Wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale moim zdaniem postacie Tonny'ego Montany i Elviry Hancock są po prostu denerwujące. Rozumiem, że zamysłem reżysera było wykreowanie chłopka, który zachłysnął się wielkim światem oraz pustej laluni, ale takie osoby również można polubić i mogą przykuć uwagę. Tym razem Brian'owi de Palma się to nie udało. Role tej pary były nijakie, przewidywalne, o utartych schematach. Nic mnie w nich nie zaskoczyło, wręcz przeciwnie, ich sztampowość doprowadzała do pasji, przez co z trudem dobrnęłam do końca filmu, który z resztą nie był dla mnie żadnym zaskoczeniem.