Mam nadzieję, że nikt się nie nabierze i nie pójdzie na film o podróżach w czasie, na nowy "Dzień Świstaka". Tego tu jak na lekarstwo. "About Time" to typowa komedia romantyczna, w której podróże w czasie to tylko rzadko
wykorzystywany instrument potrzebny do przedstawienia jej morału. Zresztą łatwo zauważyć, że pomysł podróży w czasie jest realizowany bardzo niekonsekwentnie, czasami wbrew logice, albo dla atrakcyjności fabuły. Nikt
jednak tym się nie przejmuje, bo to nie s-f.

Fajna historia, urocza McAdams, zabawny w swej nieporadności Gleeson, ładna muzyka - właśnie, wszystko jest tu fajne, ładne i przyjemne, aż trochę za bardzo. Brakowało mi jakiejś skazy, jakiś trudności w działaniach... Może
moralnych wątpliwości głównego bohatera granego przez Gleesona? Może jakby rozwiązał on problem swojej siostry w inny sposób, wiele by to zmieniło, a moja ocena byłaby o punkt, albo nawet dwa wyższa? Ale to już trochę
czepianie się.

Bo to wszystko nie znaczy, że film mi się nie podobał. Wręcz odwrotnie, ogląda się znakomicie. Ciągle coś się dzieje, łatwo zżywamy się z bohaterami, wiele scen do śmiechu, kilka wzruszających. Bardzo podobały mi się sceny
z zaręczyn i ślubu (mistrzostwo!). Aktorstwo na wysokim poziomie. Nawet Nighty przestał grać ciągle to samo, jego rolę zabawnego przygłupa z dalekiego planu zajął tu Cordery jako Wujek D. Typowy "feel good movie", albo jak
ktoś woli: komedia romantyczna z elementami s-f.

Ocena 8/10.

PS. Lekka przesada odnośnie samochodów, jakimi poruszali się bohaterowie, a zwłasczza rodzice. Skoro stać ich było na taki dom, skoro mogli cofać się w czasie, to wypadałoby, żeby jeździli czymś lepszym niż graty za tysiąc
funtów...