I tak wreszcie udało mi się zobaczyć Czekoladę.. :) Zaliczyłam ją, mimo wszystko, w poczet ulubionych. Dlaczego mimo wszystko?
Moim osobistym zdaniem cała magia filmu została zrzucona z piedestału przy pomocy wątku amerykańsko-miłosnego, ble ble ble. Intryguje (i irytuje!) mnie strasznie, po co wcisnęli tam (boskiego swoją drogą) Johnnego Deppa, a konkretniej po jaką cholerę został on kochankiem Vianne? A tak tak, fanki biegnące na zabicie do kina, 'bo Johnny tez tam bedzie':D
No ale mimo wszystko jakiś tam zalążek magiczności dostrzeglam, i tutaj duzy plus. Zdjęcia przepiękne, kolorystyka.. mmm:) I muzyka. I czekolada w roli głównej;D Plusy wyparły minusy, a film jak najbardziej polecam.