Takie błędy w filmie sf nie powinny się zdarzyć..A są to na przykład:
1.Brak szcunku dla wody..
A) Laska dowodząca kąpie się jak by była w domu a nie na statku kosmicznym..Już pominę, że woda leje się ostro(na pewno może być odzyskana po oczyszczeniu), ale jak sobie wychodzi calutka mokra i wyciera się ręcznikiem..
B)Kolesie na marsie leją równo i cieszą się jak dzieci..A przecieżnie mają zapasów wody..Każdy normalny człowiek "zagospodarował" by tą wodę..
2.Brak alg.Teleskopy się na ziemmi zepsuły, że skapneli się po wylądowaniu?
3.Tlen.Przecież skład atmosfery można sprawdzić z Ziemi bez wybierania się na marsa..
Jestem w trakcie oglądania..Właśnie lecą reklamy na tvn.Może jeszcze coś póżniwej dopiszę.A jak nie ja niech zrobią to inni..
jeśli traktuje się ten film jako dokument ilustrujący zachowanie załog podczas misji w kosmos, to oczywiście bzdet, ale jeśli założysz, że ma być to kino przygodowo-rozrywkowo-familijn e, to ogląda się całkiem przyjemnie.
Gdyby chcieć każdy film FABULARNY traktować jako odzwierciedlenie rzeczywistości, musiałbyś się przyczepić (i nie bez racji) do zdecydowanej większości filmów. I nie jest tak, dlatego że twórcy są ignorantami (choć mrużę tu oko, bo jednak wielu się zdarza :) , ale dlatego, że rzeczywistość jest mało widowiskowa i by jednak zachować jej spektakularność, trzeba ją modyfikować i naginać. To nie tylko w filmie, ale na każdej płaszczyźnie realizacji twórczej.
Ogląda się całkiem przyjemnie?? W którym momencie?! Przecież ten film nawet się kupy nie tryzma. Żeby chociaż fabuła dokądś prowadizła, a tymczasem mamy tu najpierw awarię statku, potem okazuje się, że na Marsie jest tlen (głupota totalna), potem zbuntowanego robota, a potem jeszcze jakieś magiczne żuczki... To nawet najgorsze niskobudżetowe horrory z lat 60-tych mają więcej sensu niż ten film. Panowie z Hollywoodu myslą, że wystarczy garść efektów specjalnych i trochę bardziej znanych aktorów by odnieść sukces. Otóż nie!
Choć niestety jak widzę to coś się podobało.
Jestem miłośnikiem sf i nawet byłem na tym w kinie..Film mimo błędów ogląda się nawet przyjemnie(może totalnie bym go zjechał ale łykam wszystkie sf i patrze trochę inaczej).Cóż muszę Ci przyznać rację, ale..
Nie podoba mi własnie to w wieku filmach rodem z Hollywood, że są robione jako niezmuszające do myślenia filmy dla mas..Nie lubię jak reżyser chce ze mnie zrobić idiotę(oglądałeś kobietę kot?Ja nie dotrwałem nawet do połwy..).Chciałbym aby każdy obejrzany film skłaniał mnie do jakiś refleksji(choćby np. Leon Zawodowiec).A po tym filmie jedyne refleksje dotyczą błędów..Zresztą bez tych błędów film by nie powstał poneważ wątpie w to aby przy tak długiej podróży na marsa statek był nie odporny na silne promieniowanie, przecież w ciągu tych paru miesięcy wybuchów na Słońcu musiało być wiele..I statek na pewno byłby zabezpieczony przed nimi..A tu u progu lądowania "takie buty":)Śmieszne.Już nie będę pisał błędach w drugiej części filmu..Wspomnę tylko o powrocie Vana..Hahaahahaha.Pasuje do reszty filmu jak nic..Jest to na pewno film fiction bo science nie za bardzo.
A wracając do tematu..Nie drażnią mnie rózne wymysły twórców gdy ponosi ich fantazja(w świeci sf, dziwne światy i istoty np.), jednak nie lubię oglądać kpiny z rzeczywistości, a Red planet jest filmem o wyprawie na Marsa, która mogła by się wydarzyć ale napewno nie w taki sposób..Pozdrawiam
no masz rację. Upraszczając Twój wywód wydaje mi się, że cała sztuka polega na takim nagięciu rzeczywistości, by jednocześnie zrobić film ciekawy, zajmujący, nie nużący a przy tym, by jednak ta spreparowana rzeczywistość sprawiała wrażenie wiarygodnej i autentycznej. Według mnie, mimo wszystkich tych błedów, które wymieniasz i z którymi ja się przecież zgadzam, autorom czerwonej planety udało się tę wiarygodność zachować albo inaczej - udało im się spreparować ją w takim stopniu, który nie szkodziłby samemu filmowi. A kwestia podejścia amerykańskich twórców i traktowania widzów jak idiotów (inna kwestia, że widzowie, zwłaszcza amerykańscy są ignorantami i jak idioci chcą być traktowani :) to problem na odrębną, długa dyskusję. I tu pojawia się ta subtelna różnica - indiana jones gniotem nie jest a xena owszem. Oba filmy fantastyczne, baśniowe, zmyślone a jednak ... to sedno sprawy według mnie.
Hehe..Muszę Tobie też przyznać rację..Amerykanie to "specyficzna" publiczność..Mimo, że mają najwięcej noblistów, przeciętny amerykanin nie wypada najlepiej(gdzie się znajduje np. Ukraina czy tabliczka mnożenia to nie lada wyzwanie dla wielu z nich, były takie badania).Film ten został stworzony aby sobie "pooglądać", i faktycznie moim zdaniem mimo błedów film nie nuży(chociaż jestem zdania, że niektóre sprawy mogli pokazać inaczej, wiarygonie a przy tym spektakularnie..I tego się czepiam.Niektórzy twórcy potrafią właśnie zachować równowagę między spektakularnym obrazem i wiarygoną treścią).I tak jak piszesz wiele zależy od tego do kogo film jest adresowany..Niby Xena i Indiana(idąc za Tobą) są w podobnych klimatach a wykonanie zupełmnie różne..