Takie są teraz dwie konwencje w robieniu komedii, ja nazwałem je sobie umownie "humor nieskrępowany" i "humor skrępowany". Myślę, że po tych nazwach domyślicie się, którą konwencję lubię bardziej. A "Czego pragną kobiety" należy akurat do tej drugiej kategorii "skrępowanej". Dlaczego? Bo rzeczywiście przez pierwsze pół filmu są salwy śmiechu, ale potem zaczyna się naprawianie świata, zadościuczynianie bliźniemu i odnowa moralna bohatera. Ale po co? W końcu to tylko komedia i naprawdę nie potrzebuje tych głębokich przesłań. I na tym polega wg mnie to skrępowanie: twórcy nie potrafią/nie chcą/nie mogą uwolnić się od pretensjonalnego schematu poprawności politycznej, happy endów i morałów na zakończenie. Zresztą jak to wygląda: najpierw widz spada z fotela ze śmiechu na widok depilującego się Gibsona, a potem ma na poważnie wysłuchać mądrych wyznań w jego wykonaniu? Błąd w sztuce. Dla ścisłości podam kilka przykładów humoru nieskrępowanego: Chłopaki nie płaczą, Fuks no i oczywiście American Pie i Ostra Jazda. Ale nie chcę tu jednoznacznie uznawać "Czego pragną kobiety" za film z góry gorszy. Oceniam je wszystkie na równi - po 7. Aha, faceci to świnie ;-) [30 marca 2001, Polonia, Łódź]