Powiedzcie mi jaki morał z tego filmu najbardziej do was trafił? Nie podrywa sie cudzych żon?
Lesson number two: Don't get high your own supply
Gdyby nie to, wszystko byloby cacy.
Mając wszystko można mieć tak naprawdę nic. Nie można mieć miłości za pieniądze.
Sosa tako oto rzekł do Montany: "Don't fuck me!", ot i cały morał - nie podskakuj.
A tak na poważnie, film mówił o egoizmie jednostki wobec rodziny i przyjaciół, czyli co się dzieje z człowiekiem po spełnieniu chorych ambicji i gdy mamona staję się dla niego najważniejsza.
Nie wydaje mi się żeby dla tony'ego hajs byl najwazniejszy , bardziej zgubiło go chęc zdobycia czegoś co wydawało sie w danej sytuacji nie do zdobycia , gdy to juz osiągał , nie czerpał z tego radosci , najpierw był to hajs , pozniej zona szefa , później władza i poważanie. Myślę ze morałem filmu mogło by być również stwierdzenie ,ze każdy z nas ma dwa oblicza , może zbawić albo zniszczyc swoje życie.