Ja wiem że monotematycznie, że już tysiąc razy napisane i kolokwializm ale muszę; Pacino to pieprzony geniusz! Wcześniej był jednym z moich ulubionych aktorów, teraz jest chyba tym naj. Kogo by nie grał - pułkownika Slade'a - jakby był ślepy; Montanę - jakby naprawdę był tym pozbawionym skrupułów gangsterem spełniającym swój 'amerykański sen'; Michaela Corleone - niejako skradł film samemu Brando. Czego się nie dotknie zamienia w złoto; a choć sam Scarface jest momentami troszkę przesadzony, widać na nim ząb czasu i toporność pewnych scen - dla samego Ala daję w skali 1do 10 punktów 11:]