Choć z początku byłam pozytywnie nastawiona, to rozczarowałam się w trakcie oglądania. Zepsuli postać Negishiego, który w oryginale był po prostu naiwny i nieogarniający życia ale miał dobre intencje, natomiast w filmie zrobili z niego takiego przygłupa, że aż żal było patrzeć. Aikawa niestety też nie lepsza, bardzo głupiutka i drażniąca postać (a ten jej wyskok na koniec filmu to już była kwintesencja głupoty). Alexandrowi Jagi'emu, gitarzyście DMC, też niestety się dostało. W oryginale był najbardziej ogarnięty z całej grupy i zazwyczaj stawiał do pionu nierozgarniętego Negishiego i Nishidę kiedy nie było menagerki, a w filmie, no cóż... irytował, i to bardzo.
Wielki plus jednakże wędruje do pani menager i grupki fanów Krauzera :) ciekawe to były postaci.
Film do pewnego momentu jeszcze się bronił, ale potem zaczął robić się coraz bardziej ckliwy. Te pseudo-dramatyczne gadki o dawaniu ludziom nadziei i marzeń poprzez muzykę (swoją drogą, ciekawy sposób na dodawanie otuchy piosenkami typu "zarąbałem własnych starych"). Końcówka filmu została niestety podle zniszczona wejściem Aikawy na scenę. To tylko przypieczętowało jak bardzo głupią postacią była.
No i to tyle na ten temat. Wielka szkoda, bo film miałby potencjał, ale ktoś niestety jak zwykle przedobrzył...
Wiem, wiem, trochę za dużo ostrych słów, ale to tylko moje zdanie :)