160' mocnego kina z prostym, ale NIE prostackim moralem. niesamowita muzyka, do tego pastelowe, "przydymione" zdjecia i mamy fantastyczny klimat miami lat 80-ych. tak sobie przynajmniej miami tamtych lat wyobrazam, a rzetelna praca Stone'a nad scenariuszem utwierdza mnie w przekonaniu ze to wyobrazenie jest bardzo bliskie rzeczywistosci. Pacino zdominowal caly film. fantastyczna rola "cwaniaczka", ktory blyskawicznie awansuje na lidera narkotykowego biznesu. Montana w wydaniu Pacino to prawdziwy sqrwiel, ktory jest zdolny do niemal wszystkiego. ogrom pracy, ktora wlozyli aktorzy, rezyser i scenarzysta w ten film zasluguje na uznanie.
nie bardzo natomiast rozumie argumenty niektorych forumowiczow, ktorzy zarzucaja filmowi wtornosc, epatowanie przemoca. ludzie ten film powstal w 1983 wiec wcale taki wtorny nie jest. wtornosc mozna raczej zarzucac bardziej wspolczesnym produkcjom. a co do przemocy - jest niezbedna zeby oddac charakter postaci czy miejsc. z reszta scen na prawde brutalnych jest raptem dwie. i co to za smieszny zarzut. jezeli ktos jest na tym punkcie wrazliwy - co jestem w stanie zrozumiec - to nie musi ogladac filmu. natomiast ogladanie filmu o ktorym wiadomo, ze jest bruatlny, a pozniej czynienie z tego zarzutu jest smieszne. osobiscie jestem zwolennikiem kina wolnego od ograniczen. granice tego co mozna pokazac powinna byc przesunieta naprawde daleko. dopoki film w sposob razaco niepsrawiedliwy nie pomawia konkrektnej, zyjacej (obecnie lub w niedalekiej przeszlosci) lub w sposob radykalny nie falszuje historii to nie widze problemu. brutalnosc miesci sie w obrebie zainteresowania kina. oczywiscie mozna dyskutowac nad tym czy rzeczywiscie sluzy ona czemus czy jest tylko dodatkiem majacym przyciagnac do kin rzesze nastolatkow. w filmie de Palmy owa brutalnosc - na wspolczesne standardy jednak w miare lagodna - jest nieodlacznym elementem, formujacym ostateczny kasztalt "Scarface".