Nie rozumiem, co jest w tym filmie takiego, ze ludzie go wychwalają, a niektórzy nawet mówią, że to najlepszy film w historii. Niezbyt ciekawy, widzę tylko jedno przesłanie: nie można być zbyt chciwym i mieć za dużego ego. Choć i to nie bardzo, bo pomimo, że w filmie jeden łakomy i butny bohater traci na koniec wszystko, to zabija go inny, równie łakomy i butny bohater. Może więc bardziej do filmu pasuje powiedzenie "Raz na wozie, raz pod wozem.". Znowu, nie widzimy jednak, żeby Sosa coś tracił. Muzyka ujdzie, acz żadna rewelacja. Scenariusz, jak dla mnie, beznadzieja. Prosty, przewidywalny. Żaden wątek nie jest dokładnie pokazany, a przez większość filmu dzieje się to samo. Tony Montana, jakkolwiek zagrany przez Pacino bardzo dobrze, wykańcza z kumplem wszystkich z którymi pracuje i zajmuje ich miejsce. Dziwne mi się wydaje to, że facet, mający ze sobą może paru amatorów z Kuby, zabił jakąś gangsterską szychę i wszyscy podwładni tej szychy, jak również inni gangsterzy, tak po prostu się na to zgodzili, nawet jeśli miał poparcie producenta narkotyków z Boliwii. Podobnie z morderstwem dość ważnego gościa z policji, za którym, jak twierdzi, stoi na dodatek ośmiu morderców z odznakami. Poza tym, nawet bohaterowie wspominają coś o wojnie z Kolumbijczykami, jednak nic takiego nie widzimy. Ciekawy wydaje się wątek relacji Tony'ego z rodziną, jednak i on jest mało rozwinięty. Jest też niby coś dla fanów kina akcji lecz, przez fakt, że jest tylko jeden ważniejszy bohater, wiadomo, że musi przetrwać do końca. A końcówka miała być chyba z założenia uznana za świetną, ale wyszła bez sensu. Powiedzmy sobie szczerze- koleś jeszcze przed ostateczną jatką naćpany i postrzelony w nogę rozwala wszystkich bez pudła, przyjmuje na siebie cały magazynek i jeszcze stoi sobie jak gdyby nigdy nic i krzyczy, że kule przez niego przechodzą- to godne filmu klasy B, a nie porządnego dramatu gangsterskiego. Jedynym atutem jest dobra gra większości aktorów. Pod względem reżyserskim, ze scenariusza pewnie nie dało się wycisnąć wiele więcej.
Oto jak ja odbieram ten film. Kieruję jednak pytanie do wszystkich fanów dzieła De Palmy: co wam się w tym filmie tak podoba? Może po przeczytaniu kilku dobrych argumentów obejrzę go ponownie i wychwycę z niego coś więcej. Na razie jednak nie dam więcej niż 6/10.
PS Przeglądałem stare tematy na forum, jednak na, czasem podobne do tych wyżej, argumenty padały superinteligentne odpowiedzi w stylu: "Twoje argumenty przeciwko są śmieszne. Nie ma o czym dyskutować, film jest świetny. ".
Tony rozwalał wszystkich zapewne z powodu posiadanej broni ... widziałeś ją ? z takim automatem nie musiał zbytnio celować wystarczyło pociągnąć za spust obrać wstępny kierunek i kule latały wszędzie a co do tego że sam wiele razy dostawał i stał jak gdyby nigdy nic hmm tu masz racje ale bierzmy pod uwagę że Montana miał zapewne jakąś kamizelkę kuloodporną + bariera chroniąca go od pasa w dół no i przeciwnicy moze czasami pudłowali ...ale tak czy siak nie powinien tak długo wytrzymać nawet z tym ...na inne fragmenty twojej wypowiedzi nie odpowiem w tej chwili poniewaz ... nie chce mi sie,bądz co badz jest 2:08.Może jutro .
No i warto również zaznaczyć, że Tony był bardzo naćpany, gdy człowiek jest na takim haju to szaleje.
Całkowicie zgadzam się z założycielem wątku - "Scarface" to film o upadku człowieka. Rzekoma niezłomność charakteru głównego bohatera zaprowadziła go do nikąd - w końcu Tony Montana stracił wszystko. Film rzeczywiście jest niesamowicie płytki jeśli chodzi o scenariusz. Wniosek: trudno ocenić go pozytywnie, dlatego myślę, że dla takim osobom jak np ja, czy maciek_jbzk niezrozumiałe wydaje się stawianie "Scarface" na liscie najlepszych filmów w historii kina... Być może zraził mnie jeszcze jeden aspekt - mianowicie nie przepadam za scenerią i całą tą otoczką lat 80-tych oraz nie cierpię scen, w których ktoś "faszeruje" za pomocą karabinu maszynowego ciało człowieka, który i tak zginął już od pierwszej kuli ;-) [oczywiście wyłączając "Ojca chrzestnego" ;-p]
Uważam „Scarface” za rewelacyjny film – nie zamierzam nikogo przekonywać, bo każdy swoje zdanie może i powinien mieć, ale napiszę co konkretnie w tym filmie cenię.
1. Gra Al Pacino- wybitna, według mnie jedna z jego najlepszych ról.
2. Ciekawa i wciągająca fabuła, dynamiczna akcja. W scenariuszu jest sporo oryginalnych pomysłów – sam pomysł na historię i to jak film się zaczyna, to że bohater jest sam – nie przystępuje na dłużej do żadnej grupy, to jak niesamowity jest przebieg jego „kariery” w świecie przestępczym. Ostatnie sceny są fascynujące - Tony ginie w imperium które z takim wysiłkiem budował, a które pod koniec stało się jego hermetycznym, pełnym paranoi światkiem.
3. Nowy bohater – bohater samotny, a to rzadkość, zwykle w filmach „gangsterskich” mamy grupę (Chłopcy z ferajny, Dawno temu w Ameryce, Ojciec Chrzestny), natomiast tu głównym bohater występuje sam, to o nim i tylko o nim jest ta historia. Podoba mi się, że w wielu momentach nawet kiedy Tony jest w tłumie, gra Al Pacino sprawia, że patrzę tylko na niego.
Historia, i portret człowieka bezwzględnego, który po trupach zmierza do celu – na końcu widzimy że po jego trupie do celu pójdzie ktoś inny – i pewnie skończy tak samo. To co osiągał, osiągał właśnie dzięki wyjątkowej (nawet w świecie gangsterów) bezwzględności i cynizmowi , tym że w każdym momencie był gotowy poświęcić wszystko i wszystkich.
4. Czy zawsze musi być morał? Uważam, że nie. To nie przypowieść dydaktyczna tylko kino akcji, a wniosek końcowy uważam za wystarczający by filmu nie nazwać pustym mordobiciem. Bo głębi szukam u Felliniego, w kinie akcji czy kinie „gangsterskim” wystarczy mi ta smutna konstatacja z ostatnich sekund i ciekawa ,wartka akcja. A także fascynujący, świetnie sportretowany bohater. Zresztą cała długa droga jaką Tony przebywa zdobywając bezwzględnością kolejne „zaszczyty” i bogactwa to wcale nie banalna historia – raczej uniwersalna.
Fakt można czepiać się, że scenariusz nie jest wiarygodny – ktoś mi zarzucał że nie ma w filmie policji – cóż nie ma jej też w "Ojcu chrzestnym". To celowe i raczej przyjęte w tym gatunku, tak jak zbyt dużo sztucznej krwi, widowiskowe strzelaniny itd.
To subiektywna ocena – nie czuję misji by przekonywać kogoś do tego filmu, fajnie że są ludzie którzy mają inne zdanie, ocena filmu to wypadkowa subiektywnych odczuć. Ostatnio szerzy się paranoja tworzenia obozów "za" i "przeciw" i gardzenia każdym kto ma inne zdanie. Ja się od tego odcinam i mówię tylko co MNIE podoba się w filmie.
Podsumowując: „Scarface” – jeden z najlepszych filmów – dla mnie.
Świetna odpowiedź - dzięki - nie czuję się "zjechana" za odrębną opinię, tylko dostałam rzeczowe argumenty za "Scarface". Może nie we wszystkim się zgadzamy, ale szanujemy się nawzajem ;-) Rabbit_in_the_hat - najbardziej przemawia do mnie punkt 4 Twojej wypowiedzi, rzeczywiście, muszę przyznać, że kino akcji to specyficzny gatunek i nie można doszukiwać się w nim głębokich wrażeń estetycznych.
Pozdrawiam ;-)
Moim zdaniem cały film "ciągnie" Pacino, który dla mnie ma swój najlepszy performance w karierze.... ba .... uważam, że jest to jeden z najlepszych zagranych ról w historii kina. Fajny jest też odczuwalny klimat lat 80-tych (te "Hawajskie" koszule, itp). Fakt. Troche za wysoko w rankingu światowym, ale przecież w pierwszej 20-tce tego zestawienia mamy takie kwiatki jak Zielona Mila, czy Siedem (owszem te filmy są bardzo dobre ale tu wydaje mi się że chodzi o filmy które wywarły jakiś wpływ na kino), a nie ma np. Odyseji Kosmicznej Kubricka. Pozdrawiam
_Ol_ cieszę się, że moje argumenty przemawiają do Ciebie, w końcu chodzi o zrozumienie czyjegoś (innego) punktu widzenia, a nie przyjmowanie go. Pozdrawiam również :)
Rabbit in the hat udzielił najpoprawniejszych argumentów :)
Zgadzam sie w 100% z nim, to jeden z moich ulubionych filmów, oglądałem go może z 7 razy.
Mnie otoczka lat 80 urzeka, uwielbiam ten kicz + przeboje z tamtych czasów + neony + samochody.
Al Pacino stworzył może i prostacką, ale bardzo przekonywującą postać, jedną z najwybitniejszych w swojej karierze. To człowiek o ogromnej ambicji, chciwości i zuchwałości, który, jak to kolega podobnie określił 'zamyka się w swoim hermetycznym, pełnym paranoi światku', nie odróżnia już żadnych wartości, w przypływie furii, presji, uczucia porażki (no i stanu naćpania) zabija przyjaciela.
Podziw budzi fakt, że Tony nie jest jednak aż tak bezwzględny, o czym świadczy scena z rodziną senatora (?). Bohater za żadną cenę nie zabije kobiety i dzieci, mimo, że doprowadzi go to upadku.
Zakończenie? Cóż, z racjonalnego punktu widzenia - niemożliwe. Ale kto 'poczuje' ten film, poczuje i zakończenie, będzie je ubóstwiał i oglądał setki razy scenę 'Say hello to my little friend' i dalszą rozpierduchę. Montana zachowuję postawę człowieka honoru, który ostatnim tchnieniem będzie walczył o to, na co sobie ciężkim wysiłkiem zapracował.
Uwielbiam, kocham ten film. Tym, którym się spodobał polecam też 'Życie Carlita', również DePalmy i z Pacino, nakręcony 10 lat później równie wspaniały dramat gangsterski. No i grę 'Scarface:The world is yours'.
Pozdrawiam!
Twoje argumenty przeciwko są śmieszne. Nie ma o czym dyskutować, film jest świetny.
7/10.zgadzam sie z mackiem, fabula do odczytania wiesz co sie stanie na długo przed wydarzeniem. prawda ze Pacino zagrał znakomicie, ale caly film zasługuje na 7 nic wiecej.