PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=701101}
6,2 3,0 tys. ocen
6,2 10 1 3023
6,1 18 krytyków
Czarny węgiel, kruchy lód
powrót do forum filmu Czarny węgiel, kruchy lód

Sprawa z początku wydaje się dość powikłana. Szczątki ludzkie rozproszone na rozległym terenie. W fabrykach na taśmach z węglem. Jesteśmy szybko wprowadzeni w historię, przy której wyobraźnia wielu europejskich widzów już podpowiada ciąg dalszy o skrzywdzonym przez ludzi psychopacie, mafii mającej powiązania z ludźmi władzy lub nawet tajnym stowarzyszeniu realizującym w ten sposób swoje mroczne cele. Tymczasem nie. Idąc dalej, chwiejąc się i zataczając, po śniegu i lodzie, u fryzjera, w pralni, taniej jadłodajni czy nocnym klubie, w sposób zgoła ocierający się o znużenie, docieramy do sedna całej układanki. I to już wszystko? Zasadniczo. Przynajmniej na płaszczyźnie fabuły owszem wszystko.
Jest tymczasem jeszcze inna- ta ukryta, wewnętrzna, decydująca o klimacie filmu, który mi pozwolił zachować uwagę do końca seansu. To zmienność dwójki głównych bohaterów, którzy kilkakrotnie zmieniają maski- on raz oddanym służbie policjantem, potem zblazowanym, wiecznie pijanym ochroniarzem, znudzonym samotnikiem, ciekawskim, nie mającym nic lepszego do roboty w życiu, opiekunem, aby dalej wykorzystać okazję jak najlepiej i uciec? Tego nie wiem. Ona- bogini zemsty, zimna kobieta przestrzegająca innych przed naruszeniem swej prywatności, zagubiona, partnerka, żona, winna? Nie są czarni, biali ani ambiwalentni. Są zmienni- konformistyczni też nie. Na pewno określona czasoprzestrzeń czyni ich takimi, aby w żadnym jej punkcie ich obojgu stycznym nie mogli znaleźć nici porozumienia. Nie ma tu estetyki Zhanga Yimou, ani liryzmu Wong Kar-Waia. Jest za to brud, trupy, śnieg, rynsztoki i tandeta codziennego kiczu. Nieuchwytność postaw postaci przenika zwyczajną opowieść, która czyni fabułę zaskakująco zaskakującą.