postać ciała, jak duch dokładnie -materializować jakiś znajomy, wcześniej reprezentowany obraz, jakby sie stroiła we wspomnienia -tak pisał Newton). Ale to wszystko jedno -wszyscy są zgodni jest drugi świat i nie żadne piekło ani żaden podobny do piekła czyściec, tylko coś dziwnego przypominającego trochę rutyną i życiem społecznym Ziemię. Książek jest zasyp ale wolał bym wybierać przydatne, aby nie oderwać się za bardzo do tego żcia. Bo w końcu jesteśmy tu w materii, a tam będziemy mieli czas się zapoznać. Ważne aby uwolnić się od zabobonów i żyć pełnią, radośnie. A o tego wystarczy tylko kilka książek, może audycji radiowych i filmów dokumentalnych. Na you Tube jest trochę, na . Rozmowy ze zmarłymi podobno na zachodzi e były modne, ale jako doradcy podobno nie są polecani -przynajmniej w poradniku omawiającym techniki osiągania celów z użyciem siły podświadomości jest odradzane radzenie się zmarłych (kurs doskonalenia umysłu metodą Silvy podobno firmuje taki sposób).
Zmarłych można spotkać podczas seansu hipnozy regresyjnej (oglądałem filmy dokumentalne). Co dziwnie taki kurs aby samemu nauczyć się hipnotyzować ludzi, kosztuje tylko 500zł (a wizyta u kogoś 140 za h lub 320 za 4h). Do tej pory pytałem 2 osoby, terapeutów, ale niechętnie podjęli by się hipnozy bo mają inne metody na usuwanie blokad w umyśle, kompleksów itp. (a ja chciałem z ciekawości -lecz potem jak doczytałem Nevtona, upewniłem się, że mówi prawdę i nie muszę sprawdzać doświadczanie -koleżanka była na tym i wspomina przeżycie własnej śmierci jako przykre, bardzo stresujące bo jak rzeczywiste doświadczenie).
Mam nadzieje że pomogłem.
Tu, pod linkiem, na mym blogu bardziej opisowa odpowiedź po której lektorze nie powinno pozostać wiele wątpliwości:
http://www.filmweb.pl/user/zjonizowany/blog/536725
A doświadczanie cierpienia na ziemi?? Czemu jest tyle cierpienia?? Skoro Bóg jest doskonały po co pozwala na świat, w którym trzeba mordować inne stworzenia, by samemu żyć, w którym można przez wiele miesięcy a nawet lat odczuwać ból związany z jakąś chorobą? Po co to?
Doświadczanie braku, dyskomfortu, cierpienia jest NIEZBĘDNYM warunkiem życia (bez tego /bez drugiej strony medalu -niedoskonałości/ życie by nie zaistniało w ogóle, a co dopiero mówić o swym bogactwie możliwości jakie mamy tu na Ziemi, co nie jest żadną karą, ani kosmicznym przypadkiem tylko jasnym, logicznym prawem jak równie matematyczne).
To co nazywasz cierpieniem jest niezbędne abyś mogła odczuć jego przeciwieństwo. Bez tego nie zauważyła byś różnicy, bez straty lub samej możliwości nie doceniamy posiadania. Bez punktu odniesienia nie zauważylibyśmy zmiany na lepsze. Gdyby wyobrażalna przez nas doskonałość była by punktem wyjścia, normą nie byłoby powodu, aby co cokolwiek robić i wszystko byłoby mdłe. Jeśli powiesz, że to jakieś straszne cierpienia, wiedz, że będąc w tym systemie nie masz możliwości obiektywnej oceny. Poza tym, gdyby nie było tego co jest, a cóż smacznie mniejszego to złamanie paznokcia lub potkniecie byłoby szczytem tragedii (skala była by tylko przesunięta w górę, ale odczucia także przykre czy dramatyczne).
Jeśli uważasz, że tego jest za dużo, zastanów się nad tym co robią sobie sami ludzie. Są tak bardzo spragnieni wrażeń, że prowokują bójki, skaczą na linie, czy ze spadochronem, brawurowo jezierzą, wspinają się, wymyślają sobie najróżniejsze przeszkody sprawiające problemy i nieraz cierpienie. Na ekranie kina czy w grze komputerowej lub w brukowcach wręcz karmą się przemocą, okropnymi scenami -tak uwielbiają emocje, cierpienie. Dlaczego więc brać je za złe przeżycie dla nieśmiertelnego (!) ducha, czy duszy, która żyje tu na ziemi w sztucznie wytworzonym matriksie jak w grze, w matriksie umożliwiającym przeżycie tego co normalnie jest nie możliwe (tak jak my to robimy w na filmie, w internecie czy w świadomym śnie).
Po pierwsze Bóg nie istnieje (taki jak go sobie wyobrażamy, a to coś co najbardziej pasuje do opisu chrześcijaństwa jest tak odległe, dziwne i niezależne, że praktycznie dla nas nie istnieje tak samo jak my dla niego:) Jak zastanawiałem się nad tym trochę, doszedłem do wniosku, że Bóg taki faktycznie nie istnieje z definicji (ale dla siebie on sam istnieje być może tak samo jak my dla siebie -taka to różnica). Nie ma jednego Boga, który to kontroluje, są autonomiczne, totalnie wolne duchy, którymi my jesteśmy w drugim wymiarze (i one stworzyły taki świat jaki potrzebowały do swojego rozwoju, możliwości zaistnienia życia -u nich nie ma nawet czasu:)
O.K. jesteś niezadowolona ze świata, masz prawo, ale zastanów się jak można by go było urządzić lepiej. Wyobraź sobie zatem, że jesteś takim nieśmiertelnym wszechmocnym, materializującym myślą bytem, dla którego nie ma niczego niemożliwego, który to jest doskonały, nie zna co to znaczy cierpienie i nie ma nic do zrobienia co byłoby mu niezbędne -jest totalnie wolny od naszych problemów. Podpowiem Tobie -po drugiej stronie, to co dla nas jest cenne bo tego nie mamy, tam jest w nadmiarze i wartości się odwracają. To niedoskonałość jest dobrem dzięki któremu można do czegokolwiek zmierzać, podróżować w czasie, odbywać przygodę, a wielość doświadczeń i przeszkód są ubarwianiem i motorem tegoż rozwoju. Wyobraź sobie człowieka, który urodził by się w pałacu, miałby wszystko na zawołanie, nigdy nie odczuł by zmęczenia, bólu (bo super fachowi lekarze eliminowali by profilaktycznie wszelkie choroby). Czy ten ktoś byłby szczęśliwy, że jest zdrowy lub bogaty -NIE -nawet nie wiedział by, że jest zdrowy lub bogaty, bo było by to dla niego zwyczajnym standardem. Szeroki wachlarz różnorodnych doświadczeń jest niezbędny dla odczuwania różnych, w tym przeciwnych stanów (jak satysfakcja, szczęście, odpoczynek, miłość, spokój).
Bez różnorodności byłoby się bardziej podobnym do warzywa. To co uważasz, za śmierć taką nie jest -nic nie ginie, tylko przekształca się informacja. Poza tym śmierć jeśli już mieli byśmy takowej poszukiwać w życiu jest konsekwencją ustalenia przepływu czasu w jedną stronę. Z każdą sekundą następuje śmierć możliwości, których nie dokonało się i nie można się cofnąć aby ich dokonać. Na każdym etapie spotykamy się z takimi aktami śmierci -np. stając się dorosłym umieramy jako dzieci, tracąc dziewictwo jako nie doświadczeni, nabywając wiedzy bezpowrotnie umieramy jako nieświadomi nie wiedzący. Nawet robiąc drobną rzecz lub jej nie robiąc -np. nie kupując ostatniej sztuki jakiegoś kolekcjonerskiego niepowtarzalnego przedmiotu, czy tracąc go w skutek zniszczenia -umieramy jako jego posiadacze. Fizyczna śmierć jest tylko taką fazą, stratą swojej roli w tym matriksie, tak jak uczeń, który przechodzi do kolejnej klasy, lub ktoś kto się przeprowadza na inny kontynent, wiedząc, że nie wróci do dawnego stylu życia.
Ludzie zabijają się w grach i na filmach i jakoś mało kto protestuje, a dla dusz czy duchów mających świadomość nieśmiertelności nasz real nie różni się od takie edukacyjno-rozrywkowej fikcyjnej gry, która ma niewielki, prawie żaden wpływ na nas samych. Mamy ten sam program co oni -pragnienie wrażeń, więc nie należy się dziwić, że nasz świat tak jak dobry film czy gra obfituje w wyzwania, niespodzianki i różnorakie doświadczenia (które w gruncie rzeczy są wirtualne i nie należy się nimi tak przejmować:)
To nie znaczy, że życie tu jest złe, czy nie potrzebne -jest cenne i lepsze od tamtego pod rożnymi względami, min. możliwości (fizycznego działania i doświadczeń), powtarzalności i zapomnienia (reinkarnacja), emocjonalności (cała sfera niezrównoważenia). Nie można tego docenić z tej perspektywy braku, ale wyobraź sobie, że tam gdzie tych wszystkich warunków brak nasz Ziemia jest to jak raj (istny park rozrywki:) Po to zresztą została wymyślona ta cała przestrzeń materialna, która nie jest niczym więcej jak super nowoczesnym trickiem technologicznym jakby hologramem, choć to złe słowo sama przeżarzeń jako taka nie istnieje co zresztą załapali już współcześni naukowcy (i jest na ten temat trochę materiałów w sieci).
Nasza cywilizacja odkrywa świat od nowa, to co tysiące lat temu było oczywiste my dopiero oficjalnie po woli raczkując jakby z poziomu przedszkola sobie przyswajamy (tymczasem wśród nielicznych krąży pradawna wiedza tajemna, albo przeczucie, intuicja jak się to w wszystko faktycznie ma). Jezus miał niezwykle rozwiniętą intuicje /być może bezpośredni świadomy kontakt ze swoim duchem, czyli faktycznie z Bogiem, ale też prawdopodobnie wcześniej otarł się o wiedzę -na podstawie której można się tego nauczyć mając pewne predyspozycje).
jesteś grafomanem :) brak umiejętności lapidarnej wypowiedzi świadczy o pewnych brakach w Twojej psychice...
Jakże musisz być zakompleksiony aby podnosić sobie nastrój uszczypliwościami tego typu.
To jest forum, a nie literatura piękna -zdajesz się nawet nie znać znaczenia użytego słowa.
Pretendujesz do roli psychiatry czy jego pacjenta, że na podstawie "lapidarności wypowiedzi" stawiasz takie diagnozy.
Twoja wypowiedź świadczy nie tylko o problemach wewnętrznych ale także sporych brakach w kulturze i mego nudzie.
Zanim się odezwiesz następnym razem, obejrzyj film, przeczytaj 2x temat, 5x post i zastanów 10x czy masz coś konstruktywnego do powiedzenia, napisz to 20x przeczytaj i popraw 30x, skróć 60x sprawdź błędy, daj do oceny znajomym i ew. wstaw na forum oczywiście po zapoznaniu się z innymi wpisami aby się nie powtórzyć. A najlepiej wydrukuj całą stronę, nagraj film i skonsultuj ew. odzew ze swoim psychiatrą i psychologiem lub spowiednikiem w twojej sekcie, którzy wyjaśnią Tobie jakie mogą być konsekwencje nie przemyślanego zaczepiania i obrażania obcych ludzi.
"Kto mieczem wojuje od miecza ginie" (dziś na FW po raz drugi cytuję to przysłowie,
co się dzieje z ludźmi, czyżby podłączyli net w zamkniętych zakładach dla nerwowych.. )
niestety,ale problem, który zarzucasz mi dotyczy Ciebie ... niestety nie jesteś w stanie tego pojąć... a termin "grafomania" nie tyczy się tylko patologicznego pisania długich utworów literackich - proponuję sięgnąć do odpowiedniej literatury - coś oprócz internetu.
Starasz się wmawiać mi jakiś problem, tymczasem ja mam swój racjonalny cel (o czym nie raz piszę otwarcie -jest nim doskonalenie w dyskusjach, rozwój osobisty, kształtowanie wg. mnie, właściwego spojrzenia na pewne nie rozumiane dzieła lub sprawy dotyczące życia, ukazanie idei przekazywanej przez reżysera -nieraz walka z porażającą ciemnotą, obok której trudno przejść obojętnie -ale w miarę uprzejmie i rzeczowo dzięki czemu interwencja kończy się porozumieniem stron i rozstaniem w miłej atmosferze -jeśli się zapędzę potrafię przyznać się do błędu co nieraz czynię).
Twoje argumenty są pozbawione sensu, jeśli chcesz podyskutować proszę bardzo (będę wyrozumiały, nie zdziw się tylko, jeśli wskażę na twoje ukryte motywy ... o czym zresztą już wspominałem).
Jeśli uważasz, że podobne zaczepianie i obrażanie ludzi *jest zwyczajną sprawą to .... (ugryzłem się w język i poprawiam -pocieszając -jeszcze jest nadzieja -nigdy nie jest za późno -życzę powodzianie i trzymam kciuki).
________________________________________________________________________________ ________
* -piszących dużo dlatego, że mają wiele do powiedzenia
To jest po prostu film poddający w wątpliwość. Równie dobrze mógłbyś się zastanawiać, dlaczego obcy zawsze atakują USA i zawsze po kilku dniach dostają od nich po tyłku?
A kogo skrzywdził Jezus? Jeśli już tak chcesz to ujmować. Chyba nikogo, przynajmniej według prawideł historii i religii. Ale to ludzie krzywdzą innych. I z tego też powodu nie chcą wierzyć ani w Boga ani w Jezusa. Przecież to w imię Boga i Chrystusa zabito jakiś miliard ludzi. Najwięksi zbrodniarze przy nich to małe misie. Więc Jezus nikogo nie skrzywdził, ale wiara w Wielką Trójcę, jak pokazuje historii, potrafi skrzywdzić.
A ty wyznajesz silny gnostycyzm, słaby, teizm agnostyczny, ateizm agnostyczny czy ignostycyzm? Bo i w zboczeniach są różne specjalizacje:)
ooo...na wikipedii wyczytales? :D jak bys mnie nie obrazal to to moglibysmy porozmawiac ale cos...mogę tylko napisać: naucz się kultury :) Wątpie czy ktoś będzie chciał z toba dyskutować na takie tematy na takim poziomie konwersacji. pozdrawiam
Eeee nie masz poczucia humoru... więc nie wiem jaka to kategoria gnostycyzmu. Akurat wiara w niemożliwość udowodnienia istnienia Boga jest czymś naturalnym i chyba większość ludzi jest gnostykami. I ja też - tylko nie wiedziałem, zanim nie sięgnąłem wszechwiedzącej wiki., co to za diabelstwo dokładnie.
Oj nie wszyscy :) Niektórzy są BARDZO przekonani o istnieniu powiedzmy np. katolickiego boga :) Większość z tych ludzi nie zdaje sobie sprawy, że istnieje coś takiego jak agnostycyzym, który jest uważany za rodzaj ateizmu. Ja nie neguję możliwości istnienia siły stwórczej będącej (przynajmniej do tej pory) poza granicami naszego poznania. Z chęcią się nawrócę jeśli to się zmieni :P hehe Neguję tylko istnienie boga, takiego jaki jest pokazany w tych świętych księgach wszystkich. Za dużo nieścisłości, za dużo obalonych już mitów ;) A więc: "wiem, że nic nie wiem"...pozdrawiam
Hmm ale chrześcijaństwo jest szerokie. W zasadzie nawet kler nie wierzy w Boga tak przedstawionego jak w Biblii bo każdy wie, że to tylko metafora - przynajmniej powinien wiedzieć. Stary testament to bajki oparta na mitach sumeryjskich - Sumerowie też mieli swojego Mojżesza i Noego. A w nowym testamencie Jezus mówił że Bóg jest niepojęty, jest wszędzie, jest życiem, więc każdy może to sobie interpretować jak chce. Dlatego jest tyle odłamów - a ci co wierzą słowo w słowo w Biblię i są przekonani ze ziemia ma 10 tys lat to chyba jehowy a nie katolicy. Poza tym tego paskudztwa tyle się nazbierało, ze Bóg to pewnie ryje ze śmiechu tam w górze. I nawet w Biblii bodaj napisano że nie da się udowodnić istnienia Boga - inaczej nie byłoby wiary. I tego chyba trzeba się trzymać.
Od szalonych małp odróżnia nas to czy wierzymy w istotę, która stworzyła świat, życie po śmierci, duszę, piekło - ja w nie wierzę, co mi tam, i tyle powinno mi starczyć do pierwszego, a potem się zobaczy:)
no wlasnie nie kazdy wie :/ sprobuj niektorym katolikom powiedziec, ze to sa alegorie to gotowi cie zlinczowac :P
Nooo podliczyć ilość sprzedanych egzemplarzy Biblii, zbiórki na tace i majątek czarnych inkwizytorów to się okaże, że religia to biznes i tyle. Ja tam nie znam zbyt wielu ludzi, którzy twierdzą, że
Bóg na bank istnieje - raczej tylko wierzą, no nie znam jehowych a to maniacy niczym talibowie - więc oni raczej wiedzą:) Poza tym dziś więcej ateistów chodzi po ziemi bądź wątpiących niż zawziętych katoli. - przynajmniej wśród młodych, bo starych to już chyba nic nie uratuje
Dlatego właśnie agnostycyzm. Nie wierzę w bogów katolickich, islamskich czy innych greckich albo rzymskich tak samo jak nie wierzę w smoki, elfy i inne tego typu rzeczy ;) Poczytaj niektóre posty na tym portalu to znajdziesz całkiem sporo grupę osób dla których wiara = wiedza. Dla mnie to i tak pozostanie na poziomie mitologii stworzonej z bardzo przyziemnych pobudek :/
Jeśli nie wierzysz w "bogów" to jesteś ateistą a nie agnostykiem. Agnostyk wierzy, ale wie, że nie da się udowodnić istnienia Boga. A według naukowców za jakiś czas uda się udowodnić istnienie Boga, nawet jakiś wzór na to stworzą. Mnie to tylko jedno interesuje - czy po śmierci będzie ze mną koniec, czy jednak coś tam jest. Pomijam istnienie Boga - chodzi mi tylko o wieczność duszy. Wolałbym nie "gasnąć" na wieczność bo trudno mi to sobie wyobrazić, że mnie nie ma... ale żyć wiecznie... i co ja niby tam będę robi? Wiecznie chlał?
Fajny artykuł na temat różnic między agnostykami a ateistami http://humanizm.free.ngo.pl/ateizm.htm
A cała ta sytuacja przypomina mi eksperyment w fizyce z kotem schrodingera - można udowodnić że kot jednocześnie i żyje i jest martwy:) http://pl.wikipedia.org/wiki/Kot_Schr%C3%B6dingera
Witam!
Czy mógłbym prosić o pomoc w dopasowaniu określenia stosunku do Boga -czy dobrze myślę, iż jeśli ktoś potrafi udowodnić istnienie tego typu transcendentnego bytu to jest -gnostykiem (bo gnoza znaczy wiedza)?
Przyznam, że mógłbym spróbować rozwikłać dylemat wyrażony słowami: "Mnie to tylko jedno interesuje - czy po śmierci będzie ze mną koniec" (koniec cytatu, ale nie życia, które:
-jest wieczne, a przynajmniej trwa co najmniej tysiące, o ile nie setki tysięcy lat (o ile da się to w ogóle jakoś przeliczyć w naszej Ziemskiej skali).
Skąd ta pewność -wiedza z blisko dziesięciu niezależnych źródeł, w tym 5-ciu lub sześciu nauk, o ile za raczkującą naukę brać prowadzone obecnie eksperymenty min. wojskowe w dość jeszcze kontrowersyjnej i niejasnej dziedzinie parapsychologii. Pozostałych 5 nauk jest jasnych, spójnych i raczej bez sprzeczności, czy jakiś wyjątków nie mogących zostać przełożonymi na praktykę doświadczeń. Wszystkie wskazują na to samo (ale jest to dość skomplikowana kwestia wymagająca może nawet kilku godzina wprowadzenia -za to co do poruszonego tu tematu jest bezsprzeczny i nie pozostawia wątpliwości -na 76-98% śmierć nie istnieje! Na podstawie wiedzy z owych 5-ciu niezależnych dziedzin nauki wiemy, iż umiera jedynie pewna jak gdyby warstwa, możliwość interakcji i ew. (te 25%) strona emocjonalna. Są to dość spójne, nauki -poznawalne systemy analizy rzeczywistości oparte na pewnych założeniach, jak chyba wszystko i dalej dedukcji, doświadczeniach (w większości zachowywane w tajemnicy). Niektóre owiane legendami, bo faktycznie do niedawna tajne. Dla mnie nie pozostawiają więcej niż 1% wątpliwości ponieważ, wzajemnie się potwierdzają (w tym te najnowsze i niemal oficjalne, nagłaśniane w ramach powszechnych mediów). Bądź co bądź w większości elitarne i min. sprzedawane za grube pieniądze, wybranym których na to stać. Najwięcej informacji jest dostępne dla zainteresowanych poszukiwaczy, takich jak ja, można by rzec, usposobionych duchowo, predestynowanych do skojarzenia faktów i odkrycia dla siebie tych zagadek świata, składając w logiczną całość skrawki informacji krążące wszędzie.
Podsumowując -uważam, że do udowodnienia istnienia samego Boga to długa jeszcze droga (wg. mnie istnienie Boga wyklucza się z definicji, co mogę jasno przedstawić w trzech zdaniach jeśli potrzeba). Za to jestem stu procentowo przekonany o istnieniu tzw. świata duchowego, o którym już sporo marudził Platon (jaskinia filozofów) i który wraca tu i tam. Religie jak i wszelkie sekty (co dla mnie jedno i to samo) wg. mnie zawierają ziarnko prawdy, jak i każde legendy, mitologie. Tym ziarnem jest posiadanie czegoś w rodzaju nieśmiertelnej duszy, a konkretniej nie posiadanie, a bycie tym nieśmiertelnym i bezcielesnym elementem prawdziwej rzeczywistości gdzie nie ma materii. Materia jest wtórna i sztuczna -zresztą można przeprowadzić łatwy eksperyment, lub przypomnieć sobie choćby zwykły sen, który z punktu widzenia śniącego nieraz zdaje się być rzeczywistością (do momentu obudzenia). Głęboka hipnoza to też taka zmiana kanału, przełączenie do nierzeczywistej rzeczywistości z odczuciem i pełnym wrażeniem iż to jest faktycznie właściwe życie. To wskazuje na to, iż nasz punkt odniesienia jest równie iluzoryczny jak tamte twory wyobraźni tyle, że po prostu ktoś, coś ustalił taką naturę systemu, któremu podlegamy -że jeden kanał będzie dla wszystkich stały -tak jakby wirtualne pole wielkiej gry on line. Nie mam na myśli kontrowersyjnej, bo jeszcze nie dość poznanej i dziurawej o tajemnice, fizyki kwantowej, a inne eksperymenty z cząsteczkami, które np. wskazują na rozdzielczość materii "pikselizację").
Jakie są te źródła wiedzy i przede wszystkim dlaczego się o tym nie mówi (jak także niedawno postanowiłem specjalnie nie mówić -tu robię wyjątek -poruszony tak jasnym postawieniem sprawy w newralgicznej kwestii nieśmiertelności). Taka wiedza może szkodzić jednostce, a całe społeczeństwo, cywilizacje wg. mnie wywróciła by do góry nogami. Poza tym nie można na tym zarobić, a WSZYSCY tylko STRACĄ! Dlatego o tym się nie mówi, ale wg. mnie taka informacja była by także szkodliwa z uwagi na niebezpieczeństwo nie doceniania, nie szanowania życia, upływu czasu (bo w końcu życie tu to określony czas, z którym każda rozsądna osoba się liczy -"carpe diem"). Oczywiście nie mam na myśli wszelkiej maści sekciarzy, którzy tylko wegetują, pokutują i czekają na koniec świata, na śmierć jako wybawienie z padołu strachu przed szatanem i wmawianym im wrodzonym złem. Religia straszliwe wypacza naturalne programy psychiczne, radość, chęć życia i wiarę w dobro (przedstawia jakieś karykatury mściwych bogów i demonów). Wg. mnie miało to pełnić rolę wychowawczą, ale przerodziło się w dyktaturę garstki nad utrzymywanym w ciemnocie tłumem -któremu wmawia się poczucie zagrożenia, aby usprawiedliwić ochronę przed złem i istnienie całej instytucji kościoła -pusty kult, który ma być panaceum na chorobę świata, niby grzech pierworodny. Tu wytykam nasze rodzime chrześcijaństwo, w którym siedziałem trochę lat więc świetnie je znam. Lecz buddyzm itp. mają też podobne tendencje, do odrzucania życia, wyrzekania się -straszy się tam ludzi nie piekłem, ale przeklętym kręgiem reinkarnacji, wiecznym cierpieniem z którego mają się wydostać dzięki przerobieniu i nie robieniu sobie nowej karmy (znów jakiś wychowawczy bat z dogmatu, po to aby utrzymać jako taki ład). Jeśli ludzie poznali by prawdę wszystkie te religijno-filozoficzne systemy zastraszania i manipulacji zawaliły by się, tak jak i osłabiły by się tendencje materialistyczne. Obecnie zdaje się obowiązywać podział na dwie skrajności: jak dla mnie "fanatyków" religijnych, czyli ludzi wierzących -wyrzekających się życia w mię przyszłego dobra /co nie ma znaczenia, chyba że odwrotne -bo hamuje rozwój jednostki, skazując ją na zacofanie/. Stąd kościoły zawsze walczyły z wiedzą, narzucając swoją dogmatyczną wizję wszystkiego -nawet przeczepiono się do biednego Kopernika o taki niby detal, a co dopiero gdyby podważyć fundamenty ich wiary (co jest możliwe i nawet bardzo łatwe, ale niestety w kościele jak w każdej sekcje psychomanipulacja jest na doskonałym poziomie i ci biedni ludzie, po prostu nie myślą obiektywnie, logicznie -nie potrafią rozumować samodzielnie, w oderwaniu od dogmatu -który biorą za punkt odniesienia w rozeznaniu prawdy o rzeczywistości -wiec gdyby nawet pokazać im czarno na białym, iż kościół kłamie powiedzą, że to sztuczka Szatana, albo złudzenie, czy wyjątek. Lub wcale nie będą słuchać. Zawsze da się podważyć dany argument jakimś teologicznym bełkotem ("bóg chciał tego, bóg chciał tamtego, niezbadane są ścieżki pana" itp). Przepraszam, że aż tak się rozpisałem.
Chciałem przy okazji wyrazić głęboką dezaprobatę dla KAŻDEJ religii czy filozofii niewolącej ludzi (obiecującej coś za coś i jeśli się nie pójdzie za nimi, nie skorzysta z ich /mafijnej/ opieki to straszącej tajemniczymi konsekwencjami, w przyszłości po śmierci -co raczej nie wydaje się możliwe do zweryfikowania, chyba że ktoś faktycznie odbył daleką podróż przed powrotem ze śmierci klinicznej, na tyle daleką aby się zorientować, że religie to w większości stek bzdur, zabobonów i celowych modyfikacji dla utrzymania swego rodzaju postrachu, totalitarnej władzy nad wyrzekającym się dóbr tłumem). Istnieje mnóstwo świadectw opowiadających o bezcielesnej naturze człowieka, są filmy dokumentalne, także o charakterze naukowym (unikać jak ognia tych religijnych -gdzie wyselekcjonowano świadectwa aby pasowało pod dany dogmat). To tylko jeden temat i nawet nie związany z żadną nauką -po prostu zjawisko śmierci klinicznej, które z innej strony też jest znane (ale to raczej nie miejsce na takie opowiadanie -i tak przy długi post:)
Religia -NIE
Wiedza -TAK
Kto szuka ten znajduje.
Ludzie mówią "nie możliwe" i nie szukają (albo mówią, że to nie praktyczne)
Ateiści mówią "nie istnieje" a tylko nie wiedzą (lub wiedzieć nie chcą, bo kojarzą tę dziedzinę z tendencyjną, irracjonalną, upokarzającą jednostkę, działalnością organizacji o charakterze religijnym.
Kiedyś byli święcie przekonani, że Ziemia jest płaska (w końcu to był doświadczalny, powszechnie obserwowany, wiec naukowy, bezsporny "fakt"). Takim "faktem" podobnie iluzorycznym, złudnym jest niezmienność, trwałość i nadrzędność świata materialnego. Który faktycznie ma cechy odwrotne do duchowego.
Tym czasem jest jest trzecia droga (nie religia, nie ateizm) a wiedza, oparta na prywatnych poszukiwaniach w całym tym bałaganie niby nie weryfikowalnych poglądów (ale kto przyzna się, że czytał książki naukowe dotyczące świata duchowego -mało kto, bo nie są rozpowszechniane, raczej przemilczane, a jeśli już przeczyta to ateista lub wierzący to odrzuci ponieważ nie zgadzają się z jego głęboko zakorzenioną wiarą (która nie potrzebuje dowodów ani nie kieruje się logiką -chyba że tego typu -"wszystko co sprzeczne z moim poglądem jet fałszywe, wszystko co jemu sprzyja jest prawdziwe"). Wiec większość wydaje się zmanipulowana, z braku wiedzy skazana na powszechnie panujące opinie (nawet nie wiem co gorsze -ateizm czy religie, bo od tych drugich mimo że niewolą intelektualnie, odmawiając cieszenia się życiem -od nich, choć jest bliżej do transcendencji i duchowości, do akceptacji istnienia czegoś więcej niż widać, czegoś ponad materią, co jest wieczne..
No nic. To na tyle. Mam nadzieję, że odpowiedziałem choć na jedno pytanie (nie chce przekonywać i podawać nazw tajemnych nauk, bez wprowadzenia zabrzmią jak bajka, lub kawał -niewiarygodnie).
Według definicji za Wikipedią religia to: system wierzeń i praktyk, określający relację pomiędzy różnie pojmowaną sferą sacrum (świętością) i sferą boską, a określonym społeczeństwem, grupą lub jednostką. Manifestuje się ona w wymiarze doktrynalnym (doktryna, wiara), w czynnościach religijnych (np. kult czy rytuały), w sferze społeczno-organizacyjnej (wspólnota religijna, np. Kościół) i w sferze duchowości indywidualnej (m.in. mistyka).
Teraz kwestia zasadnicza. Czy można jednoznacznie odciąć się od religii? Czy ateista to osoba, która od religii się odcina?
Robert Pirsig pisze: "Jeżeli jedna osoba ma jakieś urojenia nazywamy to szaleństwem. Jeżeli wiele osób cierpi na to samo urojenie nazywamy to religią. "
Więc zasadniczo - religia to - odcinając się już od wyświechtanej definicji uświęcenia, sacrum itd, pewien pogląd grupy ludzi na coś - oczywiście musimy mieć na uwadze jakiś kult - i tak mamy religie sportowe, polityczne itd. Ateiści są także wyznawcami pewnej religii - czy niewiary w Boga, kultywują swoją niewiarę i manifestują przynależność do własnej społeczności, czyli niewierzących.
Czyli w dzisiejszych czasach religia leży na ulicy i nie jesteśmy w stanie się z jej sieci wyplatać.
Jeśli chodzi o religię Boga. Czyli kult Boga. Każdy aspekt manifestacji wiary w Boga a nawet przeświadczenia o jego istnieniu, jest religią. Gmatwa się to wszystko w wyznaniach , także dziś trudno rozróżnić co jest czym - w końcu mamy 10 tys. religii i wyznań!
Więc co następuje. Jeśli nie wierzymy w Boga i świadomie odcinamy się od istnienia religijności, a wierzymy jedynie w naukę, która ma doprowadzić do poznania Boga to następuje albo sprzeczność naszego systemu logiczno-myślowego albo musimy uznać się za wyznawców religii. Bowiem jak mamy udowodnić byt w którego nie wierzymy i jesteśmy przekonani o jego nieistnieniu? Jak wiec mamy badać coś co nie istnieje, skoro z góry zakładamy, że nie udowodnimy istnienia Boga? Widać więc, że nie możemy rozgraniczać wiary od wiedzy. Nauka zawsze opierała się na wierze udowodnienia czegoś, inaczej nie przeprowadzano by eksperymentów itd.
Zgadzam się, ze religia w dzisiejszym wykonaniu to jakiś ponury żart. Ale przecież nie takie były jej początki - w końcu religia miała doprowadzić do zrozumienia istnienia Boga a kultowość w tym nie dominowała. Wystarczyła delikatna więź między człowiekiem a Bogiem, a już mówiono o religii. Dziś oczywiście trzeba być masochistą religijnym, żeby jakaś dewotka zaszufladkowała nas jako osobę wierzącą.
A przecież manifestacja to pewien rodzaj grzechu - może to za mocno brzmi - ale Bóg oczekuje od nas jedynie skromności, pomocy bliźniemu i wiarę w jego. Czy tak dużo od nas wymaga?
Mi najbliżej jest do religii wschodnich - buddyzmu, z tego względu, że to religia, która nie manifestuje się a jedynie skupia na spokoju duszy i ciała i medytacji, która pomaga zrozumieć istotę rzeczy. Chyba właśnie im najbliżej jest do wyjaśnienia zagadki życia, a nie wiecznie kłótliwym chrześcijanom czy muzułmanom.
Pamiętajmy, że zawsze jest to ziarnko niepewności. Ale najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że każdy z nas kiedyś tę prawdę pozna:)
A reszta to matrix.
Miło mi to czytać z czym byłoby nie sposób się nie zgodzić (teozofia, która jest mi bliską jest najbliżej buddyzmu jako bardziej systemowi wiedzy i uczynienia z niej praktycznego użytku).
W takim sensie buddyzm nie jest religią, a filozofią /czyli bardziej racjonalną nauką niż mitologią opartą na emocji posłującej się niewiedzą i niemożliwością weryfikacji, samodzielnego zgłębienia tematu -stąd wg. mnie ludzie religiach są jak w sektach manipulowani).
Tyle, że sam wolę odnosić się do religii w jej potocznym znaczeniu (jako upodlającego ludzi głupiego irracjonalnego kultu, którego praktycznym wymiarem zdane się być rodzaj niewolnictwa -na wzór prymitywnych ludów z dawien czasów, trzymanych w ciemnocie z dala od wiedzy i zastraszanych przez elitarną kastę kapłanów wtajemniczonych w prawa rzeczywistości).
Dlatego każdy powinien być wyznawcą własnej religii bądź filozofii. Kiedyś kler katolicki protestantów nazywał odszczepieńcami i pomiotami szatana, jak gdyby tylko katolicy mieli patent na zbawienie. A ja się pytam - skoro katolicy to wyznanie wybrane, dlaczego każdy kraj katolicki jest biedny, dlaczego taki kraj nienawidzi ludzi i obcych i w ogóle wszystkie, co żyje - cała Europa Środkowa, Wschód Europy, Italia, Hiszpania, Afryka i Ameryka Południowa to zarzewie jakiejś propagandy prymitywizmu myślowego i nienawiści, no i biedy - a przecież to wszystko kraje katolickie.
Ja jestem zafascynowany tym, jak ludzi - buddyści, jogini, potrafią opuszczać swoje ciało podczas skupienia, udają się w podróż astralną i doznają iluminacji. Podziwiam ich za dojście do granicy wiecznego spokoju i wewnętrznego dobra. Ja tak nie potrafię, a chciałbym. Mimo, że żyję w kraju uznającym się za jakiegoś męczennika religijnego i świętą ziemię, to trudno jest tu dojść do jakiejś duchowej ascezy - bo w rzeczywistości to kraj ludzi maluczkich, którzy zabiją sąsiada za parę groszy. Polecam film Dzień Świra i fragment "Modlitwa Polaka" - doskonale oddaje realizm skundlenia naszego narodu.
Rozumiem, ale spróbuj spojrzeć na to z drugiej strony -bo ja też ze znajomymi zastanawiałem się dlaczego akurat w Polsce, dlaczego w tym centrum jak gdyby średniactwa (nie na bardziej liberalnym i rozumnym, a przy okazji uporządkowanym i dostatnim zachodzie i nie na bardziej uduchowionym wschodzie, do którego mi tęskno tak jak bym się tam kiedyś urodził). W każdym razie doszedłem do wniosku, że centralna Europa to jak by nie było świetne miejsce na ekspansję ducha (na pracę nad sobą i czynienie sobie ziemi poddanej). Jeśli byli byśmy w jakimkolwiek innym miejscu nie docenili byśmy tego co tu musimy wypracować jak gdyby na przekór, wbrew królującym standardom niedostatku (czy to materialnego, czy intelektualnego, czy duchowego).
Po prostu tu cokolwiek osiągniemy i będziemy mogli się tym szczycić tak jakbyśmy biegając a afrykańskiej wiosce na boso znaleźli jakiegoś dziurawego kapcia. No może to nie jest najlepszy atut, ale póki co im większy opór ze strony środowiska, im więcej na zewnątrz zauważamy niedorzeczności, tym bardziej idziemy w swoją stronę. Przynajmniej ja tak miałem. Dzięki temu bez trudu zorientowawszy się, iż nie ma co konsultować się z ludźmi, oglądać się na autorytety (bo to jak by ślepy prowadził ślepego). Dzięki temu poświęcam czas na wznoszenie się w wiedzy, a nie mało produktywne spory i próby przekonywania otoczenia do swoich racji (bo tak kiedyś zostałem wychowany -że prawda, właściwa droga jest wtedy gdy inni ja rozumieją i popierają, gdy jest akceptowana jako uniwersalne dobro). Dzięki zamieszkaniu w Polsce mamy lekcję, iż nie ma co, nie warto oglądać się na innych, iż rozwój, droga, filozofia życia to sprawa indywidualna. Z czasem da się to zaakceptować i nie potrzebować burzyć się na otoczenie -jak powiedział Jezus -zostawić umarłym grzebanie umarłych i pójść swoją drogą bez oglądania się na ludzi, którzy i tak nie są w stanie nas zrozumieć (z uwagi na inny poziom rozwoju duchowego, czego za nic raczej nie da sie przeskoczyć).
Gdy tu dojdzie się do czegoś co gdzie indziej było by banalne to już jest się jak elita:)
Wiem, wiem -istnieje niebezpieczeństwo spoczęcia na laurach, ale apatyt na wiedzę, rozwój rożnie w miarę jedzenia i mi to nie przeszkadza, że nie ma z kim gadać bo za dużo wiem:) a co dopiero będzie za rok, gdy poświecę się studiom wiedzy tajemnej w praktyce. Potem nie będę musiał gadać, przekonywać -nie będę potrzebował mówić o tym do innych -to raz, bo nie będę miał wątpliwości, dlatego nie będę szukał uznania, poparcia. Dwa to samemu będę świadectwem możliwości, bez odzywania się i zachęcania do zmiany myślenia -to raczej znajomi będą się pytali -a jak tego dokonałeś (na co ja "-wiecie wspominałem wam przed dwoma laty, że rozwój duchowy popłaca i nie jest jaką bajką uciekaniem od rzeczywistości, ale ma z nią nawet nie ścisłe związki, tylko to on determinuje to wszystko co jest tu, to co nazywamy życiem w realu"). Więc to jest wartościowa, wg. mnie najlepsza droga, ale na początku trudno pogodzić się z tym, iż dana nielicznym w naszym kraju.
W tym kraju ani śmierć papieża ani katastrofa lotnicza niczego nie zmieniła. W zasadzie po tych wydarzeniach było już tylko gorzej. I tak chyba będzie już ze wszystkim u nas.
Do niedawna także byłem jak gdyby aż oburzony, może nie tyle co na kraj, obojętność społeczeństwa, ale na religię, na kościół który je znieczula i jakby hipnotyzuje kierując w ślepą uliczkę, aby z dala od prawdy (cokolwiek by się miało pod tym nie kryć -oczywiście z wyjątkiem zniewalającej doktryny, wręcz prowadzącej do buntu).
Dopiero jakiś czas temu uświadomiłem sobie, że służy dynamice osobistemu rozwoju właśnie takie czy inne niezadowolenie. Powiedzmy sobie szczerze, że wytykanie czegoś, narzekanie będące wynikiem bardziej wnikliwego, krytycznego spojrzenia na świat, z perspektywy jakiejś wiedzy ("lepszego" punktu odniesienia lub wrodzonego idealizmu -dążenia do doskonałości)... jest okazją dla nas do właśnie tego co chcieli byśmy -czyli do udoskonalenia naszej rzeczywistości.
Tyle, że paradoksalnie problem dotyczy także nas samych, wszak aby się z nim uporać nie musimy zaraz angażować się na zewnątrz (np. w politykę, działalność społeczna czy edukacyjną). Sprawa jest prosta /jak słusznie zauważył Jezus
Ja podziwiam każdego, kto przeczytał choć jeden jego post w całości. Ma koleś talent do dłuuugich wypracowań. :D
Na maturze z polaka nie wrobiłem się nawet w dokończeniu samego brudnopisu, który był pełen odnośników. Cóż każdy ma jakieś złe nawyki, jedni do milczenia inni gadulstwa (wierz mi, iż marzyłem aby stać się małomówny:) Ile to miałbym więcej czasu i dowiadywał się od ludzi, zamiast odwrotnie. Obecnie nawet trudno mi czytać książki bo po jednej przeczytanej stronie mam tyle inspiracji, przemyśleń, że sam robię notatki na stronę, czy dwie (po prostu nadmiar pomysłów, ale cóż generalnie -zarzuciłem rozmowy na forach z uwagi na oszczędność czasu:)
Co do czytania, sam na co dzień korzystam z syntezatora mowy Ivona do czytania artykułów z sieci, książek i dłuższych maili (bo to na forum to pikuś). Zwyczajnie mam inną skalę, punkt odniesienia (w zwykłym dzienniku piszę więcej niż na tym forum, nie mówiąc już o sensatkach godzin na dyktafonie i filmach jako przymiarki do modnego video bolgu na YouTube).
Dzięki -przekonywujące mówienie, pisanie o religii jest dość trudne -jeśli chce się w jednej wypowiedzi przeciwstawić latom, a w przypadku kultury setką, tysiąca lat indoktrynacji ze strony kościoła i najróżniejszych wyrosłych z tej czy innej tradycji (która jest oczywistą głupotę, czystą mitologią, ale nie dla osób wychowanych w takim środowisku od dziecka przesiąkniętym zabobonami chrześcijańskiej kultury). Dlatego krótka odpowiedź nie byłaby nic warta. To tak jakby laik zapytał o co chodzi w jakiejś skomplikowanej teorii prosząc o streszczenie tego w 2 zdaniach. Bez wprowadzenia w temat, nie miał by szans zrozumieć samej odpowiedzi. To tak jak by ktoś z afrykańskiej wioski, gdzie nawet nie słyszano o TV, wiedząc prezentera na ekranie komórki /z funkcją TV/ prosił o krótką odpowiedź jak ten wyświetlany ktoś wszedł to tego magicznego pudełka i kto to ogóle jest (jakiś duch). Tu akurat kwestia jest o wiele trudniejsza, bo nim się odpowie trzeba odkłamać wyobrażenia rozmówcy, podważyć religijne zabobony (a nie da się tego zrobić -mówiąc "religia to oszustwo lub co najmniej nieporozumienie, przekaz jak plotka przekręcony 100x przez tysiące lat" -trzeba to wykazać, a do tego potrzeba tekstu).
[SPOILER !!] Polecam zobaczyć film jeszcze raz, i zwrócić szczególną uwagę na zakończenie, które dość jasno sugeruje, że to mógł nie być żart. Nie można powiedzieć, że to był tylko żart głównego bohatera, bo tego nie wiemy, możemy tylko snuć teorie. A że wysnułeś sobie taką a nie inną, to już nie wina filmu. Trochę obiektywizmu :)
Jejku czy to było na zasadzie ctrl c, ctrl v czy ten koleś "zjonizowany" na prawdę to wszystko pisał !?
Film rewelacja, gra aktorska i nie które dialogi nie koniecznie.
Cała akcja filmu opiera się na dialogu a jest wciągający jak mało co. Ja nie zamierzam wypowiadać się na temat religii i uważam, że przesłanie filmu nie tyle miało na celu podważać religie, a udowodnić, że wszystko jest możliwe i każdy ma prawo wierzyć w to co chce. Podobno przecież mamy wolną wolę :).
Najciekawsze moim zdaniem jest to, że film potrafi pobudzić do ogromnej dyskusji. Według mnie arcydzieło. Jeżeli ktoś z was zna podobne pozycje to proszę o podanie ;)
Ja osobiście polecam film: Mr. Nobody
,,Kogo skrzywdził Jezus Chrystus?"
Mnie krzywdzi reakcja ludzi religijnych w tym topicu.
Dobry film SF będący oryginalnym pomysłem, zmuszający do samodzielnego myślenia.
Niestety ludzie religijni odpowiadający w tym temacie nie mają swojego zdania, jedynie powtarzają to na czym ich wierzenie się opiera.
(Żeby nie było nieporozumień i rzucania mi się do gardła) mówię tylko o tych ślepo broniących wierzeń które zostały dawno zapieczętowane dawno przed nimi. Ludzie zapominający o reszcie filmu, skupiający się na tym jednym momencie (który swoja drogą jest świetny ;) )
Myślcie samodzielnie i patrzcie na całokształt, dopiero później zastanówcie się co napisać NA TEMAT FILMU