Nie wiem jak pod tym względem można było tak spieprzyć ten film? Fabuła naciągana - Tony może zabijać każdego, nawet na oczach tuzina świadków i nie ma z tego powodu żadnych problemów z policją/FBI, co jest trochę niedorzeczne, gość o specyficznej urodzie łatwy do rozpoznania... Tony robi interesy z Sosą na ogromną skalę ale pokazane jest tylko jak przynoszą pieniądze do Banku, a reszta jak niby się odbywała? Ciekaw też jestem skąd Tony wziął pieniądze na towar, skoro zerwał współpracę z Frankiem miał kapitał w przeciwieństwie do Tonego.
Zamachy na Tonego to już stricte amerykańska głupota - najpierw Frank wynajmuje chyba dwóch największych nieudaczników jakich można sobie wyobrazić a na koniec Sosa chyba jeszcze większych, którzy zachowują się jak żołnierze z Call of Duty na poziomie Easy - zamiast strzelać w Tonego to sobie latają i zwiedzają dom. Tony zabija z 20 ludzi, po czym przyjmuje na klatę ostrzał z 10 kulek i dalej stoi (rozumiem że był naćpany ale bez przesady) co więcej ma jeszcze siłę protestować. W przeciwieństwie do Tonego np. Frank ginie od jednej kuleczki z pukawki i po otrzymaniu jednej kuleczki zdycha bez słowa.
Zgadza się - klimat super, aktorstwo pierwsza klasa, świetny soundtracki, ale pod względem fabularnym Scarface nie może stanąć obok Ojca Chrzestnego. Było kilka genialnych scen jak np. scena w restauracji ale to nie ratuje filmu jako całości. Moja ocena 8/10.
Dla mnie Tony mógłby przyjąć na klatę pocisk z granatnika i dalej protestować, byłoby to lepsze, niż gdyby umarł od razu od jednej kulki.